Tego dnia byłam po prostu smutna. Była niedziela, wyjątkowo paskudna, nawet jak na Londyn. Październik dobiegał końca, więc na zewnątrz zaczynało robić się cholernie zimno, ponuro i nieprzyjemnie. Nikt nie miał ochoty się spotkać, a do kogo nie zadzwoniłam, był zajęty.
Dlatego rozłożyłam się na łóżku i smętnie wpatrywałam się w okno. Puściłam smutną muzykę i stwierdziłam, że przyszedł czas się wypłakać. Nie byłam emocjonalna, wręcz przeciwnie, ale tego dnia łzy same wypłynęły z moich oczu. Więc leżałam i płakałam, a w moich słuchawkach Adele wyśpiewywała swoim anielskim głosem kolejne wersy All I Ask.
Jakiś czas później nastała faza użalania się nad sobą. Myślałam nad tym, jaka jestem beznadziejna, że mam okropną pracę, krzywą jedynkę, zniszczone włosy i pryszcze na czole. Nie wyglądałam ani w jednym procencie tak dobrze, jak chociażby Nicol, do której zaczęłam porównywać się w ostatnim czasie, bo była po prostu piękna. Wręcz idealna. Ja byłam zbyt leniwa, by iść na siłownię, robić pełen makijaż albo aż tak dbać o cerę i włosy.
I tu widziałam główny problem. Moje lenistwo. Uwierzcie mi, że wiele razy próbowałam utrzymać jakąś dietę albo wytrwać w postanowieniach noworocznych, ale po kilku dniach odpuszczałam i znowu zaczynałam się chujowo odżywiać i spałam po cztery godziny dziennie.
Byłam też beznadziejną córką, bo nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio dzwoniłam do rodziców, by po prostu zapytać, co u nich.
A kiedy uświadomiłam sobie, że ostatnio na randce byłam około pół roku temu, rozpłakałam się tak bardzo, że nie mogłam złapać oddechu.
— Jesteś naprawdę beznadziejna, Taylor — powiedziałam do swojego lustrzanego odbicia, gdy w końcu zebrałam się, by pójść pod prysznic. — Musisz się wziąć za siebie.
Umyłam włosy, ogoliłam nogi, a później zrobiłam coś w rodzaju spa. Nałożyłam maseczkę na twarz, wysmarowałam całe ciało balsamem i usiadłam na kanapie z tabletem w dłoni.
Kilka minut później miałam sporządzoną listę z kilkoma postanowieniami. Pierwszym z nich było regularne chodzenie na siłownię, dlatego kupiłam od razu karnet na pół roku. Następnie zamówiłam jakieś kosmetyki do pielęgnacji twarzy i włosów, później zrobiłam porządki w swojej lodówce i założyłam Tindera, żeby umówić się z kimś na randkę. Przytargałam z piwnicy sztalugę i kilka płócien, a także postanowiłam zadzwonić w końcu do rodziców.
Po rozmowie z nimi byłam w jeszcze gorszym stanie psychicznym, niż wcześniej, dlatego kierowana tęsknotą za domem, spontanicznie kupiłam bilet do Phoenix. Niemal od razu zaczęłam tego żałować, bo wydałam tego dnia w cholerę pieniędzy.
Wieczorem znowu urządziłam sesję płaczu w łóżku z poduszką na twarzy, a zamiast ulubionej pizzy na dowóz musiałam zadowolić się sałatką, której nawet nie dojadłam, bo była sucha i ohydna.
Naprawdę nie wiedziałam, co wstąpiło we mnie tego dnia, ale moje samopoczucie było dramatyczne. Nie umiałam znaleźć sobie miejsca, pociągałam nosem i rozdrapywałam skórki przy paznokciach, aż nie pociekła z nich krew. Znowu leżałam w łóżku, znowu słuchałam smutnej muzyki, znowu płakałam i tak w kółko, aż do wieczora.
Gdzieś pomiędzy snem, a jawą usłyszałam irytujący dzwonek do drzwi. W mieszkaniu było zupełnie ciemno, więc po prostu zaczęłam udawać, że mnie nie ma.
Mój telefon zawibrował.
nico_zale jesteś w mieszkaniu? stoję pod drzwiami
Przygryzłam wargę. Jedna część mnie chciała od razu otworzyć Nicoli i wypytać go o wszystko, a druga chciała jeszcze więcej płakać.
CZYTASZ
cup of sugar • nicola zalewski
Fanfic❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.