Rozdział 28

223 18 0
                                    

Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Wszyscy będziemy.

 Zdołałam tylko pokiwać głową w podziękowaniu.

-Ja... – zaczęłam.
- Pani Irith, nie wiem jak inni, ale ja to bym panią przytulił na pocieszenie – powiedział, Sam, po czym szybko dodał – O-o-oczywiście za pozwoleniem Pana Obieżyświata.
- Ja tu nie mam nic do gadania – mruknął wywołany z niewielkim uśmiechem na twarzy.
- Och Samie... Chodź – zwróciłam się do Hobbita, kucając i wyciągając ramiona.

Ten podszedł dość niepewnie, po czym objął rękami moją szyję i ścisnął krótko.

- Dziękuję – szepnęłam.
- Nie ma za co Pani Irith.
- Nie dam rady namówić cię do skończenia z „Panią"?
- Chyba nie, proszę Pani.
- Jak już jesteście, to pomożecie w zbieraniu drewna na opał. Przyda się go dużo więcej, bo przyda się na zapas, gdy będziemy w górach. Caradhras niestety nie obfituje w roślinność, a zwłaszcza w taką, którą można użyć do ogniska – powiedziałam do wszystkich.

Wspólnymi siłami w dość krótkim czasie udało się nam zebrać pokaźną stertę gałęzi, którą złożyliśmy obok obozowiska. Część z nich odłożyliśmy na dzisiejsze ognisko, a resztę zabezpieczyliśmy przed ewentualnym zamoknięciem. Podczas kolacji praktycznie nie rozmawialiśmy, rozmyślając nad męczącymi nas sprawami. Po skończonym posiłku odezwałam się do Legolasa.

- Weźmiesz pierwszy wartę?
- Dobrze.
Obudź, proszę, później mnie. Zmiana tradycyjne co dwie godziny.

Odłożyłam naczynia, a następnie podeszłam do swojego bagażu i po wyjęciu koca położyłam się. Gdy zasypiałam, usłyszałam jeszcze fragment cichej rozmowy między Aragornem a Gandalfem.

- ... nie docenia siebie, obawiam się, żeby w jakiejś desperacji nie zrobiła sobie czegoś.
- Nie zrobi, nie ona, czuje się odpowiedzialna za Drużynę, zwłaszcza za Niziołków. W momencie, gdy pierwszego dnia stanęła w ich obronie i zarządziła postój, stała się dla tej czwórki nieformalną przywódczynią, co przejęła reszta w momencie, jak zaczęła prowadzić nas tutaj. Widać to po niej, że jest typem przywódcy, ale takiego cichego i nienarzucającego swojego zdania.
- I właśnie to zawsze w niej ceniłem. To, że praktycznie w każdej sytuacji staje w obronie słabszych, i to, że stara się nie stawać na czele wszystkiego mimo tego, że ma do tego predyspozycje. Pamiętasz przecież, że nie wymogła na tobie, żeby to ona wskazała drogę, tylko zapytała, czy nie miałbyś nic przeciwko.
- Tak pamiętam...

Dalszej rozmowy już nie słyszałam, gdyż zasnęłam, lecz nie spałam zbyt dobrze. Kręciłam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji, a gdy już udało mi się przysnąć, budziłam się po chwili, gdy wydawało mi się, że słyszę, jak ktoś się zbliża do obozowiska. W pewnym momencie w półśnie odwiązałam nóż i schowałam go pod torbą, gdzie trzymałam rękę. Po kolejnej z rzędu pobudce usiadłam i schowałam twarz w dłoniach.

Cholera, chyba wariuję" pomyślałam.

- Irith, jeszcze prawie godzina do zmiany – usłyszałam głos Elfa.
- Wiem, ale Irmo*  nie jest przychylny w tym momencie dla mnie.
- No proszę, Strażniczka znająca mitologię.
- Daruj sobie teraz, proszę, te przytyki. Nikt się nie kręcił w okolicy?
- Nikt a nikt, a ja siedziałem w jednym miejscu.
- Ewidentnie wariuję – mruknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś?
- Aż dziw, że twoje elfie uszy nie dosłyszały – zironizowałam, ale po chwili dodałam – Przepraszam, nie powinnam.
- Może jeszcze uda ci się zdrzemnąć jeszcze.
- Wątpię, prześpij się – odpowiedziałam, następnie po owinięciu się kocem i wzięciu noża podeszłam i usiadłam obok ogniska.
- Powodzenia – powiedział na odchodnym Quendi.
- Dzięki – mruknęłam.

Irith (LOTR)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz