Dwadzieścia osiem

1.4K 153 54
                                    

Zróbcie hałas, to może będzie jeszcze jeden dzisiaj 🌞 bo pogoda jest taka idealna na publikowanie i aż mnie korci 😎

____________________

TAJPAN

Czy ten kołowrotek szaleństwa się kiedyś skończy? 

Cholera, dlatego właśnie chciałem, żeby Natka nigdy się do mnie nie zbliżyła. Żeby znalazła sobie jakiegoś porządnego, ułożonego faceta, nudnego jak flaki z olejem, więc też takiego, za którym nikt nie biega z giwerą. 

Ale trochę mi nie wyszło, bo już od kilku dni Natka mieszkała ze mną, spała w moim łóżku i mówiła mi rzeczy, które prowadziły tylko do jednego. 

Do tego, że z każdym dniem zależało mi na niej coraz bardziej. 

Maks zajechał pod mój dom o siódmej dokładnie cztery dni po tym, jak został aresztowany z absurdalnego powodu. Dobrze, że miał kasę, dzięki której wyszedł na następny dzień. Zamknął auto, wszedł po schodach, grzecznie zapukał, przez co aż miałem ochotę zaśmiać się pod nosem. Zawsze zachowawczy. 

Otworzyłem mu drzwi i powędrowałem z powrotem do wnętrza budynku. 

– Mam tylko kranówę jak zawsze – oświadczyłem. – Żadnych ekskluzywnych szklanych butelek z wodą gazowaną. 

Nic nie odpowiedział. Jego twarz odbijała zmęczenie, znużenie, stres. 

Podszedł do jednej z szafek w kuchni, łapiąc za uchwyt. 

– Mogę? 

Kiwnąłem głową, a Maks wyciągnął wysoką szklankę i nalał sobie wody z kranu. Miałem wrażenie, że nie ma nawet siły mówić. Widziałem go już w życiu w lepszych i gorszych momentach – ten zdecydowanie należał do tej drugiej kategorii. Obserwowałem jego chorobę i jej postępowanie dłużej niż ktokolwiek inny, więc czułem też jak to na niego wpłynęło, gdy po diagnozie, oprócz bycia pewnym siebie aroganckim gnojkiem, zaczął nosić też na co dzień bagaż w postaci nieuleczalnego schorzenia. Zawsze miał je z tyłu głowy. Był jednak całkiem dobrym aktorem – nie w stosunku do mnie, rzecz jasna – i obcy ludzie na pierwszy rzut oka nie wiedzieli. 

Żaden z nas nadal konkretnie się nie odezwał. Tak to jest, jak dwa mruki spotykają się sam na sam. Bywały dni, w których po prostu siedzieliśmy obok siebie i rozmawialiśmy niewiele. Żadnemu z nas to nie przeszkadzało. 

Maks uniósł na mnie spojrzenie nieco czerwonych oczu i ułożył kciuka w górę, a palec wskazujący i środkowy wyprostował i złączył razem, pozostałe palce zginając. Teraz jego dłoń przypominała pistolet i była dla mnie sugestią. 

Kiwnąłem na niego głową, kierując się w stronę drzwi do piwnicy. 

Do mojego królestwa chaosu. 

Do jedynego miejsca, które mogło nam pomóc, gdy wszystko zawodziło. 

Zeszliśmy po schodach, zaświeciłem światło w korytarzu, a potem również w małym pomieszczeniu za magazynowymi drzwiami. 

Maks zaciągnął się zapachem metalu, plastiku, gumy i broni. 

– Ach, brakowało mi tego – zaśmiał się ciężko. – Ostatnio byliśmy tutaj, gdy porwali moją Luizę. Pamiętasz? 

Kiwnąłem głową. 

Maks przeszedł obok półek, zerkając na różne rodzaje broni. 

Czysto teoretycznie miałem pozwolenie na posiadanie broni, ale gdyby policja weszła do mojego domu i zobaczyła taki arsenał, na bank by mi to nie uszło na sucho. Zbierałem te wszystkie fanty przez lata. Większość dostałem od swoich klientów, którym ochraniałem dupę – kamizelki kuloodporne, gazy pieprzowe w sprayu i żelu, kastety, ochraniacze na szczękę. Jeśli chodzi o broń, w większości również ją dostałem lub ukradłem, bo dla takich grubych ryb jeden pistolet mniej nie robił różnicy.

Tajpan (Synowie Chaosu #4) [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz