Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Spojrzeliśmy się z Estelem po sobie i uśmiechnęliśmy się do siebie i Istariego, po czym skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
Gdy wyszliśmy na podwórze czekała na nas już pozostała część Drużyny i spora część Elfów zamieszkujących Rivendell. Po Hobbitach było widać, że są zdenerwowani, zwłaszcza po Frodzie, który przestępował z nogi na nogę, a ręce trzymał zaciśnięte w pięści. Podeszłam do niego i po położeniu dłoni na jego ramionach ścisnęłam uspokajająco.
- Będzie dobrze Frodo, będziemy tam z tobą – powiedziałam mu na ucho.
- Dziękuję – odpowiedział, a po twarzy przemknął cień uśmiechu.Rozejrzałam się po pozostałych członkach Drużyny i widać było, że każdym szargają emocje, tylko okazywali je mniej od Legolasa czy Gimliego lub bardziej niż wspomniane Niziołki, czy Boromir, na którego twarzy malowało się srogie niezadowolenie, zwłaszcza kiedy zerkał w moją stronę.
„Nawet nie myśl Bucu, że odpuszczę jakąkolwiek szansę na dogryzienie Ci."
Gdy zebraliśmy się w ciaśniejszej grupie, głos zabrał Elrond stojący niedaleko.
- Powiernik Pierścienia udaje się na wyprawę ku Górze Przeznaczenia! Tych, którzy mu towarzyszą, nie wiąże żadna przysięga, by szli dalej wbrew swej woli! Żegnajcie, pamiętajcie o celu waszej misji, niech wam towarzyszy błogosławieństwo ludzi, elfów i wszystkich wolnych istot!
W podzięce położyłam prawą dłoń na piersiach i skłoniłam głowę. Zwróciłam uwagę, że Legolas i Aragorn robią to samo. Przez chwilę poczułam się zakłopotana, bo wiedziałam, że powinnam pamiętać podobny moment. Po chwili, uzmysłowiłam sobie, że takowa sytuacja miała miejsce na Naradzie. Widziałam po twarzach pozostałych zgromadzonych Quendich pewien rodzaj zrozumienia dla reszty Drużyny, ale również pewien rodzaj dumy, że dwójka wśród śmiertelnych dziękują na elfią modłę. Chociaż... Ja, co prawda, nie do końca byłam śmiertelniczką, jednakże podejrzewam, że i tak przez większą część mojego żywota będę uważać inaczej.
- Powierniku Pierścienia, czekamy na ciebie — usłyszeliśmy głos Gandalfa.
Popchnęłam delikatnie Froda do przodu i czekałam, aż cała Drużyna ruszy. Odwróciłam się jeszcze i spojrzałam na Elronda. Pochyliłam delikatnie głowę na znak podziękowania za okazaną opiekę, Elf rozumiejąc, o co mi chodzi, również skłonił głowę. Kątem oka zauważyłam Arwenę stojącą niedaleko ojca. Widać było, że jest w bojowym nastroju.
„Trzeba było nie zadzierać z Dúnadanką" pomyślałam i wyprostowałam się, po czym dołączyłam do reszty.
Przy wyjściu w murze usłyszałam cichy głos Niziołka pytający o kierunek marszu.
W lewo Frodo powiedziałam mentalnie, słysząc jednocześnie głośną odpowiedź Istariego, który podał taką samą informację
Z Aragornem zamykałam pochód. Wiedziałam, że od momentu wyjścia z Imladris skończyła się sielanka, a zaczęła walka o życie.
Przez jakiś czas szliśmy brukowaną drogą, która później przerodziła się w taką porośniętą trawą, ale nadal dobrze widoczną ścieżkę. Odzywaliśmy się mało, prawie w ogóle, przytłoczeni przez własne myśli. Przy wyjściu z doliny, w której znajdowało Rivendell, odwróciłam się, żeby spojrzeć na nie ostatni raz. Powoli podnosiła się mgła, która była teraz doskonale widoczna przez oświetlające ją ostatnie promienie zachodzącego słońca. Westchnęłam cicho, wspominając wszystko, co przytrafiło mi się podczas pobytu tutaj. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, odtwarzając te przyjemniejsze chwile do momentu, gdy nie poczułam ostrożnie wsuwanej męskiej dłoni w moją.
CZYTASZ
Irith (LOTR)
FanfictionIrith, potomkini Dúnedainów i Elfów z Lothlórien, po pewnym nieszczęśliwym wydarzeniu ucieka z rodzinnej wioski i wyrusza w podróż w poszukiwaniu swojego miejsca w Śródziemiu. Czy jej się to uda i kogo spotka na swojej drodze to się okaże. ~~~~~~~~~...