28. wypij mnie.

3K 133 38
                                    

Ściągając ciepłą czapkę z głowy przeszłam przez automatyczne drzwi Tesco z ogromnym uśmiechem na twarzy i skinieniem głowy przywitałam się z ochroniarzem, wyglądającym na zmęczonego życiem. Pchałam przez sobą żelazny wózek gotowa na wielkie zakupy.

Kiedyś wspominałam, że jako nastolatka wyczekiwałam soboty, by wpakować się za kierownicę srebrnej mazdy moich rodziców i ruszyć na podbój supermarketu. Jako nastolatka uwielbiałam przechadzać się po alejkach, by prawdopodobnie wykupić cały zapas ulubionych batoników, a przy dziale z chemią domową niemal trzęsłam się z podekscytowania.

Tak było i tej pięknej, choć mroźnej soboty, gdy odziana w swoje najcieplejsze ubrania wyszłam z mieszkania z misją zapełnienie lodówki i kuchennych szafek. Lista w moim telefonie przekraczała liczbę pięćdziesięciu pozycji, które odznaczałam zielonym ptaszkiem w momencie, gdy produkt znalazł się w wózku.

Pochylałam się właśnie nad wielką zamrażarką, szukając opakowania swoich ulubionych waniliowych lodów, gdy usłyszałam za plecami chrząknięcie. Początkowo zignorowałam je, licząc na to, że to nie żadna stara raszpla, czająca się na ostatnie lody Ben&Jerry's.

Kiedy Finneas powiedział ostatnio, że byłam najbardziej pechową osobą, jaka kiedykolwiek stąpała po tej ziemi, ani trochę się nie pomylił.

— Taylor?

Zacisnęłam usta, prosząc Boga o to, bym się przesłyszała. Wyprostowałam się powoli, stając oko w oko z Nicolą. Nie mogłam poradzić nic na zirytowane westchnienie, uciekające z moich ust. Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie, a ja ciskałam w jego stronę przysłowiowymi gromami.

— Czego? — spytałam w końcu, niezbyt przyjaznym tonem. — Jestem zajęta.

Wrzuciłam opakowanie do koszyka i ruszyłam dalej. Miałam nadzieję, że Zalewski jakimś cudem przyrośnie do podłogi i nie podąży za mną. Ale jak to mówią, nadzieja matką głupich.

— Byłem u ciebie wczoraj — zakomunikował, pchając swój wózek. — Chciałem porozmawiać.

Wzruszyłam ramionami na jego słowa i sprawdziłam listę. Jogurty i mleko...

— Dlaczego mi nie odpisujesz? Dobijam się do ciebie od kilku dni.

— Bo nie mam na to ochoty — uśmiechnęłam się fałszywie. Nie zraziło go to ani trochę, bo podszedł bliżej mnie. — Uważaj, zaraz ktoś zrobi nam zdjęcie i Nicol znowu się do ciebie przysra.

Otworzył zdziwiony usta, ale zaraz je zamknął, po czym odetchnął głęboko.

— Nie obchodzi mnie to, co pomyśli Nicol. I cholera, nie obchodzi mnie, że ktoś zrobi nam zdjęcie. To nie ma znaczenia.

Parsknęłam śmiechem, odhaczając kolejną pozycję na liście. Chwyciłam za rączkę swojego wózka i poszłam dalej, a Nicola zrobił to samo.

— Z tego, co pamiętam, to ostatnim razem bardzo ci to przeszkadzało — nie spojrzałam na niego nawet na moment i wiedziałam, że za chwilę doprowadzi go to do białej gorączki. — Powinieneś odżywiać się zdrowiej — brodą wskazałam na jego zakupy, składające się głównie ze słodyczy. — Podobno warzywa dobrze wpływają na pracę mózgu... Och, wybacz, mój błąd. Zapomniałam, że go nie masz.

Początkowo pokojowo nastawiony Zalewski zacisnął ze złości szczękę. Ja natomiast bawiłam się wręcz wyśmienicie.

— Może zrobimy tak — zaczął i zaszedł mi drogę. Zaplotłam ręce na piersiach i wbiłam w niego wyczekujące spojrzenie. — Odbębnimy zakupy i wrócimy razem, a później porozmawiamy i wszystko wyjaśnimy. Co ty na to?

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz