epilog.

3.1K 156 111
                                    

2026

Miłość, miłość w Zakopanem... Polewamy się szampanem...

— Zalewski, na litość Boską, utkaj się wreszcie!

Rycerzem jestem ja... — Nicola wskazał na siebie, a później na mnie. — A ty królową nocy!

Puściłam jego ciepłą dłoń i przystanęłam na chodniku, stukając nerwowo fioletową szpilką w szarą płytę.

— Od połowy godziny nie słyszę nic innego, tylko polskie piosenki, a wiesz, że nadal rozumiem je piąte przez dziesiąte — zdmuchnęłam z oczu kosmyk włosów. — Masz zamiar drzeć japę przez całą drogę do domu? Przerobiłeś już chyba wszystkie hity Sławomira.

Brunet znajdował się zaledwie parę kroków przede mną, wciskając dłonie w kieszenie spodni od garnituru. Miał mętny wzrok i szeroki uśmiech na pełnych wargach, na których odznaczały się resztki mojej czerwonej szminki. Nie mogłam poradzić nic na mimowolne uniesienie jednego kącika ust, chociaż byłam już tak padnięta, że równie dobrze mogłabym zasnąć zwinięta w kłębek dokładnie tu, gdzie stałam.

— Wracamy właśnie z wesela mojego najlepszego kumpla i twojej przyjaciółki, TayTay, a ty wyglądasz, jakby ktoś strzelił ci szpadlem w środek czoła — przewalił oczami. — Boże, dalej nie wierzę, że Cash wreszcie się ustatkował. To popieprzone. Pamiętam, jak zaledwie rok temu zakładaliśmy się o to, ile jeszcze razy zerwą zaręczyny — oboje parsknęliśmy śmiechem. — I wygrałem, nadal wisisz mi sto funtów.

Do mnie samej to nie dochodziło. Matty i Victoria rozstawali się i schodzili co najmniej dziesięć razy, a na podstawie historii ich miłości można by nagrać coś na miarę Mody na Sukces. Nie zliczę, ile razy zapłakana Miller lądowała na naszej kanapie w towarzystwie pistacjowych lodów, dennej komedii romantycznej i chusteczek, w które rozpaczliwie smarkała, wyzywając Casha od idiotów. Za to Matty niemal od razu po kłótni z Vic wyciągał Nicolę na ryby i spędzali na łódce pół dnia, a Zalewski bombardował mnie setkami zdjęć w okropnym kapeluszu i kaloszach w kwiatki. Zazwyczaj po tygodniu albo dwóch Victoria pakowała swoją walizkę i wracała w podskokach do apartamentu swojego chłopaka, a ja wzdychałam z ulgą. Oby z nami nigdy tak nie było, mówił Nico, kręcąc głową, gdy spoglądałam na niego z szerokim uśmiechem. Obiecałem ci, że gdy postanowisz uciec ode mnie chociażby jeden raz, to przywiążę cię do krzesła albo przypnę kajdankami do kaloryfera i chuja zobaczysz, a nie Amerykę.

Odkąd z powrotem zamieszkałam w ponurym i deszczowym Londynie, do którego "podobno" nigdy nie chciałam wracać, moje życie układało się idealnie. Nadal klęłam, jak szewc, kiedy na niebie zbierały się ciemne chmury i modliłam się o choć odrobinę słońca, ale pokochałam to miasto i nie wyobrażałam sobie, bym kiedykolwiek miała je opuścić. W pewnym momencie zrozumiałam, że całym sercem i duchem należę do Anglii, dlatego pewnego lipcowego poranka, gdy spacerowaliśmy z Zalewskim po urokliwym Brooklynie powiedziałam:

— Tęsknię za Londynem.

A on odpowiedział:

— Londyn też za tobą tęskni.

Niecałe cztery miesiące później przekraczaliśmy próg wspólnego domu na obrzeżach z kartonami w rękach i nadzieją na najpiękniejszą przyszłość w sercach. Nie obyło się bez tysiąca kłótni o kolor ścian w salonie albo płytek w łazience, łez z powodu fatalnie ułożonej podłogi w sypialni, krzyków i cichych dni, ale na koniec i tak któreś z nas wyciągało rękę na zgodę.

Jednego wieczoru, gdy siedzieliśmy pod kocem w ogrodzie za domem z kieliszkami wina w dłoniach i opowiadaliśmy sobie najróżniejsze historie uświadomiłam sobie jedną rzecz.

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz