19. opera.

3K 122 35
                                    

Odwalona, jak przyczepa na otwarcie festynu siedziałam na kanapie w swoim mieszkaniu i nerwowo stukałam obcasem botka o panele. Czekałam na Louisa, który rano zadzwonił i poprosił o adres, by odebrać mnie z mieszkania. Napomknął coś o niespodziance, dlatego byłam podekscytowana, jak dziecko. Na moje pytanie, jak mam się ubrać, odpowiedział swoim niskim i pociągającym głosem we wszystkim będziesz wyglądać cudownie, co na nieszczęście odczułam między nogami.

Zmusiłam go, by sprecyzował, a on zaproponował, bym ubrała sukienkę, bo to eleganckie miejsce. Moją pierwszą myślą była restauracja, dlatego sukienka, którą założyłam była czarna, by w razie czego nie było widać żadnej plamy. Wyglądałam w niej całkiem okej, szczególnie w połączeniu z wysokimi botkami i brązowym płaszczem. Uczesałam włosy w wysokiego koka, z którego wyciągnęłam kilka pasm, by opadały mi na czoło.

Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, na co mój żołądek zacisnął się w supeł. Wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi, by je otworzyć.

Uchyliłam usta, bo zamiast twarzy Louisa ujrzałam ogromny bukiet czerwonych róż, który go zasłaniał.

— Poczta kwiatowa dla Taylor Collins — odezwał się brunet, opuszczając bukiet. — Wow, wyglądasz... Wow.

Przyjęłam kwiaty i zachichotałam nerwowo.

— Dziękuję — powiedziałam cicho. — Wstawię je do wody i możemy jechać... tam gdzie mamy jechać. Nie zdradzisz mi żadnych szczegółów, prawda?

Pokręcił głową i włożył ręce do kieszeni eleganckiego granatowego płaszcza, spod którego wystawała czarna koszula.

Kilka minut później zajmowałam miejsce pasażera w odjechanym audi, które pachniało grubą kasą i nowością. Louis był naprawdę znakomity w prowadzeniu rozmowy, dlatego i mi i jemu nie zamykały się usta. Irytował mnie jednak fakt, że Lynch nie uznawał słuchania muzyki w samochodzie, dlatego gdy zapadała nawet kilkusekundowa cisza, czułam się trochę niekomfortowo.

— Och, opera — uniosłam kąciki ust w wymuszonym uśmiechu, gdy zaparkowaliśmy pod Royal Opera House. — Uwielbiam operę — nie wiem kogo próbowałam przekonać, że faktycznie tak jest.

Byłam w operze tylko jeden raz na jakiejś wycieczce klasowej w liceum. Już od pierwszego momentu spektaklu znienawidziłam ten rodzaj sztuki. Po prostu mnie to nie kręciło, wydawało mi się cholernie nudne, frustrowało mnie samo słuchanie wycia tych wszystkich ludzi. Uważałam to za rozrywkę dla bogatych ludzi, którzy nie wyjmują kija z dupy i nie zamierzałam zmienić zdania.

Gdy ja wpatrywałam się w fasadę budynku z powątpiewaniem, Louis chwycił mnie pod ramię i zaczął ciągnąć w stronę wejścia.

— Ja również uwielbiam operę — wypowiedział te słowa z czystym zachwytem. — Dlatego, gdy tylko dowiedziałem się, że wystawiają Turandot wiedziałem, że muszę się wybrać. Pomyślałem wtedy, że to dobry pomysł na naszą piątą randkę — uśmiechnął się tak pięknie, że nawet nie śmiałam mu przerywać.

Halo, typ zapamiętał na ilu randkach byliśmy!

— Bardzo się cieszę. Dawno nie byłam w operze — podałam mu swój płaszcz. Wśród tych elegancko ubranych kobiet czułam się trochę dziwnie. Moja kiecka nie wyglądała najgorzej, ale na pewno nie aż tak formalnie, jak powinna.

Kiedy zajęliśmy miejsca i zgaszono światła przygryzłam wargę. Nie wiedziałam o czym jest ten cały Turandot, a wraz z rozpoczęciem tego gówna miałam ochotę wbić sobie widelec w oko. Z planu spektaklu dowiedziałam się, że będę kwitła ponad dwie godziny na cholernie niewygodnym fotelu. Nudziłam się, jak mops, nie mogłam skupić uwagi na niczym, dlatego co jakiś czas przymykałam powieki i gdy tylko jakaś sopranistka zaczynała śpiewać budziłam się i patrzyłam na Louisa w obawie, że spostrzegł, jak ucinam sobie drzemkę. Ale gdzie tam. Lynch był tak zainteresowany operą, że z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w scenę.

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz