W życiu każdej kobiety przychodzi taki czas, w którym chciałoby się coś zmienić. Może zacząć się niewinnie, od zmiany słuchanej na co dzień muzyki, sposobu rysowania kresek eyelinerem, porannej rutyny, a później przerodzić się w zmianę koloru włosów, a następnie stylu. Później zmiana śmiechu, zachowania, może nawet akcentu. Można również zacząć uczyć się nowego języka, czytać książki inne, niż zazwyczaj... O! Można też zapisać się na siłownię albo zacząć uprawiać jogging ze swoją przyjaciółką.
Ja stwierdziłam tak w pewien chłodny i mżysty wieczór, kiedy Victoria zaproponowała mi poranną przebieżkę. Zgodziłam się niemal od razu, wstając na następny dzień koło ósmej rano. Podobno zmiany należy zaczynać wraz z początkiem nowego tygodnia, ale sobota też wydawała się adekwatna. Byłam nastawiona pozytywnie i czułam w sobie duże pokłady energii, gdy zaczynałyśmy truchtać spod mojej kamienicy w stronę parku. Wyszło tak, że wraz z końcem ulicy miałam dość, a moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
— Nigdy, kurwa, w życiu... — wysapałam, walcząc o każdy krótki i płytki wdech, gdy moje ciało, a raczej zwłoki opadły na drewnianą ławkę. Pot wręcz zalewał mi oczy, a twarz piekła od niskiej temperatury i wysiłku. Czułam, że moje policzki są cholernie gorące, kiedy Vic podawała mi butelkę z wodą. — Nie namówisz mnie na poranne bieganie. Ani popołudniowe. Ani nawet, kurwa, wieczorne. Nigdy, zapamiętaj to, Victorio Miller.
Blondynka zaśmiała się, poprawiając swoją czapkę i usiadła obok mnie, wyglądając na niesamowicie zrelaksowaną. Wyjęła telefon z zasuwanej kieszonki kurtki i skrzywiła się nieznacznie, podczas gdy ja w myślach dziękowałam Bogu za butelkowaną wodę.
— Co jest? — spytałam, widząc jej minę. — Ten typ nie daje ci spokoju?
— A żebyś wiedziała — westchnęła zirytowana. — Wstawaj, biegniemy dalej.
Jakąś godzinę lub półtorej później ledwo żywa skręcałam na swoje osiedle. Było mi słabo, niedobrze i miałam wrażenie, że zaraz runę jak długa na chodnik.
Zmarszczyłam czoło, gdy dostrzegłam pod blokiem Matty'ego, który przykładał telefon do ucha, stojąc do mnie tyłem.
— Jeśli Nicola znowu zapomniał, że ma się z tobą spotkać, to możesz wpaść do mnie. Zrobię nam śniadanie. Pykniemy sobie też w Psi Patrol — mruknęłam, gdy znalazłam się zaraz za nim.
Cash podskoczył i z przerażeniem odwrócił się w moją stronę. Odetchnął i złapał się za klatkę piersiową.
— Chcesz mnie zabić, kobieto? — spytał z wyrzutem, na co się zaśmiałam. — Chętnie wejdę. Właściwie to mieliśmy jechać zjeść śniadanie na mieście, ale oczywiście znowu coś mu wypadło. Naprawdę nie rozumiem, jak można tak traktować najlepszego kumpla. Zero szacunku. Człowiek daje mu serce na srebrnej tacy, a on co? Ma mnie głęboko w dupie. Ja w życiu bym się tak nie zachował...
Zauważyłam, że Matty Cash oprócz bycia narcyzem był niesamowicie rozgadany. Obgadywał Nicolę całą drogę przez lobby, później w windzie, następnie gdy ściągał buty i nawet przez zamknięte drzwi do łazienki, kiedy ja wstawiałam wodę na kawę.
— Skąd masz to mydło? — spytał, podchodząc do mnie. — Pięknie pachnie, ale ze strachu prawie rozjebałem ci pół łazienki. Kto normalny kupuje grające mydło?
— Ja kupuję — wzruszyłam ramionami. — Pokrój cebulę i pomidory, jak możesz.
Kolejną cechą Matty'ego była aż przesadzona dokładność w wykonywaniu jakiejś czynności. Każda kostka jakiegokolwiek warzywa musiała być idealnie symetryczna.
— Wtedy będzie lepiej smakować — powiedział poważnym tonem, gdy w ręce trzymał pomidora.
— Pomogę ci...
CZYTASZ
cup of sugar • nicola zalewski
Fanfic❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.