cup of christmas

1.7K 97 81
                                    

grudzień 2026, Rzym, Włochy

Otworzyłam gwałtownie oczy i zacisnęłam szczękę z taką siłą, że prawie ukruszył mi się ząb. Wciągnęłam powietrze nosem i z trudem przekręciłam się na drugi bok, by z całej siły szturchnąć Nicolę łokciem gdzie popadnie. Nie zareagował na moją serię ciosów, pochrapując cicho z twarzą wtuloną w poduszkę.

— Nicola... — jęknęłam zachrypniętym głosem, zaciskając palce na jego nagim przedramieniu. Było gorące, jak cholera. — Nico!

Zalewski otworzył oczy i gwałtownie podniósł się do siadu, skanując wzrokiem cały pokój, w którym było ciemno, jak w jamie chama, by na koniec wykrzyknąć z przerażeniem:

— Gdzie się pali?!

Przewróciłam oczami i również usiadłam na zajebiście wygodnym materacu, poprawiając włosy, które uciekły z mojego luźnego warkocza. Przetarłam oczy i ziewnęłam przeciągle, bo kolejna zarwana noc dała się we znaki.

— Po pierwsze to twój budzik dzwoni już od jakichś pięciu minut — włożyłam rękę pod jego poduszkę i wymacałam wibrujący telefon. — A po drugie... Cholera jasna, człowieku! Znowu kopnąłeś mnie przez sen w łydkę. Jak tak dalej pójdzie to w końcu złamiesz mi piszczel. Od pieprzonych trzech lat to samo!

Odkąd Nicola wrócił do Romy z rocznego wypożyczenia przez Aston Villę stwierdziliśmy, że Anglia jednak aż tak bardzo nam się nie podoba. Wciąż była piękna i ją uwielbiałam, ale krążenie pomiędzy Rzymem, a Londynem było uciążliwe, jak jasny chuj. Udało nam się sprzedać dom całkiem uroczej parce, zapakowaliśmy Boczka do samolotu i przylecieliśmy do Włoch, gdzie rozpoczynaliśmy kolejną z naszych wspólnych przygód. Ja jako zastępca głównego architekta, a Nicola jako spec od faulowania i dostawania żółtych kartek.

Kupiliśmy mieszkanie, w którym aż roiło się od zdjęć naszego kochanego tłuściocha, ołówków, moich projektów, a także brudnych skarpet i gaci Nicoli, walających się pod nogami. Stonowana kolorystyka przełamana dodatkami w żywszych barwach sprawiała, że czułam się na naszych osiemdziesięciu metrach, jak ryba w wodzie, a od komplementów nie mogłam się opędzić, ale cóż - Nico dał mi wolną rękę przy projektowaniu i sam nie miał na co narzekać. No może poza brakiem listew przypodłogowych, czasem cieknącym kranem i nie do końca domykającą się szafką w łazience, którą montował najebany z pomocą Glika, ale poza tym wszystko było idealne. Tak, jak sobie wymarzyliśmy. Teraz dodatkowo nasz mały azyl był pieprzoną fabryką elfów świętego Mikołaja za sprawą ogromnej choinki wdzięczącej się w kącie salonu, lampek, kiczowatych krasnali na tyczkowatych nogach i girland z idiotycznymi napisami. 

— To przecież nie było specjalnie — bąknął pod nosem i ziewnął przeciągle. — Mam zespół niespokojnych nóg.

— To śpij z Boczkiem — fuknęłam zirytowana wczesną pobudką. — Ja tego dłużej nie zniosę — dodałam, podnosząc się na równe nogi. — Zrobię ci herbatę, idź pod prysznic, bo dziwnie od ciebie pachnie.

Zalewski obwąchał swoją koszulkę, a potem pachy i spojrzał na mnie zdziwiony.

— Pachnę tak, jak ty, używamy tego samego żelu pod prysznic — zmarszczył czoło i ponownie przytknął materiał ubrania do nosa. — Poza tym, co ty się taka uszczypliwa zrobiłaś ostatnio?

Zarzuciłam szlafrok na ramiona i związałam go ciasno w pasie, wkładając jeszcze na stopy futrzaste kapcie. Dopiero wtedy spojrzałam na Nicolę i wzruszyłam ramionami.

— Nie wiem, o czym mówisz — wymamrotałam pod nosem, chociaż doskonale wiedziałam, o co mu chodzi.

— Dwa dni temu spytałaś, czy mogę ciszej mrugać, a wczoraj wieczorem przywaliłaś się do tego, że specjalnie podałem ci sól zamiast cukru, kiedy robiłaś herbatę — podrapał się po policzku z nietęgą miną. — Okres ci się zbliża, czy co?

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz