Rozdział 21

342 20 0
                                    

Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Wybaczam – szepnęłam – Sama dzisiaj nawaliłam, zwłaszcza na odchodnym. Nie powinnam była powiedzieć tego co powiedziałam, w taki sposób widząc twoje cierpienie.

Chwilę po przyjęciu przeprosin od Estela, otoczyłam rękoma jego szyję, po czym się w nią wtuliłam.

- Nie rób tak więcej, proszę.
- Postaram się, ale wiesz, jak jest.
- Aragornie, myślmy po prostu, o czym chcemy powiedzieć lub zrobić. A teraz pozwolisz, ale chciałabym się położyć spać, bo jak na jeden dzień to za dużo emocji, a jeszcze jak mamy jutro wyruszyć, to będzie nasza ostatnia noc na łóżkach na długi okres, jak sądzę.

To powiedziawszy, wstałam i podeszłam do łóżka, po czym zakopałam się pod kołdrą.

-Śpij dobrze, moja Strażniczko – powiedział cicho mężczyzna i cmoknął mnie w czoło.
- Również ci tego życzę – odpowiedziałam i odwróciłam się na drugi bok, przez co nie zauważyłam, że Estel czemuś się przygląda.

Otóż zwrócił uwagę na broszkę, którą znalazłam pod łóżkiem. Wziął ją w dłoń i pogładził delikatnie palcami z emocjami wypisanymi na twarzy, po czym schował w zaciśniętej pięści i szepnął ledwo słyszalnie.

- Kiedyś ci to wytłumaczę.

Po tych słowach wyszedł praktycznie bezszelestnie. Tak jak podejrzewałam przy kąpieli, tej nocy nawiedzały mnie demony z różnych bitew, jedne dość odległe, drugie dość niedawne. Jednak jedna wizja przewijała się najczęściej i to była ta, o której opowiadał mi Gandalf, dotycząca napadu orczej bandy na rodzinną wioskę. Obudziłam się niedługo przed wschodem słońca oblana potem i ze łzami spływającymi po policzkach. Usiadłam i schowałam twarz w dłoniach, po czym westchnęłam cicho.

„Czego się spodziewałaś idiotko po byciu Strażniczką?! Landrynek i tęczy?! Przecież było wiadomo, że nie będzie różowo, tylko jak już to bordowo od krwi."

Przetarłam twarz, a następnie wstałam z łóżka i podeszłam do okna, chcąc chociaż trochę odreagować. Otworzyłam, więc jedno ze skrzydeł i wzięłam kilka głębokich oddechów chłodnego powietrza. Koszmarów wojennych nie miałam za często, ale jeśli już były, to były bardzo wyraziste i szczegółowe. Najgorzej było na wyprawach czy po walkach, jednak nawet wtedy nawet najsilniejsi i odporni psychicznie mają problemy ze snem i ogólnym nastrojem. Rozejrzałam się za swoim płaszczem po pokoju, na pierwszy rzut oka nie mogłam go znaleźć, ale okazało się, że leży w pobliżu drzwi na fotelu. Podeszłam do niego i po zawinięciu się w materiał wyszłam na korytarz. Skierowałam się w stronę wschodniego tarasu z nadzieją, że może uda mi się jeszcze zdążyć na wzejście słońca. Gdy weszłam na platformę, owionął mnie dość chłodny wiatr, więc odkryłam się szczelniej płaszczem. Zrobiłam jeszcze kilka kroków i oparłam się rękoma o balustradę, patrząc na krajobraz rozciągający się wokół. Stałam tak jakiś czas, zanim spostrzegłam, że zaczynają się pojawiać pierwsze promienie słoneczne dobrze widoczne przez delikatną mgłę, którą była spowita dolina. Po kilku minutach odchyliłam trochę płaszcz i włożyłam rękę do wewnętrznej kieszeni w poszukiwaniu fajki i pudełeczka z fajkowym zielem. Paliłam rzadko i to w momentach, gdy już nic nie pomagało, a właśnie teraz tak się czułam. Z innej kieszeni wyciągnęłam zapałki i podpaliłam wsad, zaciągając się, po czym wypuściłam dym. Ponownie oparłam się o barierkę i powoli paliłam, czując, jak wraz z dymem ucieka znaczna część napięcia.

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj o tak wczesnej godzinie – usłyszałam za sobą głos Istariego.
- Koszmary wojenne wróciły – odpowiedziałam cicho, zauważając, że mężczyzna staje obok mnie.
- Nie sądziłem, że palisz.
- Robię to dość rzadko i to zazwyczaj, wtedy, gdy demony wracają, bo wtedy nie działają żadne sposoby na uspokojenie – powiedziałam, zaciągając się.
- Masz może zapałki ? – zapytał, wyciągając swoją fajkę i nabijając ją.
- Tak, proszę – podałam pudełeczko, po czym wyznałam – Martwię się, że te moje koszmary mogą się nasilić na wyprawie, co było dość częstym zjawiskiem wśród drużyny strażniczej, w której byłam. Gdy nie mieliśmy misji, było w porządku, jednak w chwilach, gdy na nie ruszaliśmy, dopadały prawie każdego.

Irith (LOTR)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz