18. witaj w domu.

3.1K 127 56
                                    

Powłóczyłam nogami, ciągnąc za sobą ciężką walizkę. Włosy opadały mi na twarz, więc raz po raz zakładałam irytujące kosmyki za uszy. Byłam wycieńczona cholernie długim lotem i marzyłam tylko o gorącym prysznicu i swoim wygodnym łóżku.

Rozglądałam się za Nicolą, który obiecał czekać na mnie przed budynkiem. W momencie, gdy wyszłam na zewnątrz poczułam przeszywające zimno, przechodzące przez mój cienki płaszcz. Od razu pożałowałam powrotu do Anglii. W Phoenix przynajmniej było ciepło i słonecznie, a ja leżałam całymi dniami plackiem w ogrodzie. Piękne czasy.

— Nico, gdzie jesteś? Czekam przed drzwiami — mruknęłam, gdy odebrał telefon. — Jest mi tak kurewsko zimno, że zaraz zamarz...

— Odwróć się, TayTay.

Spojrzałam za siebie i dostrzegłam roześmianego bruneta, który wciskał ręce w kieszenie czarnej kurtki. Znacie te filmowe sceny, gdzie dwójka przyjaciół rzuca się sobie w ramiona na lotnisku? Wiecie, byle jak pozostawiona walizka, którą nagle nikt się nie przejmuje, fajny outfit, kwiaty albo jakiś fajny transparent i inne gówna? Oboje płaczą, gadają jakieś popierdolone rzeczy, a później odjeżdżają w stronę zachodzącego słońca.

W naszym przypadku było inaczej.

Wpatrywałam się w Nicolę ze zmarszczonymi brwiami i dziwnym grymasem na twarzy. Moje zmęczenie było porównywalne do ego Casha, więc słabo ogarniałam rzeczywistość. Nie planowałam rzucać się na niego, jak jakaś flądra, nie oczekiwałam także żadnych badyli. A wyglądałam, jakby mnie ktoś zjadł, przeżuł i wypluł. Czułam, jak nikotynowy pryszcz rośnie mi na czole, a tusz do rzęs znajdował się najprawdopodobniej na moich policzkach.

— Och, hej...

Zalewski podszedł do mnie szybkim krokiem i przyciągnął mnie do uścisku, a ja powstrzymałam jęk zadowolenia, gdy poczułam ciepło jego ciała. Z nieukrywanym zadowoleniem oplotłam go ramionami w talii i oparłam brodę o jego ramię. Boże, jeszcze pachniał tymi charakterystycznymi perfumami.

— Czekałem w samochodzie już od drugiej — powiedział cicho, kiedy ja z przymkniętymi oczami zaciskałam dłoń na materiale jego kurtki. — Mi sei mancato tanto* — oderwałam się od niego.

— Nie rozumiem — zachichotałam, a on złapał za rączkę mojej walizki, drugą ręką obejmując ponownie moje ramiona. Zaczęliśmy kierować się w stronę parkingu. — Co powiedziałeś?

Uniósł kącik ust, nie patrząc na mnie.

— Że wyglądasz, jakby piorun cię trzasnął — wskazał palcem na moją głowę. — Nie wiedziałem, że masz kręcone włosy. Pasują ci bardziej, niż wyprostowane — otworzył samochód i wpakował walizkę do bagażnika.

Wpakowałam się na miejsce pasażera z cichym westchnieniem ulgi. Za jakieś pół godziny wreszcie położę się do łóżka w jednej z moich flanelowych piżam.

— Nienawidzę ich, ale nie miałam czasu się ogarnąć przed lotem. Musiałam pożegnać się z dziadkami i Noahem — wyjaśniłam, podkręcając ogrzewanie. Rozsiadłam się wygodniej na skórzanym fotelu.

— Noahem?

Rzuciłam mu krótkie spojrzenie.

— To mój przyjaciel z liceum — odparłam, gdy Nicola wyjeżdżał z parkingu. — Spędziłam z nim prawie całe dwa tygodnie. Studiował w Bedford w Indianie, ale wrócił prawdopodobnie na stałe do Phoenix.

— To ten chłopak, którego oznaczałaś na zdjęciu? — spytał, wbijając wzrok w przednią szybę. Kiedy Zalewski prowadził skupiał się tylko i wyłącznie na drodze.

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz