12

1.3K 61 0
                                    

Monika

Nie dość, że moja rodzicielka zdenerwowała mnie dziś rano telefonem rozżalona pytając dlaczego jedyna ukochana córeczka jej nie odwiedza, to jeszcze jak zobaczyłam Laurę... Coś we mnie pękło. Stała niewinnie, jak gdyby nigdy nic wlepiając we mnie to swoje rozmarzone spojrzenie. Która jej osobowość jest do cholery tą prawdziwą? W piątek wiła się z bólu i rozkoszy pod moimi dłońmi a dziś? Oczy szczeniaka. Bez skrupułów patrzyłam na to, jak rany na udach sprawiają jej ból. Mi ten widok dał nieco ukojenia. Mam nadzieję, że nie popełni już więcej tego samego błędu. Tańczenia na rurze się jej zachciało... Była w takim stanie, że ledwo wsadziłam ją do taksówki. Dobrze, że na e-dziennik można zalogować się przez telefon. Dobrze, że nauczyciele mają dostęp do informacji o swoich uczniach...
Na drugiej lekcji już jej nie męczyłam. Siedziała z zamkniętymi oczami podpierając dłońmi brodę. W uszach miała słuchawki. Ciekawe jaką muzykę lubi? Zajęłam się pracą, bo musiałam powpisywać zaległe oceny za sprawdziany. Niepotrzebnie zrobiłam je prawie we wszystkich klasach w tym samym czasie. Cholera, trochę tych kartek jest.

-Pomóc Pani? - Z zamyślenia wybił głos Laury

-Słucham? W czym? - Nie do końca zrozumiałam co miała na myśli.

-No w tym. - Wskazała na stos po mojej prawej, uśmiechając się tak, jak tylko Ona potrafiła to zrobić. 

W sumie... To dlaczego nie. Chyba żaden uczeń w całej mojej wieloletniej karierze nie miał odwagi z własnej woli przebywać ze mną w odległości nie mniejszej niż metr. Prawie nikt nie miał takiej odwagi. Poza moją wspaniałą mamą oczywiście. Nabrałam powietrza zastanawiając się jak ją posadzić, żeby nie była zbyt blisko.

-Proszę nie zapominać o oddychaniu. - Przygryzła wargę. Cholera, co za mała... Pyskata... Urocza suczka.

-Chodź tu. - Dałam za wygraną i z lekkim uśmiechem wypuściłam powietrze. Ta dziewczyna naprawdę ma jakieś specyficzne oddziaływanie na ludzi. Chyba nigdy do nikogo nie szczerzyłam zębów. Obiegłam wzrokiem klasę, czy aby na pewno nikt tego nie widział. Każdy na szczęście był zajęty sobą. Wzięła krzesło i usiadła obok. Blisko. Bardzo blisko. Za blisko. Nasze uda się zetknęły. Laura cicho westchnęła, a moje ciało automatycznie się spięło. Już chciałam powiedzieć, żeby jednak kawałek się odsunęła, ale jej spódniczka nieco podwinęła się do góry i kątem oka zauważyłam ostre, czerwone ślady, które pozostawiły moje paznokcie. Przygryzłam wargę, a przez moje ciało przetoczyła się fala podniecenia wymieszana ze współczuciem. Chyba trochę mnie wtedy poniosło...

-Nazwisko i ocena. Dobrze? - Upewniłam się, że wie co będziemy robiły. Zaśmiała się.

-Co w tym zabawnego? - Przeniosłam wzrok z komputera na uczennicę.

-Nic, robiłam to przez dwa lata. - Wzruszyła ramionami podając pierwszą ocenę.

-Ohh, tak. Bliskie relacje z poprzednią nauczycielką. - Przypomniałam sobie głośno. - Bardzo Ci jej brakuje? - Nie mam pojęcia jakim cudem to pytanie samo wypłynęło z moich ust.

-Pani Niss? - Spojrzałam na nią zdezorientowana. - Teraz już mniej. - Uśmiechnęła się słodko i niewinnie, wlepiając we mnie te swoje wielkie czekoladowe oczy. Wróciła do podawania ocen, a w mojej głowie jakby przez to jedno spojrzenie, zakiełkowało dziwne, bliżej nieokreślone nasionko.

Moje uczucia, jakkolwiek przyjemne by nie były skutecznie rozmyła następna klasa. Niektórzy zachowują się gorzej niż małpy w zoo, nie uwłaczając tym stworzeniom. Dostałam mnóstwo kwiatów. W większości pojedynczych róż. Uczniowie pewnie dawali mi je ze strachu. To było bardziej pokrzepiające niż fakt, że mieliby mi je dawać z miłości. Wzdrygnęłam się na tę myśl. Laura prowadziła apel. Mimo wszystko nie lubiłam takich uroczystości. Wolałam zwykle zajęcia.

-Do hymnu. - Głos uczennicy wypełnił całą salę gimnastyczną. Płynnie jej to szło. Dostałam dziś pełno kwiatów, ale żadnego od Pani nowej ładnej. Nie to, że było mi przykro. Absolutnie. Ta dziewczyna sama w sobie była jak tajemniczy ogród. Obserwowałam od niechcenia podziękowania dla nauczycieli. Zatopiłam się gdzieś w swoich ciemnych myślach.

Wszyscy rozeszli się do domów. Dyrektor zaprosił nauczycieli na kawę i ciasto, ja jednak nie miałam ochoty siedzieć z ludźmi, których nawet nie znałam. Poszłam zamknąć klasę, żeby oddać klucz do sekretariatu. Weszłam, żeby sprawdzić czy wszystko zabrałam i zamarłam. Na moim biurku leżał ogromny bukiet białych róż z jedną czerwoną po środku, obok leżała karteczka:

„Granica nie jest już tak wyraźnie nakreślona. Nic nie jest już czarno-białe. A ja zaczynam być całkiem pewien, że szary stał się właśnie moim ulubionym kolorem." - Collen Hoover

I z drugiej strony:
Dla Pani nowej ładnej, od stale przepraszającej, wcale nie podlizującej się, wiecznie podpadającej - Laury

-Cholera. Chyba mam serce. I chyba właśnie zaczęła roztapiać jego lód... - Wyciągnęłam telefon.

Do: Laura

„Dziękuje za bukiet wcale niepodlizująca się dziewczynko"

Wyślij. No i się wydało. - Wzruszyłam ramionami uśmiechając się pod nosem.

Od: Laura

„Żeeeee cooooooo???????!!!!!!!!!!"

Chciałabym zobaczyć jej minę.

UzależnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz