Rozdział 37 Zawsze przyjdę, jak zawołasz

11 3 0
                                    

Otworzyłam drzwi i zaczęłam szukać jakiejś ciekawej lektury. Kiedy znalazłam wyszłam spomiędzy regałów i spojrzałam na ogromne okno i zamarłam.

Żołądek podszedł mi do gardła i miałam ochotę zwymiotować. Przede mną wisiały powieszone cztery dziewczyny.

Pierwsza miała rude, proste włosy, które przy prawie białej skórze wyglądały na czerwona ognisto. Na całym ciele miała
wiele ran tak jak reszta. Były głębokie, a z niektórych było widać kości i mięśnie.

Kolejna miała krótkie, blond włosy i oparzenia chyba drugiego stopnia, jej skóra wyglądała...

Nie mogłam patrzeć, ale wciąż to robiłam.

Następna miała powyginane ręce i nogi w nienaturalny sposób, a jej czarne włosy były pełne krwi.

Ostatnia brunetka miała odciski na szyi jakby ktoś ją dusił, a jej ciało...

Na podłodze pod nimi zebrała się kałuża krwi.

Upuściłam wszystkie rzeczy, które trzymałam i krzyknęłam.

Nie wiedziałam jak długo krzyczałam, oczy zaczęły mnie piec. Poczułam łzy na policzkach.

Stałam tak sparaliżowana, nie mogąc oderwać od nich wzroku.

To było koszmarne.

Widziałam w nich cierpienie.

Nie mogłam złapać oddechu.

Cała się trzęsłam, a po moich policzkach spływały łzy.

Nie wiem, kiedy, ale poczułam ciepłe dłonie w tali próbujące mnie odciągnąć do tyłu. Wszystko się zamazało.

Nie wiem, kiedy, ale przestałam krzyczeć i osoba, która była za mną pojawiła się przed i zasłoniła mi ten obraz.

Przytulił mnie i zaczął mnie uspokajać.

Położyłam głowę na jego klatce piersiowej.

Nie słyszałam co mówił. Wszystko było rozmazane.

Zamknęłam oczy, ale nie mogłam się pozbyć tego strasznego obrazu. Kiedy przestałam płakać poczułam, że to Deamon
mnie pociesza.

-Prze…przepraszam- głos mi się załamał-Masz mokrą koszulkę…przeze mnie.

-To mnie nie obchodzi. Jak się czujesz? -w jego głosie słychać było troskę.

-O mnie się martwisz?! To…to one nie żyją…

Oczy zaczęły mnie piec.

-Gwiazdko, martwimy się o żywych, a nie o martwych. One nic już nie czują, ale ty tak.

-Jak się tu znalazłeś? -wyszeptałam, mój głos brzmiał słabo

-Usłyszałem twój krzyk, jak zresztą połowa szkoły. Dobrze krzyczysz.

Uśmiechnęłam się słabo.

-Są tu Evie, Iris, Danika?

-Nie, nie wpuścili nikogo jak dyrektorka zobaczyła co się stało.

-To jak ty tu wszedłeś?

-Byłem przed nią.

-Lepiej?

-Tak, dziękuję, że tu byłeś.

-Zawsze przyjdę, jak zawołasz.

Przestał mnie przytulać, ale trzymał mnie w ciąż w tali.

Rozejrzałam się.

Deamon wciąż zasłaniał mi ten koszmarny obraz, który na zawsze wyrył się w mojej pamięci.

Przy drzwiach stali nauczyciele, a dyrektorka obok i rozmawiała z policją.

Valerie spięła włosy w niski kok. Ubrała białą koszulę i dżinsowe spodnie. Na nogach miała beżowe botki.

Deamon miał na sobie czarną bluzę z jakimś napisem i dżinsowe spodnie, a na nogach miał trampki.

Valerie podeszła do nas.

-Kto z was był tu pierwszy?

-Ja.

-Przykro. Jak się czujesz?

-Lepiej.

Uśmiechnęła się smutno.

-Chodźcie, pójdziecie do mojego gabinetu.

-A co z nimi?

-Zajmę się wszystkim.

Kiwnęłam głową.

Deamon chwycił mnie za rękę ruszyliśmy do wyjcie.

Tak jak powiedziała, zajęła się wszystkim.

Poszliśmy do jej gabinetu i opowiedziałam wszystko, a Deamon cały czas był ze mną trzymając mnie za rękę.

Pamiętałam wszystko jak przez mgłę.

Zostałam zwolniona z lekcji, a policja zabroniła wstępu do biblioteki. Siedziałam teraz w pokoju i czekałam na przyjaciółki.

Cały czas myślałam o tym wszystkim. Kto to zrobił? Czemu?

Usłyszałam w salonie głosy i w drzwiach pojawiła się Evie. Od razu przybiegła i mnie przytuliła.

-Tak mi przykro. Masz jakiegoś pecha!

-Wiem. -szepnęłam

-Jak się czujesz? -podeszła do nas Danika i usiadła obok

Była zmartwiona

-Lepiej.

-Jesteś bardzo blada. -powiedziała Iris

-Jest dobrze.

-Słyszałam, że był z tobą Deamon-powiedziała Evie

-Tak.

-To słodkie. Też tak bym chciała.

-Evie! -odezwała się Danika

-No co?!

-Tam były trupy! Nie sądzę, że było to miłe, a tym bardziej romantyczne.

-Gdyby ktoś ci się podobał to może byś zrozumiała. -warknęła

-Podobał mi się. - w jej głosie słychać było prawdę i ból

-Ta, na pewno. Nawet nie płakałaś, jak cię zdradził! Zero emocji!

-Idź do diabła-wstała i poszła do siebie.

-Evie. -powiedziałam

-Wiem, przepraszam...Poniosły mnie emocje. Nie powinnam.

-Pójdę do niej.-powiedziała Iris.-Trzymaj się.

Kiwnęłam głowa, a ona wyszła.

-Na pewno dobrze?

-Tak, chyba się prześpię. Jestem wykończona.

-Dobrze, zostanę obok.

-Nie musisz.

-Wiem, ale po czymś takim nikt nie chce być sam.

Stella: Ognista GwiazdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz