00. przez c i bez s.

6.1K 157 51
                                    

— Masz może pożyczyć szklankę cukru?

Nie wiem, czy moje zdezorientowane i tępe spojrzenie wbite w młodego chłopaka, który stał przede mną z uśmiechem na pół twarzy i szklanką w dłoni było skutkiem nieprzespanej nocy, kaca czy zmęczenia pracą.

Jednak fakty były niezaprzeczalne. Nie prezentowałam się najlepiej. Miałam nieumyte włosy, okulary na zaczerwienionej twarzy i piżamę, która lata świetności miała już dawno za sobą. Do tego byłam pewna, że nie pachnę zbyt atrakcyjnie. Zdecydowanie zapach papierosów i potu, a także ciężkich perfum nie był przyjemną dla nosa mieszanką.

Za to stojący przede mną brunet wyglądał, jakby urwał się właśnie z sesji zdjęciowej dla jakiegoś magazynu modowego, pomimo że miał na sobie zwykłą białą koszulkę z długim rękawem i wąskie siwe dresy. A także kapcie z głową Garfielda. Pachniał naprawdę dobrze, a jego twarz była na tyle ładna, że po prostu na niego patrzyłam. I to z czystym zachwytem.

— Słucham? — zapytałam w końcu, może trochę opryskliwym tonem, ale najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi.

Potrząsnął szklanką i uśmiechnął się jeszcze szerzej, na co miałam ochotę wycofać się do środka mojego mieszkania i zamknąć mu drzwi przed nosem. Wydawał się aż nadto wesoły, jak na taką porę dnia i pogodę. Była dziesiąta rano, a na zewnątrz szalała taka ulewa, jakiej Londyn nigdy nie widział.

— Pytam, czy mogłabyś pożyczyć mi szklankę cukru. Piekę ciasto — wskazał kciukiem na uchylone drzwi od mieszkania na przeciwko. — Zabrakło mi cukru, a strasznie pada i pomyślałem, że może...

Jednym ruchem wyrwałam szklankę z jego dłoni i ociężałym krokiem podążyłam do kuchni, by nasypać do niej białych kryształków.

— Proszę — oddałam mu naczynie i oparłam się o framugę drzwi.

— Dzięki, naprawdę ratujesz mi tyłek.

Kąciki jego ust podniesione były tak wysoko, że dziwiłam się, że nie bolą go policzki.

— Od kiedy tu mieszkasz? — zapytałam zaciekawiona, bo lokum na przeciwko mnie stało puste od ponad roku.

— Wprowadziłem się wczoraj wieczorem. Przepraszam, jeśli robiłem jakiś hałas, ale rzeczy do wniesienia było naprawdę sporo.

Pokiwałam głową.

— Nie było mnie w mieszkaniu, więc nic nie słyszałam. Ale nie krępuj się z robieniem hałasu, zazwyczaj mam słuchawki na uszach — machnęłam ręką i rzuciłam spojrzeniem przez ramię na mojego laptopa, gdzie był otwarty projekt, nad którym obecnie pracowałam. — Wiesz, muszę wracać do pracy.

— Och wybacz, nie chciałem ci przeszkadzać — powiedział. — Tak w ogóle to jestem Nicola — wystawił przed siebie dłoń.

Zmarszczyłam brwi, ale odwzajemniłam uścisk. Nie wiedziałam, czy przez wczorajszy upadek w klubie przypadkiem nie uszkodziłam sobie głowy, a co za tym idzie — słuchu.

Nicola?

— Nicolas? Przez C, czy przez CH?

Zaśmiał się tylko.

— Nicola. Przez C i bez S. To włoskie imię — wyjaśnił. — Jeśli wolisz, to mogę być dla ciebie Nico. Też przez C.

O mój Boże, Włoch. Włoch!

Kochałam Włochów.

— Rozumiem. Jestem Taylor, miło cię poznać — wysiliłam się na uśmiech. – Mogę być też Tay albo TayTay. Przez T i... Y. Nieważne, zapomnij.

Nie wińcie mnie za spowolnienie umysłowe. Byłam pewna, że alkohol jeszcze ze mnie nie wyparował. W końcu wczoraj wypiłam go tyle, że śmiało mogłam konkurować z jakimś miejscowym pijaczyną o liczbę promili we krwi.

Brunet cofnął się o parę kroków.

– Mi również jest miło. Dziękuje za cukier, TayTay — zniknął za drzwiami swojego mieszkania.

Jeszcze przez kilka sekund stałam w progu, po czym przetarłam twarz dłonią i zamknęłam drzwi.

Miałam dziwne przeczucie, że skądś go znałam.

***

wpadłam na ten pomysł w środku nocy i tak mi się spodobał, że nie mogłam się powstrzymać!
miłego dnia ❤️

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz