TAJPAN
Szafran nawet nie drgnął, chociaż cały czas czuł na sobie celownik. Burza mierzył do niego z karabinu, a on po prostu odwrócił się i machnął na nas dłonią zapraszająco. Nie był uzbrojony, nie był także specjalnie poruszony. Jakby spodziewał się wszystkiego.
To człowiek, który całe życie miał zaplanowane. Teraz trochę chudszy po wyjściu z więzienia, nieco zmęczony, ale wciąż w formie. Przeprowadził nas przez korytarz aż na sam koniec do ostatniego z pokoi, który różnił się znacząco od reszty. Na podłodze wyłożono beżową wykładzinę, która tłumiła wszelkie dźwięki. Wielkie okna ozdabiały zasłony w delikatne wzory, ściany pokryto białą farbą i gdzieniegdzie wstawkami z tapety. Do tego miękki fotel w rogu, komoda… z przewijakiem?
Kurwa, co?
Łóżeczko dziecięce. Cholerne łóżeczko dziecięce stało pod jedną ze ścian. A na materacyku wewnątrz leżał na plecach Antek, wesoło wymachując nóżkami i rączkami. Był przebrany, wesoły, suchy.
– Nakarmiłem go mlekiem modyfikowanym – oznajmił Szafrański.
Szczęka opadła mi prawie do podłogi. W pokoju było cieplutko i przytulnie, aż wstrząsnął mną dreszcz absurdu.
Burza cały stężał, a potem odłożył karabin nieostrożnie na podłogę, następnie rzucając się w kierunku syna. Podniósł go, obejrzał z każdej strony, a następnie przytulił do swojej piersi, szepcząc mu coś do ucha.
– Co tu się odpierdala? – spytałem cicho, gdy Szafrański zajmował miejsce w fotelu.
Patrzył beznamiętnym wzrokiem na Burzyńskiego wraz z dzieckiem.
– Przyjechaliśmy odbić dzieciaka – oznajmiłem lakonicznie.
– Podczas gdy dzieciak jest cały i zdrowy, a na dodatek zaopiekowany – parsknął Szafran. – Nie jestem dzieciobójcą. Potrafię zrobić wiele rzeczy, ale niewinnego dzieciaka nie zabiję.
Przysunąłem sobie białą pufę w kształcie owieczki, żeby usiąść na niej naprzeciwko Szafrana.
– O co tu chodzi? – spytałem chłodno.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
– Ale o co właściwie pytasz?
Spojrzeliśmy po sobie z Burzyńskim. Żadnej broni, żadnych gróźb, dosłownie nic. A do tego ten pokój…
– Po co ci takie miejsce w domu? – spytał Burza, kręcąc odrobinę ramionami, bo Antek przytulał się do niego i przysypiał. – Przecież nie masz małych dzieci.
– Spaliliście moją chatę – przypomniał. – Musiałem kupić coś fajnego na szybko. Było już tak urządzone. Przydało się przypadkiem.
– Przypadkiem? Nie chciałeś porwać mojego dziecka od początku?
Szafran prychnął i rozsiadł się wygodniej w fotelu.
– Nie.
– Kazałeś Szakalowi mieć oko na Emilię – przypomniałem. – Powiedział nam.
Szafrański kiwał głową.
– Owszem. To moja córka.
– Nic z tego nie rozumiem – warknął Burza. – Potraktowałeś ją jak śmiecia, kiedy przyszła do ciebie i oznajmiła, że jest w ciąży. Chciałeś sprzedać jej tabletkę poronną…
– Przecież powiedziałem ci już, że to nie tak – przerwał mu Szafran. – Czego nie rozumiesz, Burza?
– Niczego. Nie rozumiem niczego.
CZYTASZ
Tajpan (Synowie Chaosu #4) [+18]
RomantizmTylko on wie, kim ona tak naprawdę jest. Tajpan zostawił za sobą życie pełne napięcia i niebezpieczeństw. Życie po niewłaściwej stronie barykady. Jeden krwawy incydent sprawił, że postanowił już nigdy nie brudzić rąk w niewłaściwej sprawie. Nadal j...