40. kolekcja winyli.

2.7K 139 91
                                    

Im byłam starsza, tym częściej wydawało mi się, że naprawdę w przeszłości pozamieniałam się z krową na mózgi. Zawsze najpierw robiłam, a później myślałam i w konsekwencji musiałam nieźle się nagimnastykować, by posprzątać powstały bałagan. Nie zliczę, ile złych decyzji podjęłam przez swoją własną głupotę i ile razy płakałam nad przysłowiowym rozlanym mlekiem, bo zamiast przemyśleć jakąkolwiek sprawę na chłodno, wybiegałam przed szereg i wszystko kończyło się tak, jak zawsze – mocnym moralnym kopniakiem prosto w tyłek.

Tak było i tym pieprzonym razem, no bo chyba nikt by się nie spodziewał, że Taylor Gina Collins kiedykolwiek postąpi właściwie. Nie wiedzieć czemu, byłam po prostu ostatnią osobą na świecie, której w życiu chociaż raz mogłoby się poszczęścić.

I kiedy resztę poprzedniego wieczoru oraz noc spędziłam w mieszkaniu Finneasa, wypłakując oczy w jedną z jego ręcznie haftowanych poszewek na poduszki w stylu boho doszłam do bardzo przykrych wniosków.

Bóg musiał mnie nienawidzić. I to cholernie.

Przy okazji podczas użalania się nad swoim marnym losem nażarłam się kabanosów i lodów waniliowych pod korek, przez co kilkanaście minut spędziłam z głową w kiblu, zwracając zawartość żołądka, a przy okazji też inne organy, kiedy Harrison tłumaczył mi, jak krowie na granicy, co powinnam zrobić, by uporządkować syf, jaki narobiłam razem z moimi ostatnimi dwiema szarymi komórkami.

— Po pierwsze to musimy cię ogarnąć, wyglądasz fatalnie — powiedział, zapisując to zdanie w notatniku w telefonie, opatrując go numerem jeden. — Po drugie, pan idealny idzie do wyjebania — dopisał dwójkę. — Od początku wydawał mi się jakiś dziwny — dodał z zamyśloną miną. — A po trzecie, mówisz Nicoli, że za nim szalejesz i wszystko dobrze się kończy — klasnął w dłonie z uradowanym uśmiechem.

Na początku nie będąc kompletnie przekonaną do jego słów tylko machnęłam ręką, kontynuując koncert rzygania do muszli, ale gdy opatulona kocem piłam szklankę elektrolitów stwierdziłam, że to koniec bycia jebanym tchórzem. Musiałam powiedzieć Nicoli, że jest cholernym spełnieniem moich marzeń, zanim będzie za późno.

I z takim nastawieniem następnego wieczora wysiadłam z taksówki. Powiem Nicoli, że za nim szaleję, powtórzyłam w myślach, wchodząc do bloku. A później go pocałuję.

Powiem Nicoli, że za nim szaleję.

— Powiem Nicoli, że za nim szaleję — wypowiedziałam do swojego odbicia w lustrze w windzie, po czym odetchnęłam głęboko. — Powiem mu.

Może i nie chciałam na początku dopuścić do siebie myśli, że wpadłam jak śliwka w kompot i zadurzyłam się w cztery lata młodszym sąsiedzie, który w niektórych przypadkach irytował mnie bardziej, niż własny ojciec, ale fakty były niezaprzeczalne i nawet gdybym zapierała się przed tym uczuciem rękami i nogami, w jakimś momencie musiałabym odpuścić i jak to mawiał Finneas, dać się ponieść.

Wyszłam z windy w takim stopniu pogrążona we własnych przemyśleniach, że w pierwszej chwili widok kilku walizek i kartonów nawet mnie nie zdziwił. Wygrzebałam z torebki klucze i wepchnęłam je do zamka, zaczynając kręcić nimi w lewo. Dopiero gdy otworzyłam drzwi, stanęłam jak wryta.

Odwróciłam powoli głowę, spotykając się wzrokiem ze stojącym w progu swojego mieszkania Nicolą.

— Boże, co tu się dzieje? — rozejrzałam się po niewielkim korytarzu. Brunet właśnie stawiał kolejne pudło opatrzone napisem ubrania pod ścianą.

Autentycznie zrobiło mi się słabo i niedobrze, bo pierwszą myślą, jaka przebiegła mi przez głowę było Nicola się wyprowadza. Moje serce weszło samo w jakiś pieprzony stan przedzawałowy i zaczęłam się za to obwiniać, ze łzami w oczach obserwując zmęczoną twarz Zalewskiego.

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz