Rozdział pisany pod wpływem utworu powyżej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Zanim całkowicie zsunęłam się po drzwiach odniosłam wrażenie, jakby ktoś odpowiedział cicho żebym się nie martwiła, bo zaraz mi pomoże. Ile z tego było prawdy nie dowiedziałam się.
Znowu czułam, że dryfuję w ciemności, jedynie co zarejestrowałam w pierwszej chwili, był fakt, iż leżę na czymś miękkim i jest mi przyjemnie ciepło. Po jakimś czasie zaczęłam odbierać więcej bodźców z otoczenia. Początkowo były to promyki słońca, które ogrzewały i świeciły mi na twarz. W momencie, gdy poruszyłam rękoma, poczułam brak bandaża na prawym przedramieniu.
„Coś mi tu nie pasuje... Rękę powinnam mieć cały czas w bandażu. Gdzie on się podział?!" myślałam intensywnie.
Kiedy otworzyłam oczy, zauważyłam, że przy moim łóżku siedzi nie za wysoka postać, lecz nie mogłam jeszcze dostrzec szczegółów, gdyż obraz rozmazywał mi się na takiej odległości. Po kilku mrugnięciach mogłam już przyjrzeć się, jak się okazało, Niziołkowi, który w wizjach miał Pierścień. Spod koszuli, przy kołnierzu, wystawał bandaż, którym obwiązany był bark Hobbita.
- Widzę, że już się obudziłaś Pani.
- Kim jesteś ? – szepnęłam, by po chwili poczuć pieczenie w gardle.
- Nazywam się Frodo.
- Miło mi – kiwnęłam głową, nie wiedząc zbytnio, jak zareagować - IrithPrzedstawiłam się po chwili.
- Chciałem Pani podziękować, że przekazałaś tak szybko informacje o tym, co widziałaś. Gdyby nie to mogłoby mnie nie być tutaj. Pan Elrond z Gandalfem o tym rozmawiali i przypadkiem usłyszałem.
- Przypadkiem? – Uniosłam pytająco brew.
- No może nie całkiem... – spuścił głowę ze skruchą, po czym powiedział – Naprawdę dziękuję... Jak dowiedziałem się od Pana Elronda, który wziął mnie później na rozmowę, że przyjechałaś Pani tak szybko, żeby pomóc obcemu sobie Niziołkowi, to zrobiło mi się głupio, dlatego siedzę tu u pani, od jakiś dwóch godzin, bo dopiero dzisiaj rano się obudziłem. Przepraszam, ale czy wszystko w porządku ?Na koniec jego wypowiedzi usłyszałam pytanie, które do reszty mnie rozbroiło. Czułam się dziwnie, mało kto mi za coś dziękował, przeważnie było na odwrót, częściej gonili z grabiami czy też z innymi narzędziami, niż wyciągali rękę w podzięce.
- Tak wszystko w porządku po prostu ludzie rzadko mi dziękują – powiedziałam, czując jak łapie mnie wzruszenie – Ludzie i inne rasy.
Frodo uśmiechnął się promiennie, słysząc moją poprawkę i złapał mnie swoją drobną dłonią za rękę.
- Wszystko się ułoży Pani Irith.
- Mów mi Irith, proszę. Nie za bardzo lubię, gdy mówi się do mnie per Pani. Wiesz może, ile byłam nieprzytomna ?
- My jesteśmy tu jakieś sześć, może siedem dni, więc przynajmniej tyle. Nie jestem dokładnie pewny, bo jak tu przyjechałem z Glorfindelem byłem ledwo świadomy...
- Rozumiem... Chociaż moment... – zmarszczyłam brwi, gdyż zdawałam sobie sprawę, że z Bree tutaj niemożliwością było dostać się w tak krótkim czasie – Jaką mamy dzisiaj datę?
- Z tego co się dowiedziałem, to w tutejszym kalendarzu jest dwudziesty czwarty października.
- Cco ? – jęknęłam zdezorientowana – Ale jak to?„Jak to jest możliwe, że byłam nieprzytomna przez tyle czasu ? Od zwykłego omdlenia? Chyba, że było to coś innego..." Westchnęłam w duchu.
- Dziękuję ci – szepnęłam, spuszczając wzrok na własne dłonie.
- Muszę już iść, bo Pan Elrond poprosił, abym powiadomił go, jak się obudzisz. Chyba coś przeczuwał, ale nie wiem jak.
CZYTASZ
Irith (LOTR)
FanfictionIrith, potomkini Dúnedainów i Elfów z Lothlórien, po pewnym nieszczęśliwym wydarzeniu ucieka z rodzinnej wioski i wyrusza w podróż w poszukiwaniu swojego miejsca w Śródziemiu. Czy jej się to uda i kogo spotka na swojej drodze to się okaże. ~~~~~~~~~...