Trzynaście

1K 140 28
                                    

Dobra, ale teraz serio zwalniamy

Uwaga - godzinę temu wpadł dwunasty

__________

NATKA

Tego wieczoru jeszcze nie wydarzyło się nic strasznego. Owszem, w podziemiach hotelu znów widziałam bardzo dziwne sceny, na przykład laskę tańczącą na rurze dla jakichś facetów, którzy później pieprzyli ją w usta na tej samej scenie, na której dawała pokaz. Tak po prostu, przy wszystkich. 

Widziałam też jak mężczyzna wciąga narkotyki z pępka innej kobiety. 

Słyszałam stękanie jednego z graczy w karty i zastanawiałam się co jest grane jedynie przez jakieś pół minuty. Potem zrozumiałam po jego niesubtelnych tekstach skierowanych na swoje krocze, że jakaś panna właśnie robi mu loda pod stołem. 

Obrzydliwe. 

Naprawdę ludzie byli tam obrzydliwi. Dlatego też tego wieczoru wypiłam więcej, żeby trochę się rozluźnić. Pomogło. Whisky z colą przyjemnie drażniła wnętrzności i nie potrzebowałam zbyt dużo, bo tego dnia nie zjadłam zbyt wiele. Wstawiłam się, ale odrobinę, wszystko mając jednocześnie pod kontrolą. Tym razem nie byłam już wstydliwą i zagubioną owieczką. Tym razem nikt mnie tak nie nazwał, a powiedziałabym, że kilka osób nawet patrzyło z podziwem na mój teatrzyk. 

A Tajpan… po prostu ze mną grał. I chyba tylko tyle. Podążał za moimi sugestiami i wykonywał ruchy jak w lustrzanym odbiciu, pilnując tego, bym cały czas była u jego boku lub pod jego ramieniem. Znów siedziałam na jego kolanach, znów opierałam się na męskim ramieniu, znów mogłam przesunąć nosem po jego szyi i zapamiętać to uczucie, o którym już zapomniałam. Prawdziwe pożądanie. Takie, którego nie można pomylić z niczym innym. Może i mnie wkurzał, może był zbyt opiekuńczy i do tego zadawał się z moim bratem, ale to… mężczyzna. Nijak miał się do tych chłopców, z którymi się spotykałam. 

Stanęliśmy przy barze, gdzie Tajpan wypił jeden jedyny kieliszek alkoholu tego wieczoru. Na krótką chwilę mnie puścił, co oznaczało chwilę na głębszy oddech. Zapamiętanie, że to tak naprawdę tylko udawanie. Że to się nie dzieje. Nic mnie z nim nie czeka, bo on tak naprawdę nie chce mnie w ten sposób dotykać, lecz musi, ze względu na okoliczności. 

Mężczyzna, który pojawił się u boku Tajpana po chwili spędzonej przy barze, wyglądał podejrzanie. Szerokie i napakowane ramiona miał spięte, głowę łysą, dłonie poharatane. 

– Mam to, o co prosiłeś – oznajmił z lekką chrypką. – A teraz dawaj towar. 

Towar…? 

Tajpan wyciągnął z kieszeni kurtki trzy przezroczyste woreczki z zawartością w postaci białego proszku. 

Skąd, jak i gdzie, do cholery? 

Łysy mężczyzna wziął woreczki i pstryknął w jeden palcami, uśmiechając się. 

– Dzięki. 

Schował je do kieszeni, a w zamian wyciągnął telefon. 

– Po co ci właściwie telefon tego umarlaka? – zarechotał. – On już dawno został wywieziony gdzieś na granicę. Pewnie zaczął się już rozkładać i nawet rodzina go nigdy nie znajdzie. 

O ile w ogóle jakąś rodzinę miał. 

Telefon… teraz już wszystko jasne. Nie mam pojęcia jak i kiedy on to zorganizował, ale jakimś cudem był w stanie załatwić telefon tego faceta, którego wczoraj zabili, jednocześnie nie opuszczając mnie prawie na krok.

– Był wyłączony cały czas? – spytał trzeźwo Tajpan. 

– Tak. Wyciągnąłem go z kieszeni chłopaczka, ale nie dało się uruchomić. Pewnie wyładowany – dumał łysy. – Nie wiem co w tym telefonie jest, skoro był wart aż trzech działek. 

Tajpan (Synowie Chaosu #4) [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz