Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~- Śpij dobrze Irith — usłyszałam i poczułam cmoknięcie w czoło.
Po kilku chwilach już spałam. Jednak nie był to spokojny sen. Śniło mi się, można by wręcz powiedzieć, że koszmar. Widziałam w nim atak na wioskę, w której mieszkałam, i o której mówił Gandalf. Wiele krwi zwykłych ludzi i dzieci zostało przelanej, chciałam się z niego obudzić, czułam łzy spływające po twarzy i próbowałam się wyszarpnąć, z tego, co widziałam przed oczami, jednak silne ramiona Strażnika nie pozwoliły na to, gładząc uspokajająco po plecach. Po chwili usłyszałam szept.
- Ććśś, spokojnie Irith, to tylko zły sen, spokojnie.
Chwilowo pomogło, lecz obrazy uparcie wracały. Czułam, jak mężczyzna próbuje mnie uspokoić, ale efekty były krótkotrwałe. Gdy po raz kolejny skrzywiłam się z bólu psychicznego, Aragorn odsunął się ode mnie, kołdrę, którą byliśmy przykryci, zamienił na koc i po owinięciu mnie nim podniósł, a następnie skierował się szybkim krokiem do drzwi, nie zakładając nawet butów. Mimo otulającego koca było mi chłodno, a nadal płynące łzy nie ułatwiały sprawy. Strażnik szedł dosyć szybko, jak mi się wydawało, w kierunku sali szpitalnej. W połowie drogi dołączył do nas Elrond.
- Co się dzieje?
Masz może coś na uspokojenie? Podejrzewam, że Irith męczą koszmary związane z atakiem na naszą osadę. Nie znam na razie żadnych szczegółów
- Tak, powinienem coś mieć, chodźcie.
Aragorn poprawił mnie w ramionach i ruszył za Elfem. Mnie w tym czasie męczył jeden obraz, mianowicie moment, gdy jeden z Orków pozbawia życia kilkuletniego chłopca ze szczególną okrutnością. Najgorsze było to, że go znałam i częściowo pomagałam zajmować się nim jego matce, która miała problemy po porodzie.
- Ććśśśś, spokojnie zaraz ci pomożemy — usłyszałam łagodny głos Aragorna.
Jęknęłam tylko, gdy ponownie pokazała mi się scena sprzed chwili i wtuliłam twarz w mężczyznę. Gdy weszliśmy do Sali Uzdrowień, położył mnie na łóżku, kładąc głowę na swoich kolanach. Podkurczyłam tylko nogi do klatki piersiowej i objęłam je rękoma. Nadal leciały mi łzy, lecz już nie tak mocno, jak przed kilkoma minutami. Czułam, jak dopada mnie rozpacz, po tym, co widziałam w koszmarze.
„Czemu mnie tam nie było, powinnam tam być i walczyć razem z Dúnedainami. Mam tylko nadzieję, że jako najwięcej osób było daleko od Fornostu."
- Irith – usłyszałam, ale nie zareagowałam.
- Irith ! – ponownie brak reakcji.
- Irith do cholery ! Co się z tobą dzieje ? – gdy za trzecim razem nie było reakcji z mojej strony, Elrond spróbował inaczej.
- Orta or- ha na- meth -o foeg lór (sin. Obudź się, to jest koniec koszmaru).
- Ni pole- vamme (que. Nie mogę) – szepnęłam z bólem.
- Aragornie przytrzymaj ją mocniej, muszę spróbować czegoś innego. Czegoś, z czego może nie być zadowolona.
- Proszę cię tylko o jedno, nie zrób jej krzywdy, bo oboje ci tego nie wybaczymy.
- Postaram się, ale to będzie zależeć tylko od woli Irith, czy będzie chciała to zakończyć.Nie mogłam się skupić na rozmowie prowadzonej przez mężczyzn, ponieważ cały czas wracały do mnie widma koszmaru. Ponownie jęknęłam, gdy widziałam, jak zabijają moją macochę i jej córki, mimo tego, że darzyłam ich jakimś szczególnie pozytywnym uczuciem, poczułam, że zbiera mi się na wymioty, jak musiałam patrzeć na to, jak rozrywają im wnętrzności.
- Estelu, przytrzymaj teraz — ledwo usłyszałam.
Następnie poczułam, jak dłonie Aragorna zaciskają się na moich ramionach, a chwilę później palce Elfa na skroniach. W kolejnym momencie w umyśle miałam wrażenie, jakby pojawiła się kolejna osoba, która wnosiła kojący spokój. Niestety musiałam przeżyć koszmar jeszcze raz, ale był on jakby mniej wyrazisty i zaczął zanikać. Czułam, jak oddech zaczął się uspakajać, a myśli rozjaśniają się.
CZYTASZ
Irith (LOTR)
FanfictionIrith, potomkini Dúnedainów i Elfów z Lothlórien, po pewnym nieszczęśliwym wydarzeniu ucieka z rodzinnej wioski i wyrusza w podróż w poszukiwaniu swojego miejsca w Śródziemiu. Czy jej się to uda i kogo spotka na swojej drodze to się okaże. ~~~~~~~~~...