— To jakiś cholerny wirus — zakaszlałam do telefonu, mając nadzieję, że brzmię w miarę wiarygodnie. — Leżę przykuta do łóżka, tak samo jak moi rodzice.
— Masz gorączkę?
— Prawie czterdzieści stopni, czuję się fatalnie — jęknęłam, kasłając po raz kolejny.
Louis westchnął ciężko, a ja przygryzłam wargę i przeczesałam jeszcze wilgotne po prysznicu włosy. Lynch wydawał się zmartwiony moją udawaną chorobą, bo przejęcie w jego głosie ścisnęło mnie nieco za serce, ale nie wiedziałam, jaką inną wymówkę mogłabym znaleźć. Do ostatniego momentu wahałam się nad tym, czy nie kupić dla mnie i Nicoli biletów powrotnych do Londynu, ale wtedy Noah prawdopodobnie wpakowałby się do luku bagażowego i na lotnisku Heathrow udusiłby mnie gołymi rękami, pakując mnie z powrotem w najbliższy samolot do Phoenix. Jednak obiecałam Sullivanowi, że z Zalewskim zjawimy się na jego imprezie i będziemy doskonale bawić się aż do rana.
Sama nie wiedziałam, czy okłamywanie Louisa jest warte świeczki, bo w końcu chyba byliśmy parą, a pary musiały być wobec siebie szczere, chociaż jedno było pewne – Lou oszalałby ze złości, gdyby odkrył prawdziwy powód mojego dłuższego pobytu w Phoenix. Podejrzewam, że ponownie nazwałby mnie niedojrzałą laską, w dodatku uganiającą się za młodziutkim piłkarzykiem.
I jeśli na początku naprawdę stresowałam się rozmową z nim i kłamaniem, jak z pierdolonych nut uznałam, że jeśli mam spędzać Nowy Rok na swój sposób, to zostanę w Phoenix. O wiele bardziej podobała mi się wizja upicia w odjechanym domu Noaha, niż gniecenie się w eleganckiej kiecce na bankiecie, na którym serwowali tylko gorzkiego i w kurwę drogiego szampana oraz wegańskie przystawki. Wolałam towarzystwo przygłupich znajomych Sullivana i Nicoli, niż napuszonych bogaczy, których ulubionym tematem jest pieprzona polityka.
— Och, okropna szkoda, Taylor. Chciałem, byś poznała w końcu Lily — Louis znów westchnął ze szczerym smutkiem, a także rozczarowaniem. — Mam nadzieję, że jutro poczujesz się lepiej. Wracam na lekcje, odezwę się później.
— Jasne, trzymaj się — wcisnęłam czerwoną słuchawkę i opadłam ciałem na materac.
— Myślisz, że uwierzył?
Przekręciłam głowę w prawo, by spotkać się z rozbawionymi tęczówkami Nicoli, grającym w Pou na swoim telefonie. Klimat Phoenix bardzo mu służył, bo jego skóra była muśnięta grudniowym, arizońskim słońcem, a sińce pod oczami zniknęły. Miał kaptur naciągnięty na głowę, spod którego wystawały roztrzepane kosmyki brązowych włosów. Zdążył odwrócić wzrok, a ja nadal wpatrywałam się w niego w milczeniu.
Nicola Zalewski był jedną z tych osób, w której można było zakochać się już w chwili poznania. I nie chodzi mi o wygląd, tylko o jego serce. Nigdy, w całym moim pieprzonym życiu nie spotkałam kogoś takiego, jak on. Kogoś o tak pięknym wnętrzu. Podobało mi się to, jak się przy nim czułam. Miałam wrażenie, że znowu jestem nastolatką i przeżywam swoje życie na nowo. Mogłam chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości, nie martwiąc się obowiązkami. Lubiłam ten stan i lubiłam Nicolę. Chyba nawet bardziej, niż podejrzewałam.
— Raczej tak — odetchnęłam głęboko, kładąc się na niepościelonym łóżku. — To trochę chujowe z mojej strony, nie uważasz? W końcu Louisowi bardzo zależało, żebym mu towarzyszyła.
Wykrzywił usta w grymasie.
— Powinno mu zależeć na tym, byście spędzali czas w taki sposób, w jaki oboje chcecie. Musi być skończonym idiotą, jeśli myśli, że opera albo gówniany teatr cię cieszą — mruknął, przekarmiając Pou. — I jeśli wprost mu tego nie powiesz, to pozostaje mi tylko ci współczuć. Na twoim miejscu bym mu zajebał, gdyby kolejny raz zabrał mnie do opery. Dramat, to jest cholernie nudne.
CZYTASZ
cup of sugar • nicola zalewski
Fanfiction❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.