TAJPAN
– Jesteśmy w kontakcie – mówił Maks, zamykając bagażnik mojego samochodu.
Przyjechał, żeby omówić ewentualne scenariusze, które mogły się wydarzyć. Zaraz miałem ruszyć w drogę do hotelu pod Warszawą. Hotelu, który kiedyś należał do Andrzeja Szafrańskiego, ojca Emilii. To miejsce, w którym zbierała się zawsze nieciekawa śmietanka towarzyska.
Maks niby tylko pakował część moich rzeczy i dawał mi te swoje prawnicze rady, ale tak naprawdę w duchu oboje wiedzieliśmy, że to takie nasze męskie wsparcie. Choć na głos byśmy tego nie przyznali – taka już nasza natura – to byliśmy przyjaciółmi. Już dawno temu powierzył mi swój bardzo ważny sekret i znał praktycznie każdy mój. Jakoś tak wyszło. Gdybym zrobił coś głupiego, obroniłby mnie bez wahania.
– Jak nie wrócisz w jednym kawałku, to skopię ci dupę – stwierdził po dłuższej chwili.
Noc była młoda i gwiaździsta. Wciąż trochę padało, ale temperatury znów skoczyły w górę.
– Potrzebuję około tygodnia. To wszystko.
Pokiwał głową.
– Tymek już podobno znalazł ludzi, którzy wiedzą coś o zabójstwie podczas wesela – oświadczył ochryple Maks. – Jak tak dalej pójdzie, zaraz rozpracujemy tę intrygę.
Oby tylko szybciej, niż ktoś inny rozpracuje nas.
– Uważajcie na siebie – powiedziałem, mając na myśli wszystkich naszych znajomych. – I miejcie oko na Natkę, gdy mnie nie będzie.
Maks uśmiechnął się pod nosem.
– Wiadomo.
– Mówię poważnie.
Uniósł dłonie w górę.
– Ja też. Całkiem poważnie. Stuprocentowo.
Prawie przewróciłem oczami. Prawie. Żegnałem się z nim męskim uściskiem, ale prawdę mówiąc… wolałbym się pożegnać z nią. Z Natką. I nie męskim uściskiem.
Może innym.
Może czymś więcej.
Albo po prostu chciałbym ją jeszcze usłyszeć.
Kojarzyła mi się z życiem pełną piersią, ze słońcem, z charyzmą. Mogłaby do mnie cały czas mówić, a ja tylko bym jej słuchał. Mogłaby przypomnieć mi, że tak naprawdę jestem zdolny do odczuwania i istnieje ktoś, kto potrafi roztopić tę bryłę lodu, w którą się zamieniłem.
Trzasnąłem drzwiami, uruchomiłem silnik i odpaliłem papierosa, żeby zaznać trochę tego gorzkiego smaku na języku, bo gdy o niej myślałem, czułem się zbyt słodko. A teraz mi to zupełnie niepotrzebne.
Teraz nadszedł czas, by ponownie zgubić swoje serce.
***
Trzy godziny drogi i dojechałem na miejsce. Wybiła jedenasta wieczorem, parking hotelowy był w połowie pełny. Budynek przede mną rozpościerał się szeroko na boki i kilka pięter w górę, fasada mieniła się barwami czerwieni i złota. Na bogato.
Typowo.
Zdusiłem w sobie nienawiść do tego typu miejsc, do środowiska, do ludzi. Tego dnia na powrót musiałem stać się człowiekiem, jakim byłem parę lat temu, zanim odnalazłem przyjaciela z dzieciństwa i poznałem nowych ludzi. Dobrych, w pewien pokręcony sposób.
Wszedłem przez ogromne obrotowe, dzierżąc torbę na ramieniu. Kilka osób obejrzało się w moją stronę i już wiedziałem, że mnie poznali. Wystarczyło jedno spojrzenie na moją sylwetkę, na rękawiczki na dłoniach, i niektórzy od razu mnie kojarzyli. W hotelowym lobby z czerwonymi kanapami mignęły mi dwie znajome twarze, więc kiwnąłem im na powitanie głową, ale szedłem dalej w kierunku recepcji.
CZYTASZ
Tajpan (Synowie Chaosu #4) [+18]
RomanceTylko on wie, kim ona tak naprawdę jest. Tajpan zostawił za sobą życie pełne napięcia i niebezpieczeństw. Życie po niewłaściwej stronie barykady. Jeden krwawy incydent sprawił, że postanowił już nigdy nie brudzić rąk w niewłaściwej sprawie. Nadal j...