Rozdział 1

958 52 21
                                    

Pisany pod wpływem utworu powyżej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cholera rozpoznał mnie"

Mężczyzna, widząc strach w moich oczach, powiedział.

- Spokojnie, nikomu nie powiem twojego prawdziwego imienia, Théoden wie tylko, że jesteś Strażniczką z Północy. A tak swoją drogą, co robiłaś w okolicach Fangornu? Nie jest to najbezpieczniejsze miejsce.
- Zdałam sobie z tego sprawę. Nocowałam w nim i jego okolicach przez prawie dwa tygodnie. Nie zdążyłam dobrze na koniu usiąść, żeby stamtąd odjechać, gdy jakieś dzikie zwierzę wyskoczyło przed nim, ten stanął dęba i to ostatnie co pamiętam. A właściwie, po co ja Ci to opowiadam?!
- Może dlatego, że uratowałem Ci życie? – Fuknął niby złośliwie, jednak było słychać w jego głosie rozbawienie. – Byłem w tamtej okolicy, gdy usłyszałem przestraszone rżenie konia, pojechałem więc w tamtym kierunku. Widziałem, jak upadasz i jak się okazało, uderzyłaś głową o kamień, szczęśliwie rana nie była duża, ale i tak wymagała porządnego opatrzenia. Postanowiłem, więc zabrać Cię tutaj, żebyś wyzdrowiała.
- Ile byłam nieprzytomna?
- Półtora dnia.

Poczułam, jak krew mi odpływa z twarzy.

- A co z...
- Sądzę, że zdążył się już zaprzyjaźnić z tutejszymi końmi. – Wciął mi się w pytanie zanim je skończyłam.
- A... – Ponownie nie było mi dane dokończyć
-Jeszcze nie, powinnaś jeszcze z dzień poleżeć, żeby guz i obrzęk, który Ci się zrobił zszedł chociaż odrobinę zszedł. Muszę przyznać, że okład z athelasu dość szybko zaczął działać.
- Królewskie ziele – mruknęłam, przypominając sobie bardziej powszechną wśród innych nacji nazwę.
- Tak też bywa nazywane, ale nie dziwię się, że je znasz, biorąc pod uwagę iż jesteś potomkinią Dúnedainów.
- Dużo wiesz o Strażnikach – zauważyłam.
- Mam dość dobre kontakty z nimi.

W tle zaczęłam słyszeć odgłos otwieranych drzwi i ciche stukanie butami o posadzkę.

- Chyba ktoś idzie – szepnęłam do towarzysza.
- Nie ktoś, a król – odpowiedział widząc postać w drzwiach

Poczułam, jak się zapowietrzam, gdy dostałam odpowiedź.

-Jak się czuje nasza Strażniczka? – zapytał Théoden.
- Panie... – towarzysz przyklęknął na prawym kolanie.
- Ar... Thorongilu, mówiłem ci, że nie musisz za każdym razem klękać.
- Wasza wysokość... – zaczęłam, podnosząc się.
- Nie wstawaj, wiem, że powinnaś jeszcze leżeć. Możesz odejść – skinął na towarzysza.
- Nie lękaj się, król cię nie zje – powiedział na odchodnym mężczyzna.
- Chciałbym zadać kilka pytań.

A co jeśli zapyta o coś o czym nie będę chciała powiedzieć? Królowi nie powinno się odmawiać... Zwłaszcza, że nie zostałam zaproszona."

- Spokojnie... – powiedział z lekkim uśmiechem – Jeśli sama nie zechcesz mi o czymś powiedzieć to nie będę naciskać żebyś odpowiedziała. – Dodał, widząc przerażenie w moich oczach – Wiem, że Strażnicy są dość skrytymi osobami.
- Co prawda, to prawda – powiedziałam speszona.
- Domyślam się, że od dłuższego czasu jesteś w podróży, sądząc po twoim bagażu, który miałaś przy sobie, zastanawiam się więc skąd i dokąd twoja wędrówka zmierza?
- Dokąd to nie wiem, jeździłam przed siebie, a skąd to już królewskiej mości mówię, chociaż niechętnie, gdyż jest to dość drażliwy temat. Nie chcę jednak Pana okłamywać lub mówić tylko półsłówkami, ze względu na udzieloną mi gościnę. Otóż około półtora roku temu po ostrej wymianie zdań z ojcem na temat tego, że jestem bądź byłam podobna do jednej z osób, powinnam brać ją za przykład, a ja, że nie chciałam, to w ciągu jednej nocy spakowałam się i wyjechałam. Mieszkałam w małej osadzie Dúnedainów w pobliżu Fornostu.
- Szańca Umarłych — szepnął pod nosem Théoden.
- Tak... Wbrew pozorom nie jest nawiedzony, jednak czuć od niego mroczną atmosferę.
- Wspominałaś o ojcu.
- Tak, jednak nigdy nie miałam z nim dobrych kontaktów, podobno jestem podobna do matki, która zostawiła mnie po narodzinach, co ojciec miał mi za złe. Także za dzieciaka biegałam po okolicznych domostwach i pomagałam, w czym się tylko dało, bo rodziciel nie chciał za bardzo się mną zajmować. Pamiętam, że lubiłam chodzić do pobliskiego domku, gdzie był chłopczyk w podobnym wieku co ja, mieszkał tylko z mamą, bo ojciec zmarł, nie pamiętam już na co. Dorastaliśmy praktycznie razem prawie do wieku osiągnięcia przez niego pełnoletności, lecz przeprowadzili się, nawet nie wiem gdzie, niedługo przed moimi osiemnastymi urodzinami.
- Pamiętasz, może jak się nazywał ?
- Ja i inne dzieciaki wołaliśmy na niego Estel, ale nie jestem pewna, dawno to było.
- Dawno ? Wybacz, że zapytam, wyglądasz na nie więcej niż 30 lat.
- To przez krew Dúnedainów i elfów, która płynie w moich żyłach.
- Elfów ?
- Matka miała korzenie wśród elfów, podejrzewam, że nawet Ty Panie wiesz, z którymi elfami była spokrewniona.
- Mam pewne przypuszczenia, jednak wracając do wieku.
- Mam 85 lat, a z ojcem mieszkałam tylko dlatego, że był już w podeszłym wieku i chorował.
- Przepraszam, ile? – Zdziwił się, kręcąc odrobinę głową.
- 85 – powtórzyłam cicho, spuszczając wzrok.
- Niesamowite
- Nie powiedziałabym – mruknęłam pod nosem.
- A... Chwileczkę czy chcesz mi powiedzieć, że...
- Na to wychodzi Wasza Wysokość – odpowiedziałam przepraszająco.
- To... więc... Dlaczego...
- Zostawiłam ojca samego? Jak miałam około 30 lat, przygruchał sobie jakąś kobietę, której nie znosiłam. Spłodzili dwójkę dzieciaków, którymi musiałam się ja zajmować, bo macocha wykorzystywała fakt, że jestem młoda i nie chciałam się sprzeciwiać jeszcze wtedy ojcu. Rodziciel na pół roku przed moim wyjazdem zachorował na jakąś chorobę, z którą nawet uzdrowiciele mieli problemy, żeby zidentyfikować. I znowu opieka spadła na mnie, macocha i dzieciaki nawet nie ruszyły palcem, żeby mi pomóc, chociaż były już na tyle dorosłe, żeby mogły. A dolegliwości przybierały na sile z miesiąca na miesiąc. W ostatnich tygodniach leżał przykuty do łóżka przez co trzeba zbyło zrobić przy nim dosłownie wszystko, od nakarmienia, przez umycie, po codzienną zmianę pościeli gdy zwieracze mu nie wytrzymywały, bo nie zdążyłam podejść lub akurat mnie nie było gdyż wyszłam, żeby załatwić potrzebne sprawunki. Myśli Król, że reszta domowników coś zrobiła w kierunku ojca, aby mu pomóc? – Pokręciłam głową ze smutkiem. – Proszę mi wybaczyć, że mówię o czymś takim, ale chciałam po prostu przedstawić chociaż część z tego co przeżyłam... – zawiesiłam na chwilę głos, po czym kontynuowałam – Przed wyjazdem napisałam do taty list z pożegnaniem, że raczej nie wrócę już w rodzinne strony. Chociaż rodzinne nie były, a szkoda. I tak oto ciułam się po Śródziemiu już półtora roku.
- Z tego, co słyszę, nie miałaś lekkiego życia.
- Niestety nie, lecz były też dobre chwile, zwłaszcza od momentu, w którym zasiliłam szeregi Strażników. W osadzie nie było nas dużo, bo ledwo dziesięć osób. Można rzec, że była to elita, bo wielu się starało do nich przystąpić, lecz nie każdy wytrzymywał trzyletnie szkolenie, jakie było wymagane w naszej osadzie, jeśli chciało się do nich przyłączyć, ja byłam jedyną kobietą w drużynie, i jedną z nielicznych wśród innych. Co jakiś czas spotykaliśmy się większą grupą składającą się z kilku drużyn, lecz tylko ja mogłam się pochwalić tym, że byłam dowódcą.
- Byłaś ?
- Oddzieliłam się, zostałam samotniczką.
- Rozumiem, a powiedz mi...

Irith (LOTR)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz