Trzydzieści cztery

1K 129 26
                                    

Ej, już mamy prawie koniec, kiedy to zleciało?

_________________

NATKA

Grzecznie leżałam w łóżku, przewracając się tylko z boku na bok i czekając na to kojące ciepło, które Tajpan zawsze przynosił ze sobą do sypialni. Zamykał mnie w objęciach, głaskał po plecach, dbał o mnie i ufałam, że nie zamierza mnie skrzywdzić. Przywiązałam się do niego. Nie byłam już w stanie powiedzieć, że nienawidzę tego, jak za mną chodzi, czy tego, że czasami próbuje się rządzić.

Nienawiść w żadnym stopniu nie była częścią moich uczuć.

Nigdy.

Przygryzłam wargę, wzdychając. Może czas najwyższy przyznać się do swoich uczuć na głos i zaryzykować. Czerpać garściami z tego, jak on na mnie patrzy, jak mnie traktuje. Nie zastanawiać się na tym, co przyniesie przyszłość.

Bo przy Tajpanie świat nabierał barw, a ja czułam się nie tylko wystarczająca, ale też wspaniała. I absolutnie nie potrzebowałam, by ktokolwiek mi to mówił. 

Wstałam łóżka i podążyłam do wysokiego i szerokiego lustra, zamontowanego na jednej ze ścian sypialni. Stanęłam przed nim w czarnych getrach i koszulce Tajpana, a następnie podwinęłam do góry materiał. Dotknęłam swojego brzucha, żeber, jednej piersi, opuściłam koszulkę. Przesunęłam palcami po swojej odrobinę pokiereszowane twarzy, odsunęłam białe pasma z policzków. Obrysowałam krzywiznę nosa i ust, połaskotałam rzęsy i poruszyłam palcami u stóp.

Jego głos rezonował w mojej głowie.

Ślicznotka. Jesteś moją ślicznotką. Kocham cię.

I tu już nie chodziło o aprobatę ani żadne dobre słowo. Po prostu mój umysł sam był w stanie powiedzieć sobie, że taka właśnie jestem. Śliczna na swój sposób. Można mnie pokochać. I ja też jestem zdolna… do kochania.

Obróciłam się gwałtownie, słysząc na dole jakiś męski głos. Ktoś do nas przyszedł? Może to Tymek. Może dowiedział się czegoś ciekawego. Tajpan wyjaśnił mi przez telefon po krótce, że Szafrański tak naprawdę nam nie zagrażał i uratował Antka, więc każdy dostał też informację, że właściwie to nie koniec, bo nic nie wiemy.

Znów ten sam głos. Tym razem głośniejszy, ale nienależący do Tajpana. Zbyt stłumiony przez drzwi, bym mogła go rozpoznać.

Z lekkim niepokojem opuściłam sypialnię i skierowałam się ku schodom.

– Ani kroku dalej – warknął Marek Niemiec, gdy postawiłam stopę na pierwszym schodku. – Nie rób nawet jednego jebanego kroku, mała. Albo rozstrzelam go jak kaczkę.

Wszystkie moje wnętrzności podeszły mi do gardła. Cholera, nie. Nie, nie, nie. Nie miałam przy sobie telefonu, broni, zupełnie nic! Mogłabym rzucić się do sypialni i próbować wezwać pomoc, ale…

Chyba zauważył, że drgnęłam.

– Grzecznie usiądź u szczytu schodów. Jeśli się ruszysz, nacisnę jeden przycisk, który znajduje się w mojej kieszeni, i cała ta chata wyleci w powietrze, włącznie z naszą trójką.

Co?

– Bomba? – szepnęłam drżącym głosem.

Nie, błagam! Nie akurat teraz, kiedy miałam zamiar wyznać Tajpanowi, co do niego czuję i jak bardzo mi na nim zależy.

– Materiał wybuchowy jest przypięty pod stołem – oświadczył Niemiec zimno.

Zerknęłam niepewnie na Tajpana. Zamienił się w bryłę lodu, a jego oddech stał się nieznośnie spokojny.

Tajpan (Synowie Chaosu #4) [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz