Rozdział 4

473 35 3
                                    

Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Bo zapytałem go o zgodę.

- Jesteś niemożliwy, wiesz?
- A no wiem – powiedział z rozbawieniem w oczach.
- Ech, weźmy się do pracy, póki Brego jest jeszcze w miarę spokojny.
- Brego, Ðin náma is cynglic. (roh. Brego, Twoje imię jest królewskie) – zwrócił się do konia, po czym spojrzał na mnie — Czemu akurat nazwałaś go Brego?
- Sam mi je zdradził, podczas pierwszego bliższego kontaktu.
- Rozumiem.

Po chwili ciszy zaczęliśmy oporządzać wierzchowca. Szło nam to dość sprawnie mimo tego, że pracowaliśmy praktycznie w ciszy. Do momentu, w którym nie odezwał się Thorongil.

- Irith...
Hmm? – spojrzałam na niego znad końskiego grzbietu.
- Będzie chyba mały problem.
- Bo, gdyż, ponieważ, dlaczego ?
- Bo będzie problem, gdy któreś z nas będzie chciało przywołać swojego konia, gdyż nazywają się tak samo, ponieważ dwie osoby wzorowały się na rohańskim władcy, dlatego może warto by było zmienić jedno z imion ?
- Tylko którego z wierzchowców?

Brego potrząsnął kilka razy głową.

- Ty chcesz ? – zapytałam konia, który zarżał na potwierdzenie – Tylko jakie imię do ciebie pasuje...
- Może coś z quenyi lub sindarinu? – wtrącił Thorongil.
- Też właśnie nad tym myślałam.
- Aran* ?
- Proszę cię, to, że wcześniejsze nawiązywało do imienia władcy, nie oznacza, że teraz ma tak być. A może Randir** ? – kopytny parsknął z niezadowoleniem, trącając mnie łbem - No już, spokojnie...
- Co powiecie na Elen***? – zaproponował Strażnik.
- Elen... Elen... Mnie odpowiada krótkie i z przesłaniem – zaczęłam głaskać konia po głowie w miejscu ramiennej plamki, po czym go zapytałam – A teraz pasuje?

Zarżał wesoło, strzygąc uszami. Nagle, poza stajnią dało się usłyszeć huk, na co koń zaczął się szarpać i stanął prawie dęba.

- Senda Elen (que. Spokojnie Elen) – starałam się go uspokoić.
- Pójdę zobaczyć, co się dzieje – zaoferował Thorongil, na co kiwnęłam głową.
- Senda Elen, senda – mówiłam uspokajająco do kopytnego przyjaciela, głaszcząc go po głowie.

Po kilku chwilach przyszedł Thorongil z wiadomościami.

- I co ? – zapytałam.
- Skrzynie z jakiegoś wozu spadły i się roztrzaskały. Jak Elen ?
- Już dobrze – odparłam, nadal głaszcząc konia.
- To dobrze, że dobrze. W zasadzie... Choć kogoś ci przedstawię.
- Już moment – mruknęłam i spojrzałam na zwierzę, po czym szepnęłam – Senda ni tulin [que. Spokojnie przyjdę].

Thorongil czekał cierpliwie, aż pożegnam się z koniem, po czym wszedł w głąb stajni.

- Gdzie mnie prowadzisz?
- Zobaczysz – powiedział tajemniczo.
- Mam się bać ?
- Nie musisz.
- No właśnie, teraz lękam się jeszcze bardziej.

Towarzysz stanął przed jednym z boksów. W środku stał piękny gniady koń.

-Irith, poznaj Brego.
- Brego? Ðin náma is cynglic – powiedziałam do konia, patrząc na niego, następnie zwróciłam się do mężczyzny – Piękny jest.
- Też mi się podoba, ale ktoś inny jest ładniejszy – wypalił z iskierkami w oczach.
- Czyżbyś mnie podrywał?
- Ja? Skądże znowu ! – dodał z szelmowskim uśmiechem.
- Naprawdę jesteś szalony.
- Udziela mi się – powiedział, po czym podbiegł do mnie, złapał mnie w pasie i po przerzuceniu przez ramię, wybiegł ze stajni.
- Cholero jedna, puść mnie ! – krzyczałam ze śmiechem na ustach.
- Jak sobie Pani życzy – powiedział wesoło i wrzucił mnie w stertę siana.
- Ja ci dam – podniosłam się szybko i pociągnęłam go w swoją stronę, tak żeby również wpadł w słomę.

Irith (LOTR)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz