Rozdział 1 Początek

45 3 0
                                    

Droga ciągnęła się bez końca. Razem z przyjaciółkami wracałam do akademika, niestety wcześniej się pokłóciłyśmy i źle skręciłam. W akademiku miałyśmy być już dwadzieścia minut temu. Choć znałyśmy się od przedszkola to spierałyśmy się i tak prawie o wszystko.

Nasza długa i nierozłączna przyjaźń rozpoczęła się pierwszego dnia przedszkola na Florydzie. W tedy już znałam Evie, bo nasi rodzice byli sąsiadami. Przyszłam do przedszkola i zobaczyłam jak Danika bije się łopatką z jakąś dziewczynką, a Evie jej pomaga. Później przyszła do nas Iris, która uznała, że dobrze zrobiły, bo ta dziewczynka ukradła jej spinkę. Tak zaczęła się nasza przyjaźń, która trwa do dziś.

Mimo, że różniło nas wszystko począwszy od wyglądu, hobby, osobowości to jednak się zaprzyjaźniłyśmy.

Kiedy miałyśmy po czternaście lat wydarzył się piekielny i przerażający wypadek, który odmienił nasze życie nie do poznania. Jadąc autokarem na szkolną wycieczkę nad wodospady, pojazd poruszał się na bardzo stromej drodze i zahaczył tylnym kołem o żwirowe podłoże. Zaczął zsuwać się z urwiska u podnóża, którego znajdowało się niezbyt głębokie jeziorko, obok którego był cel naszej wycieczki - wodospady.

Nauczyciele próbowali uspokoić grupę, ale na próżno. Młodzież rzuciła się do drzwi, by jak najszybciej uciec z autokaru, tylko nasza czwórka została na miejscu sparaliżowana i czekała z przerażeniem na dalszy ciąg wydarzeń. Kiedy wszyscy rzucili się do drzwi, kilka sekund później autokar spadł z urwiska.

Jakimiś niezwykłym cudem naszej czwórce udało się wyjść cało z opresji, niestety reszta nie miała takiego szczęścia i wszyscy zginęli. Od tamtego momentu zyskałyśmy oryginalną, ale niebezpieczną moc.

-Laila, daleko jeszcze? - zapytała Evie, siedząca po mojej prawej stronie.

Była moją najlepszą przyjaciółką z naszej grupy. Evelyn była bardzo wysoką i szczupłą nastolatką o jasnej skórze. Jej włosy sięgały do pasa i przypominały ognistą lwią grzywę. Oczy miała w kolorze mocnego szmaragdu, a przed wypadkiem miały jaśniejszy kolor.  Kochała ubierać się na zielono, pewnie pewnie osiemdziesiąt procent jej szafy było w tym kolorze, który był jej ulubionym. Była ogromną marzycielką i nawet w najgorszych chwilach tryskała optymizmem. Co było dla mnie niezrozumiałe. Dzięki mocy mogła leczyć i władać prądem, jednak drugiej mocy nigdy nie wykorzystywała.

-Jeszcze dziesięć minut - zakomunikowałam, a ona westchnęła ze znużenia i znowu zwróciła głowę w stronę okna

Iris i Danika siedziały cicho i nic nie mówiły od sprzeczki, którą rozpoczęła ta druga i Evie. Odkąd pamiętam kłóciły się o najmniejsze szczegóły i tym razem znowu to się powtórzyło. Było to czasami nawet zabawne.

-Sądzicie, że ten rok będzie taki sam jak wcześniejszy? - wyszeptała Iris, która bawiła się zamkiem swojej kurtki.

Nasze liceum mieściło się w San Francisco, które uwielbiałyśmy. Choć ja, Evie i Iris urodziłyśmy się na Florydzie, a Danika w wieku dwóch lat przeprowadziła się na nią z Kolorado w którym się ona urodziła.

Przez naszą moc musiałyśmy wybrać jedno wspólne liceum, co było nie lada wyzwaniem ze względu na nasze różne zainteresowania. Kiedy byłyśmy razem czułyśmy się bezpieczniej i normalniej, a nie jak ostatnie wariatki.

Iris była cicha, o jasnej skórze i niższa o kilka centymetrów niż Evelyn. Dziewczyna miała proste, jasnobrązowe włosy do łopatek, na które nakładała opaskę. Jej oczy były w kolorze jasnego bursztynu przechodzącego w topaz. Jej nos i policzki były obsypane masą piegów. Często się denerwowała i w takich momentach zawsze się bawiła się włosami. Jej moc pochodziła ze snów, dzięki temu mogła je zmieniać i jeśli chciała to przez dotyk mogła zabrać śpiącą osobę do siebie.

-Nie mam pojęcia, ale i tak musimy uważać, by nikt nigdy nie dowiedział się o naszej mocy. Dobrze? - zapytała Danika.

-Przecież wiemy. - odpowiedziałam jej, czarno włosa była bardzo przewrażliwiona i czasami to już denerwowało

Danika i Iris były najlepszymi przyjaciółkami z naszej czwórki. Dziewczyna była wysportowana i wzrostu Evie o jasnej skórze. Jej włosy były delikatne kręcone w kolorze obsydianu sięgające ramion. Oczy miała duże i czarne, jak onyks. Uwielbiała ubierać się w ciemne kolory. Jej moc to telekineza, dzięki której może siłą umysłu przenosić różne przedmioty ożywione lub nie.

-Może ktoś do nas dojdzie w tym roku? - rozmarzyła się Evie.

-Co cię to obchodzi? - zapytała sceptycznie Danika.

-Miło by było. - zmieniła pozycję siedzenia Evelyn.

-Tylko ty tak sądzisz...

-Hej! Nie wszystko jest negatywne- podniosła głos Evie.

-Wiesz czemu to zły pomysł, żebyś kogoś poznała? - zapytała Danika -Bo może odkryć, że jesteś inna i kogoś powiadomić!

-Życie jest po to by żyć pełnia, a nie siedzieć w zamknięciu i izolować się jak ty to robisz! Jesteś tchórzem.

-Na pewno życie będzie piękne jak zamkną cię  w laboratorium jako obiekt badań.-odpowiedziała- Wole być tchórzem niż cierpieć.

-Nie każdy jest jak on!

Teraz Evie poruszyła bardzo trudny temat dla Daniki, o jej eks.

-Nie gadamy o nim. Mówimy o tobie.

-To ma powiązanie.

-Niby jakie?

-Przez to co się wydarzyło zamykasz się, a teraz chcesz byśmy my się zamknęły.

-Nie chce tego. Chce waszego bezpieczeństwa, ale ty jesteś lekkomyślna.

-Ktoś musi być, bo ty jesteś  zbyt poważna. Wyluzuj się.

-Szybciej wydłubie sobie oczy, niż się wyluzuje.

-Przynajmniej w tedy nie będziesz widzieć co robię.

-Ja zawsze widzę co robisz. Mam trzecie oko.

-Ta, na pewno. Nie wierzysz w te bujdy.

-Skąd wiesz? Może zmieniłam zdanie.

-Nie, ty Daniko nigdy nie zmieniasz zdania. Jesteś uparta jak osioł.

-Przyzwyczajaj się, bo coś ciężko ci to idzie.

Przewróciła oczami i się delikatnie i uśmiechnęła.

Reszta drogi minęła w ciszy. Po około piętnastu minutach byłyśmy już pod akademikiem i parkowałam swoją czerwoną Toyotę Camry. Parking był skąpany w ciemności, a do części sypialnianej i do szkoły trzeba było jeszcze przejść kawałek.

Liceum umiejscowione było na niskim wzgórzu u podnóża, którego znajdował się parking, do niego prowadziły długie schody.

Wszystkie wysiadłyśmy z samochodu i skierowałyśmy się do pokoi.
Szkoła miała cztery piętra i dwa długie skrzydła. Po prawej budynku, był akademik połączony z liceum.

Kiedy wdrapałyśmy się do swojego pokoju byłyśmy porządnie zmęczone. Nienawidziłam tych schodów.

Windy się nie dało zamontować?!

Iris otworzyła drzwi i wszystkie weszłyśmy.

Nasz pokój miał hol, w którym znajdowały się nasze buty, kurki i inne ubrania. Dalej było coś w rodzaju mini salonu, od którego odchodziło cztery drzwi. W salonie na środku znajdowała się duża wyspa, a naprzeciwko niej drzwi, które prowadziły na balkon, można z niego było zobaczyć parking, i całą część przednią szkoły. Mój pokój był po prawej, bliżej balkonu, a obok miała sypialnię Danika. Naprzeciwko niej mieszkała Evie, a obok Iris.

Ruszyłam w stronę swojego pokoju, ale zatrzymał mnie głos Evelyn.

-Dziewczyny? Idziemy jutro na spacer? Musze zrobić kilka fotek na kółko.

Odwróciłam się i odpowiedziałam:

-Jasne i tak nic lepszego nie mamy do roboty.

Iris i Danika kiwnęły głową na znak, że się zgadzają.

-Dobranoc-dodałam

-Dobranoc– odpowiedziała mi Evie

Stella: Ognista GwiazdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz