Piętnaście

1.2K 153 25
                                    

Moja silna wola = 0

Miłego pierwszego dnia wiosny 🖤

(Ps zaraz wszystko się spartoli, ale byle do rozdziału 22 i może zaznamy spokoju)

__________________

TAJPAN

Nie rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło. Nic się nie zmieniło – Natka nadal uciekała przede mną jak mały króliczek, a ja wiedziałem, że będę miał na nią oko. Pozostaliśmy tacy sami, choć wokół nas zaszło tyle zmian. 

Nie dotykałem drugiego człowieka dłońmi bez rękawiczek już tak długo, że prawie zapomniałem jakie to uczucie. Cholernie dobre. A dotykanie Natki… kurwa, mógłbym przez to zginąć. Moje skamieniałe serce chyba się jednak ruszyło. 

Ale to by było na tyle. To wspólne czterdzieści osiem godzin, w których poznaliśmy się od zupełnie innych stron – ja dostrzegłem, jak wielkie pokłady odwagi i poświęcenia Natka posiada, a ona rozgryzła mnie na zupełnie innym poziomie. W sumie przecież wiedziałem, że ona taka jest. Nie sądziłem jednak, że będzie w stanie przyjechać po mnie, bo nie odzywałem się o kilka godzin za długo. 

Mój kącik ust wędrował w górę na samo wspomnienie tej sytuacji. A do tego ten dotyk… lepiej, żeby Burza po powrocie strzelił mnie w pysk, jednocześnie wybijając z głowy to, co sobie wyobrażałem. 

A wyobrażałem sobie wiele. 

Wiedziałem, że dotknięcie jej delikatnej skóry będzie dla mnie najbardziej podniecającym doznaniem w całym życiu. Już gdy kazała mi dotknąć swojego policzka, prawie umarłem w środku. A potem wróciłem do żywych tak, jak nigdy. Umysłem, sercem, całym krwiobiegiem, gdy krew krążyła w żyłach w szybkim tempie. Jeden nieostrożny ruch i mogłem ją przewrócić na plecy, przygwoździć do materaca i jestem prawie pewien, że by mi się po prostu oddała. Mógłbym się z nią pieprzyć dokładnie tak, jak tego chciałem od dawna. Kochać ją, pieścić i wielbić nieustannie, aż wiłaby się pode mną z rozkoszy, a ja w końcu mógłbym szeptać jej do ucha te wszystkie sprośne słówka… 

– Dzwoni Luiza – oznajmiła Natka, wyrywając mnie z letargu. 

Z krainy pierdolonych marzeń. 

Wypuściłem krótki oddech, dmuchając sobie w twarz. Ogarnij się, do kurwy nędzy. To słabe, żeby jechać z Natką tylko w jednym samochodzie i znowu mieć kamienny wzwód.

– Halo? – Natka odebrała. 

Nie miała pojęcia, co właśnie dzieje się w mojej głowie. Może to i dobrze. I znów ktoś przerwał nam poprzez jeden głupi telefon. Pokręciłem głową, zdając sobie sprawę, że ten ratunek kiedyś może nie nadejść. I co wtedy? Co, gdy posunę się za daleko? Spierdolę wszystko. 

– Czekaj, Lu, spokojnie, hej! – Po jej zatroskanym tonie wiedziałem już, że coś jest nie tak. – Dam cię na głośnomówiący. Powoli.

Natka umieściła telefon na desce rozdzielczej i akurat stanęliśmy na światłach. 

– Cześć, Tajpan – przywitała się lękliwie Luiza. 

Tyle wystarczyło, by wiedzieć, że coś jest nie tak. Pierwsza myśl: Maks. Kurwa, jeśli coś mu się stało… 

– Powtórz, proszę, co mówiłaś wcześniej – poinstruowała ostrożnie Natka. – Ale spokojnie. Jesteśmy w drodze do Krakowa, została nam niecała godzina jazdy, więc po prostu przyjedziemy prosto do was, dobrze? Tylko wyjaśnij, co się stało, żeby Tajpan mógł usłyszeć. 

Tajpan (Synowie Chaosu #4) [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz