Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
#stoptabu
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Odwróciłam się za siebie w połowie drogi, zauważając, że Strażnik stoi w tym samym miejscu, zamyślony i oświetlony przez łunę światła, która przedzierała się przez liście, tworząc wrażenie, jakby był cały w bieli, co przypomniało mi jeden sen sprzed wejścia do Morii.
Uśmiechnęłam się i dołączyłam z Hobbitami do reszty Drużyny rozmawiającej między sobą. Zwróciłam uwagę, że Boromir przygląda mi się spod przymrużonych powiek, i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdy odezwał się Legolas.
- Czy oczy mnie nie mylą, czy jesteś zdecydowanie szczęśliwsza niż przed wejściem na wzgórze Amrotha?
- Wydaje ci się – uniosłam lekko kąciki ust.
- Chyba jednak nie – drążył temat – To, czemu w takim razie przepięłaś swoją gwiazdę?
- Elfim oczom chyba nic się nie ukryje - zaśmiałam się, co jeszcze bardziej zbulwersowało Gondorczyka.
- Nie dalej jak trzy dni temu pożegnaliśmy Gandalfa, a ty... – zaczął oskarżycielsko, jednak nie dałam mu dokończyć.
- Zdaję sobie z tego doskonale sprawę i w głębi serca nadal opłakuję jego śmierć, ale jednocześnie potrafię cieszyć się z małych rzeczy, które mi się przytrafiają. W moim życiu widziałam wystarczająco dużo śmierci, żeby nauczyć się chociaż trochę stawać powyżej tego, co mnie dotyka. Zapewne tego nie wiedziałeś, ale trzy miesiące temu zmarł mój ojciec, sądzisz, że mnie to nie obeszło? Obeszło, i to cholernie, bo mimo tego, że był z niego kawał drania, to nadal był moim rodzicem, ale zamiast popadać w melancholię, dało mi to siłę do dalszego działania, co też staram się czynić. Gdybym miała przeżywać całą sobą za każdym razem odejście do Hal Mandosa któregoś z moich druhów, byłabym obłąkana. I nie, nie jestem – dodałam, gdy zauważyłam, że Boromir chce coś powiedzieć i rzuciłam na odchodnym – Koniec tematu.Gdy tylko odeszłam, przed oczami pojawiły mi się niebieskoszare plamki, co w połączeniu z bólem głowy, który chwilę później zaczął mnie męczyć, zmusiło mnie do zajęcia miejsca w cieniu na trawie. Zamrugałam kilkukrotnie, chcąc pozbyć się mroczków, jednak próby spełzły na niczym.
- Lindano*... – usłyszałam niski żeński głos, który był jednocześnie ciepły i opiekuńczy.
Rozejrzałam się wokół, ale nikt jakby nie zwrócił uwagi na ten głos. A może był on tylko w mojej głowie? Niestety odpowiedzi na to pytanie nie miałam, ale zamiast się rozwiązać, pojawiały się kolejne. Kim była Lindana i do kogo należał ten głos oraz czemu ujawnił się teraz? Czułam, że od natłoku myśli ból w czaszce powiększa się, przysparzając kolejnych nieprzyjemnych doznań. Zbyt wiele zadziało się w dość krótkim czasie, przez co zaczęłam rozważać opcję, czy faktycznie nie zaczęłam być obłąkana, a niestety byłam coraz bliżej potwierdzenia tej teorii. Może Boromir miał rację, że będą ze mną same problemy? Więcej było ze mną utrapień niż pożytku nie dość, że ostatnio znacząco spowalniałam resztę przez skręconą nogę, to mimo tego, że na zewnątrz starałam się wspierać wszystkich, sama owego podniesienia na duchu potrzebowałam.
Chciałam jedynie chwili, w której będę mogła ukoić zszargane nerwy w miejscu, gdzie nie będę musiała co chwila się rozglądać, czy ktoś nas nie zaatakuje i będę mogła spokojniej wypocząć w nocy pełnym snem, a nie czuwaniem i wybudzaniem się przy najmniejszym szmerze. Nie musiałam patrzeć na siebie, bo przeczuwałam, że aura ukazała się nie tylko w postaci mroczków przed oczami, ale również poza obrębem ciała, przez co wyglądałam jak świecąca na niebiesko świeczka lub pochodnia. W pierwszej chwili, w której poczułam dotyk na barku, złapałam za dłoń, i już miałam pociągnąć, żeby zastosować odpowiednią dźwignię, ale w odpowiednim momencie zorientowałam się, że to Gimli.
CZYTASZ
Irith (LOTR)
FanfictionIrith, potomkini Dúnedainów i Elfów z Lothlórien, po pewnym nieszczęśliwym wydarzeniu ucieka z rodzinnej wioski i wyrusza w podróż w poszukiwaniu swojego miejsca w Śródziemiu. Czy jej się to uda i kogo spotka na swojej drodze to się okaże. ~~~~~~~~~...