Trzydzieści

1.3K 126 19
                                    

TAJPAN

Dzień, w którym Szafran i Bałucki mieli pojawić się znów wśród żywych i wolnych nadszedł wczoraj. 

I nic się nie wydarzyło. 

Przez te dwa i pół tygodnia wciąż próbowaliśmy dowiedzieć się albo chociaż wymyślić, do czego tak właściwie może dojść. Maks uważał na każdy swój krok i nosił przy sobie broń. Mówił, że ktoś rzeczywiście czasami go śledził, ale się nie zbliżał. 

Trochę uśpiło to naszą czujność – zwłaszcza dziewczyn, które twierdziły, że przecież nie może być tak źle, bo kto będzie chciał ryzykować kolejnym wyrokiem? 

Ale ja wiedziałem, że u takich ludzi to nie działa. Zemsta jest słodka i bardziej satysfakcjonująca niż wolność. Zwłaszcza w tym wypadku. 

W głowie więc krążyła mi jedna myśl: co się stanie? Co tak właściwie się stanie? Co… kiedy… jak… i gdzie? 

Ale nie mogłem żyć tą myślą, mając obok Natkę. Ona sprawiała, że każdy dzień był lepszy. Świat stał się jaśniejszy. Rękawiczki odeszły w zapomnienie, tatuaże mnie nie definiowały. Chciałem mieć możliwość dotykania Natki na każdym kroku, a do tego nie mogłem osłaniać swojej skóry w ten sposób. 

Powoli przychodziła już do nas zima. Temperatura bardzo spadła i nawet ja to odczuwałem. Zrobiło się nieco posępnie, a gdy padał deszcz, w nocy przymarzał, zamieniając ulice w lodowiska. O tej porze roku do mojego domu zawsze wpadało mniej światła. 

– Heeeej! – rozległ się wesoły głos z korytarza wejściowego. – Jestem! 

Uśmiechnąłem się pod nosem. Jakbym już wcześniej nie słyszał. Zawsze wchodziła jak do siebie. Jej obcasy stukały, gdy krzątała się po przedpokoju, zapewne odkładając swoje ubranie. 

Weszła do salonu już w samych skarpetkach, spodniach z dziurami i czarnej bluzie. Włosy miała spięte w kitkę i te dwa białe pasma jak zwykle okalały jej buzię. Na samej górze pojawił się już lekki odrost. 

Poklepała dokładnie to miejsce na głowie, na które patrzyłem. 

– Nic mi nawet nie mów na ten temat. Jestem fryzjerką, a sama mam pięciocentymetrowy odrost – zaśmiała się. – Zajmę się tym… kiedyś. Może w przyszłym tygodniu. Ale to teraz nieważne, bo mam coś dla ciebie. – Postawiła brązową papierową torbę na blacie i wyciągnęła z niej białe pudełko. – Masz urodziny. 

Och. Rzeczywiście. 

– Nie… 

– Wiem, wiem, nie obchodzisz urodzin – ucięła. – Ale ja nie dam ci tak po prostu ich ignorować. Chcę dla ciebie robić te wszystkie rzeczy, które dziewczyny robią dla swoich facetów. To jest twój prezent. 

Położyła obok białego pudełka drugie, czarne i mniejsze, z delikatnego aksamitu. 

Niepewnie spojrzałem na te wszystkie rzeczy. 

– Nie musiałaś. 

Przewróciła oczami. 

– Wiem. Ale chciałam. Otwórz, bo będzie mi przykro. 

Zmarszczyłem odrobinę brwi i otworzyłem najpierw mniejsze pudełko. W środku lśnił zegarek z klasyczną czarna tarczą z delikatną złotą obwódką, na czarnym skórzanym pasku o prostym kroju. Na tarczy wyrysowany był ledwie zauważalny wąż, który mienił się dopiero w kontakcie ze światłem. 

Serce zabiło mi szybciej. 

Nigdy nie dostałem prezentu urodzinowego. 

A to… to było inne. Dziwne i niewytłumaczalnie podniecające. 

Tajpan (Synowie Chaosu #4) [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz