34. n sam w phoenix.

2.8K 145 74
                                    

Każdy z nas czasem odpierdala, prawda?

Nie uwierzę, jeśli spróbujecie mi wmówić, że nigdy w życiu nie zrobiliście niczego głupiego i bezmyślnego. Na pewno podjęliście kilka cholernie złych, bezsensownych decyzji i może do teraz borykacie się z ich konsekwencjami. Jestem w stu, a nawet dwustu procentach pewna, że czasem siedzieliście na łóżku i myśleliście nad swoimi słowami albo czynami i zastanawialiście się, co tak właściwie odjebaliście.

Wiecie, patrzycie w jeden punkt, w waszej głowie szaleje tornado, a trybiki pracują z taką mocą, że niemal dymi wam z uszu od nadmiaru przemyśleń.

Sama przekonałam się na własnej skórze o braku piątej klepki albo jakiejś ważnej części mózgu, odpowiedzialnej za logiczne myślenie, gdy niecałe dwa dni po tej cholernej wigilii klasowej, na której Nina niemal zrównała mnie z ziemią stałam na lotnisku i wypatrywałam w tłumie ludzi brązowej czupryny Nicoli, nerwowo stukając butem o posadzkę.

Po naszej rozmowie, w czasie której Zalewski uspokajał mnie i prosił, bym wróciła jak najszybciej do domu, skłoniłam się do krótkiego momentu refleksji. Dlatego na kurewskiej bombie siedziałam zawinięta w pościel i myślałam nad całym swoim życiem, dochodząc do jednego wniosku.

Byłam po prostu popierdolona.

I z pewnością postradałam zmysły, prosząc Nicolę, by przeleciał pół pierdolonego świata, bo moja dawna przyjaciółka powiedziała mi cholerną prawdę, a nieprzyzwyczajona do krytyki Taylor Collins zamiast przyjąć to na klatę, uciekła z rykiem z imprezy, wzbudzając kolejną sensację na pół Phoenix.

Gdy popołudniu po imprezie otworzyłam oczy i spostrzegłam wiadomość o treści wsiadam do samolotu, ląduje o dziewiątej rano twojego czasu na sky harbor, dasz radę mnie odebrać? ciśnienie podniosło mi się na tyle, że kawy mogłabym nie pić przez następne pół roku albo dłużej.

Co w ogóle strzeliło mi do tego pustego łba? Rozumiem, gdyby Nico był w Londynie i miałby przyjechać i odebrać mnie z imprezy, na której zrobiłam dym, ale żeby przelecieć tyle cholernych kilometrów, bo zapłakałam mu do telefonu? Tego nie mogłam pojąć. Nie mogłam też zrobić nic, by to odkręcić, bo Nicola siedział już w samolocie.

Na lotnisku czekałam od siódmej rano. Tata, idący do pracy, zauważywszy mnie w kuchni po szóstej, zmarszczył brwi i spytał, czy mam gorączkę albo niestrawność po gulaszu babci. Na moją odpowiedź – jadę na lotnisko po mojego sąsiada, przyleciał z Włoch na początku przeżył cholerny szok, a później z głupim uśmiechem kazał mi przygotować pokój gościnny i wyszedł. Wiedziałam, że już w samochodzie wysmarował wiadomość z popieprzonymi teoriami do będącej na porannym dyżurze mamy i gdy wrócę do domu z Nicolą i jego oczojebną pomarańczową walizką, najpewniej moi rodzice zaczną planować nasz ślub.

O Boże... Na samą myśl o konfrontacji Zalewskiego z Frankiem i Clarie robiło mi się niedobrze.

W końcu po kilkunastu minutach dostrzegłam go i pomimo ogromnego zażenowania sobą, jakie czułam, uśmiechnęłam się szeroko na widok jego dziecięcej buzi z wymalowanym na niej niewyobrażalnym zmęczeniem.

Nicola z początku nie zwrócił na mnie uwagi, zwyczajnie szedł, wbijając wzrok w ziemię i zaciskał dłoń na rączce tej okropnej walizki. Biała koszulka, którą miał na sobie była niesamowicie pomięta, zupełnie jakby co dopiero wyrwał ją psu z gardła, a na jasnych jeansach dostrzegłam plamę po kawie. Mój uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. Pieprzona sierota.

Dzieliło nas może kilkanaście metrów, gdy podniósł głowę i mnie spostrzegł. Próbowałam zapanować nad rzuceniem się na niego, jak napalona nastolatka, ale wtedy Nico po prostu uniósł kąciki ust, a ja popędziłam w jego stronę, przyciągając go do mocnego uścisku, którego nie powstydziłby się pijany wujek na weselu.

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz