Męczona wyrzutami sumienia i zżerającą mnie pustką zasnęłam niespokojnym snem.
Czułam coraz większe mdłości i rosnącą gulę w gardle. W następnym momencie jednak inny bodziec przejął niemal wszystkie doznania bólowe. Nim sama się podniosłam poczułam mocne szarpnięcie do góry za złapane całą garścią włosy, co spowodowało u mnie przeciągły jęk i pojawienie się kolejnych łez w oczach, które tym razem już spłynęły mi po twarzy. Kolejny cios... Kolejna dawka bólu... Pierwszy raz od dłuższego czasu miałam ochotę, by to wszystko się skończyło raz na zawsze. Nie chciałam już walczyć, wiedząc, że i tak już byłam na straconej pozycji.
– Valarowie pomóżcie... – jęknęłam cicho, z potylicą niemal przytkniętą do pleców, by chwilę później poczuć zaciskającą się dłoń na krtani.
– Tu nawet oni Ci nie pomogą – zarechotał zadowolony z siebie ojciec, zaciskając palce coraz bardziej.
– Może nie osobiście pomogą, ale wysłali przyjaciela...
Gdy ostatnie słowa zaczęły się oddalać, zerwałam się do siadu rozglądając się przerażona wokół siebie, będąc przekonana, że znajduję się w rodzinnym domostwie.
„To tylko sen... To tylko cholerny koszmar..." próbowałam się uspokoić, ale miałam wrażenie, że zaciskające się palce podczas mary sennej są wręcz rzeczywiste. Czułam je na swojej szyi nawet, teraz gdy już się obudziłam. Mimo że od tamtego zdarzenia minęły ponad dwa lata, nadal wspomnienia były na tyle żywe, jakby zdarzyły się poprzedniego dnia. Odgarnęłam pozlepiane od potu kosmyki, które przykleiły mi się do twarzy, po czym spuściłam nogi na ziemię, stając bosymi stopami na ściółce.
Miękki mech przyjemnie chłodził, jednak obrazy sprzed kilku chwil natarczywie powracały. Czułam się, jakbym była więźniem własnych myśli, które stawały się coraz bardziej natrętne. Miałam ochotę krzyczeć i sprawić, by tylko zapomnieć o tamtych wydarzeniach. Nie wiedziałam, co było dla mnie boleśniejsze, wspomnienie ojca, który omal mnie nie udusił, czy to co przeżyłam w Haradzie. W obu momentach byłam niemal o krok od śmierci, a fakt, że nadal kroczyłam po tym świecie niemal zakrawał o cud. Rozmowa z Galadrielą oraz późniejsza z Aragornem odcisnęły na mnie zbyt duże piętno, które teraz ciążyło mi na barkach, dotkliwie przygniatając do ziemi. Czułam się do tego stopnia bezsilna i zdezorientowana, że nie spostrzegłam nawet, jak z kącików zaczęły wypływać mi łzy. Skryłam twarz w dłoniach, chcąc zapanować nad ich drżeniem. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż nawet zaciśnięte w pięści nadal się delikatnie trzęsły. Próbowałam się wyciszyć, nucąc cicho jedną z melodii, jednak zamiast tego miałam wrażenie, że popadam w coraz większą frustrację, a przygnębienie przejmuje nade mną kontrolę. Nawet w teorii skoczna piosenka teraz brzmiała bardziej żałośnie niż wesoło. Chciałam, chociaż odrobinę, odbudować mur wokół swojego wnętrza, jednak jak się okazało, zranienia nadal były za świeże, by cokolwiek z nimi robić.
Gdy usłyszałam zbliżające się kroki, skuliłam się w sobie i szybkim ruchem starłam wilgoć z policzków. Nabrałam głębszy oddech, który wolno wypuściłam, oczekując na przybycie Drużyny. Skubałam nerwowo wystającą nitkę przy rękawie, kiedy doleciał do mnie śmiech Hobbitów, głównie Pippina i Meriadoka. Ich niespożyta radość zdumiewała, a jednocześnie poczułam bolesne ukłucie w okolicy serca. Miałam wrażenie, że cała moja radość uciekła wraz z wizjami, które widziałam w zwierciadle Galadrieli.
– Patrzcie państwo... Księżniczka łaskawie się obudziła... – Boromir odezwał się ironicznie, gdy tylko zauważył, że siedzę.
– Ano, wstałam – zauważyłam, podnosząc smutny wzrok na Gondorczyka – Chcesz coś jeszcze dodać czy rozmowa skończona?

CZYTASZ
Irith (LOTR)
FanfictionIrith, potomkini Dúnedainów i Elfów z Lothlórien, po pewnym nieszczęśliwym wydarzeniu ucieka z rodzinnej wioski i wyrusza w podróż w poszukiwaniu swojego miejsca w Śródziemiu. Czy jej się to uda i kogo spotka na swojej drodze to się okaże. ~~~~~~~~~...