Rozdział 26

247 18 6
                                    

Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Tak, chodźmy — usłyszałam w odpowiedzi od Gandalfa, a następnie ruszyliśmy w dalszą trasę.

Następny dzień nikogo nie napawał optymizmem. Niebo było pokryte ciemnymi chmurami, przez co wszystko wokół wydawało się równie ponure co mój humor, który pomimo poprawy nadal był w nie najlepszej formie. Idąc na końcu pochodu, miałam dobre pole do obserwacji pozostałych. Istari idący z przodu był trochę pochylony i miał opuszczoną głowę, jakby szukał jakichś śladów na ziemi. Frodo rozglądał się niespokojnie na boki, widocznie obawiał się, że po raz kolejny spotkamy któregoś z Upiorów Pierścienia, które jak się okazało nadal błądziły po Śródziemiu. Legolas szedł dumnie wyprostowany i pogwizdywał pod nosem jakąś nieznaną mi melodię. Zazdrościłam mu tego, że mimo niesprzyjających warunków potrafi zachować pogodę ducha. Jak zauważyłam, Gimli po prostu szedł, ale miałam wrażenie, że coś go trapi, bo miał dużo niżej opuszczone ramiona niż zwykle zwykł się nosić. Merry i Pippin rozmawiali o czymś cicho między sobą, a Boromir przysłuchiwał się im uważnie. Sam szedł samotnie, razem z kucykiem niosącym bagaże, widać było po nim, że przywiązali się do siebie. Tak jak ja do Elena, którego musiałam zostawić w stajni w Imladris, jednak wiedziałam, że koń znajdzie sposób i mnie odszuka, jak nie raz robił, i pojawiał się w najmniej oczekiwanym momencie. Aragorn, idący obok mnie, był zaś pogrążony w swoich myślach, ale równie czujnie obserwował co dzieje się wokół. Westchnęłam cicho, po czym poruszałam głową na boki, żeby rozciągnąć spięty kark. Usłyszałam tylko jak strzela mi raz po raz, ale mięśnie delikatnie odpuściły.

Chora ręka, która od rana pulsowała mi lekkim bólem, to teraz po kilku godzinach nieustannego marszu miałam wrażenie, jakby ktoś mi ją rozrywał od środka, jak i od zewnątrz. Do tego czułam, że zaczynam dostawać gorączki. Niedługo potem teren wokół zaczął mi się rozmazywać i kołować. W ostatnim momencie złapałam się ramienia Estela, ze względu na to, że zaczynałam tracić równowagę.

- Hej, co się... Cholera, jesteś cała rozpalona! – usłyszałam głos Aragorna, dochodzący do mnie jakby zza mgły, gdy poczułam dłoń na czole, by za chwilę zarejestrować, że mężczyzna woła Gandalfa.

Zamknęłam oczy, żeby choć trochę zatrzymać wirowanie i spowodowane przez to mdłości. Czułam, jak Strażnik łapie mnie w talii i pomaga usiąść. Pochyliłam się do przodu, opierając przedramiona na podkurczonych kolanach, jednak w momencie, gdy dotknęłam prawą ręką nogi, pociemniało mi przed oczami z bólu.

- Irith spokojnie, nie ruszaj ani sobą, ani ręką. Podejrzewam, że ostrze było czymś zatrute, a jeszcze zapewne wdało się zakażenie przez to, że rana się zabrudziła, zaraz na początku.

Jęknęłam tylko, gdy to usłyszałam i w przypływie kolejnej fali mdłości wraz z pustym żołądkiem podchodzącym do gardła.

- Legolasie zrób, proszę małe ognisko, będę potrzebował zagotować wodę. Samie wyciągnij z bagaży garnuszek, dwie miseczki i bukłak. Weź jeszcze bandaż i czystą szmatkę – zarządził Aragorn, szukając jednocześnie czegoś w swojej torbie.

Po chwili wyciągnął z niej dwa drewniane pudełeczka różnej wielkości. W jednym wiedziałam, że znajduje się athelas, gdyż zdążyłam widzieć je wcześniej. Jednakże zastanawiała mnie zawartość drugiej szkatułki. Czułam się coraz gorzej, bo gorączka nie odpuszczała, a miałam wręcz wrażenie, że ciągle rośnie. Do tego dochodziły dreszcze, których dostałam przed chwilą.

- Zimno mi – szepnęłam, opierając się o Estela, który usiadł obok mnie.
- Cholera, gdzie jest Legolas?! Powinien dawno tu być z chrustem! – mruknął z narastającą irytacją – Samie podaj mi jeszcze koc.

Irith (LOTR)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz