Rozdział 27

227 16 11
                                    

Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Gdy chciałam się ruszyć, usłyszałam trzask łamanej gałązki.

Poczucie drugiej osobowości zniknęło. Gdy odwróciłam się w stronę dźwięku, okazało się, że to Pippin wstał.

- Pip – szepnęłam, żeby nie obudzić towarzyszy – Czemu nie śpisz?

Ten, gdy mnie usłyszał, podskoczył ze strachu.

- Jjjaa...
- Tak?
- Nie mogę spać.
- Chcesz o tym porozmawiać? Wiem, że czasami to pomaga.
- Nie dziękuję, ja po prostu...
- Pip, podejdź no do płota i mów co cię męczy.
- No dobrze – powiedział zmęczonym głosem i usiadł obok mnie.

Siedzieliśmy obok siebie w ciszy, nie chciałam naciskać, czekając, aż sam się otworzy i zacznie opowiadać. Po kilku chwilach mówił o wszystkich swoich wątpliwościach dotyczących wyprawy, o tym, że lęka się o przyjaciół, o niepokojących snach, które go nawiedzają. Po prawie półgodzinnej opowieści zaczął przysypiać na siedząco. W duchu cieszyłam się, że nie był za ciężki, gdyż podniosłam go i zaniosłam na jego posłanie. Spojrzałam na gwiazdy, oceniając godzinę. Z ich położenia wywnioskowałam, że niedługo będę musiała obudzić kolejną osobę. Poprawiłam polana w ognisku i dorzuciłam kilka nowych gałęzi, powodując przy tym wysyp iskier w stronę nieba. Po tym, jak ułożyłam sobie torbę i koc obok, podeszłam do Krasnoluda, aby go obudzić na wartę.

- Gimli wstawaj – powiedziałam, potrząsając jego ramieniem.

Ten tylko zachrapał i obrócił się na drugi bok.

- O nie! Tak się nie będziemy bawić! – mruknęłam pod nosem.

Gdy kolejne potrząśnięcie nie przyniosło skutku, spróbowałam innej metody. Obeszłam go z drugiej strony i pociągnęłam za brodę.

- Cze... Cze... Czego? - zapowietrzył się, niemalże siadając na własnym posłaniu.
- Ciszej, obudzisz resztę, wstawaj, wartę zaraz masz.
- Już moment – powiedział i obrócił się na drugi bok.
- Spróbuj tylko zasnąć, a połowę brody ci wyrwę.
- To ja może już wstanę.
- Obudź za dwie godziny Legolasa – powiedziałam, ale po chwili namysłu dodałam – Tylko głowy toporkiem mu nie utnij.

W odpowiedzi usłyszałam tylko oburzone fuknięcie. Kilka chwil po położeniu już spałam dość mocnym snem jak na Strażnika na wyprawie. O świcie obudziła mnie dłoń na głowie, reagując instynktownie, sięgnęłam po nóż przy pasku. Gdy zorientowałam się, że naprzeciwko mnie klęczy Aragorn, schowałam go od razu.

- Całe szczęście, że nic ci nie zrobiłam.
- Spokojnie, sam tak zareagowałem ostatnio twoje budzenie, pamiętasz?

Westchnęłam tylko i zaczęłam się zbierać do dalszego wymarszu. Po lekkim posiłku ruszyliśmy dalej. Dzień był dość chłodny i wiał silny wiatr, także dało się czuć nadchodzącą zimę. Przy kolejnym podmuchu wstrząsnął mną dreszcz, więc okryłam się szczelniej płaszczem i przyspieszyłam kroku.

- Irith zwolnij! – usłyszałam krzyk z oddali – Gimli nie nadąża.
- Co? – mruknęłam pod nosem i odwróciłam się w stronę pozostałych.

Faktycznie mocno wyprzedziłam drużynę, bo szła kilkadziesiąt kroków za mną, nie mówiąc już o krasnoludzie, który był jeszcze dalej.

- Gimli i Hobbici idą zaraz za mną i wołajcie wcześniej, jeśli coś się dzieje – powiedziałam i poczekałam, aż wymienione nacje znajdą się na początku – Możemy iść dalej?
- A kiedy przerwa? – zapytał Sam z nadzieją w głosie.
- Za jakieś 3 staje, będzie grupa ostańców skalnych, w których można dobrze się skryć, a ile czasu to zajmie, to już zależy od was – odpowiedziałam, po czym ruszyłam dalej.
- A na Gandalfa na początku psioczyła – usłyszałam, jak Merry mówi do Pippina, na co szybko się odwróciłam i podeszłam do niego.
- Panie Brandybuck sądzę, że po blisko trzech tygodniach marszu zdążył się Pan przystosować wystarczająco, żeby przejść w ciągu dnia 7 staj. Dla Pana wiadomości będąc w czynnej służbie, potrafiłam dziennie przejść prawie 15 staj. Jak Pan chce, możemy iść wolniej, ale wtedy nie obiecuję, że nie znajdzie nas jakiś oddział orków, Nazgûl albo nie daj Éru jakieś inne powtorzysko. Z jednymi mieliśmy wszyscy do czynienia, a ja dodatkowo jeszcze z jednym – uniosłam rękę, na której była widoczna długa czerwona sznyta, gdy podciągnęło się rękaw – Więc jaka decyzja panie Brandybuck?

Irith (LOTR)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz