49. ty i ja.

2K 121 51
                                    

Powrót do Londynu po kilku dniach spędzonych w przepięknym Rzymie był przygnębiający i szczerze mówiąc, gdy weszłam do mojego mieszkania odczułam to jeszcze bardziej. Stojąc w progu z ręką zaciśniętą na walizce nie byłam w stanie powstrzymać pojawiających się w moich oczach łez smutku. Ogarniałam wzrokiem wnętrze, w którym przez pewien czas czułam się, jak w domu i biłam się z kolejnymi popieprzonymi myślami, rozsadzającymi moją głowę. Bałam się, co czeka mnie w Nowym Jorku, tyle tysięcy kilometrów od Londynu, ale wiedziałam, że pomimo wszystko muszę dać sobie tam radę. Może tam uda mi się poskładać całe swoje życie do kupy i nie będę więcej czuć się, jak puzzel, który nie pasuje do żadnej układanki.

— Na pewno nie zmienisz decyzji? — spytał Nicola czwartkowego wieczoru, kiedy wyjmowałam z szafy ubrania, by spakować je do przygotowanych wcześniej kartonów. Siedział sztywno na łóżku, przyglądając się, jak składam w równą kostkę kilka koszulek. Nie podnosząc wzroku kiwnęłam tylko głową. — Jeszcze nie jest za późno, pamiętaj o tym.

Westchnęłam rozdrażniona, ale nie skomentowałam w żaden sposób jego słów. Oczywiście, że było za późno. Wylatywałam następnego dnia w samo południe, część moich rzeczy czekała w nowym mieszkaniu w dzielnicy Harlem, a reszta podróżowała jakimś statkiem albo samolotem. Moje mieszkanie było zupełnie puste, nie licząc kilku mniejszych kartonów, stojących smętnie w salonie i czekających, aż Vic wyśle je w przyszłym tygodniu. Na sam widok ogołoconych ścian w sypialni chciało mi się płakać, ale zagryzałam zęby, by po raz kolejny się nie rozkleić.

Poprzednie dwa tygodnie zleciały w szalonym tempie, chociaż rozpaczliwie starałam się zatrzymać czas w miejscu, by móc nacieszyć się ostatnimi chwilami spędzonymi z Nicolą. Potrafiliśmy spędzić cały dzień w łóżku, by następnego poranka wstać skoro świt i po raz kolejny spacerować po tych samych ulicach, jeść śniadanie w tej samej kawiarni i wracać ze splecionymi palcami do mieszkania. Codziennie odwiedzaliśmy Matty'ego, Victorię i Finneasa, śmiejąc się do utraty tchu, paląc papierosy i pijąc czerwone wino ze zwykłych szklanek, jednak widmo zbliżającego się wylotu wisiało nade mną, niczym kat, ale łzy wylewałam w samotności. Bałam się, co stanie się z moim życiem w nowym mieście, w nowej pracy, wśród innych ludzi, lecz czułam się jednocześnie gotowa na wszystko. Wierzyłam desperacko, że będzie dobrze. Musiało być. 

— To chyba wszystko — powiedziałam bardziej do siebie, niż do Nicoli. — Nie wiedziałam, że nagromadziłam tu aż tyle rzeczy — wstałam z podłogi i rozmasowałam zdrętwiałe łydki. Starałam się zająć czymkolwiek ręce, bo czułam, jak zaczynają się delikatnie trząść. — Muszę jeszcze spakować...

— Chodźmy na spacer — wypalił niemal od razu, podnosząc się z materaca. 

Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. 

— Słucham?

— Chodźmy na spacer, Tay — wyszeptał, przebiegając palcami po moim ramieniu. — Chcę spędzić z tobą twój ostatni wieczór w Londynie. Tak po prostu.

Więc tak po prostu ubraliśmy kurtki i tak po prostu zjechaliśmy w ciszy windą na parter, splatając palce od razu po wyjściu z bloku. Szliśmy tam, gdzie prowadziły nas nogi, opuszczając osiedle. Wiał lekki wiatr, ale ulica zdawała się być nadto zbyt pusta, jak na tak przyjemny wieczór. Rozmawialiśmy o mało istotnych sprawach, nie poruszając w ogóle tematu mojego wyjazdu, a raczej ucieczki, bo na samo wspomnienie Nowego Jorku Nicola wzdychał głęboko, odbiegając myślami w zupełnie inne miejsce. 

— Jessica do mnie dzwoniła — mruknął w pewnym momencie. Przeniosłam na niego wzrok, dając mu znak, by kontynuował. — Kupili z Tito mieszkanie i chcieli, żebyśmy... Żebyśmy ich odwiedzili, ale... 

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz