Dwadzieścia siedem

1.2K 147 47
                                    

Dla niektórych pewnie ulga, dla mnie podczas pisania masakra. Nawet czarnych charakterów mi czasami szkoda... let me know jak wy się z tym czujecie ☔

_____________________

NATKA 

Jak dobrze, że wzięłam mój samochód! Od razu wsiadłam do auta pod komisariatem i ruszyłam za białą skodą należącą do Sary. Jechała niechlujnie, jakby była zdenerwowana i powinna w sumie być, bo zamierzałam jej złamać wszystkie palce po kolei. 

Co za mała cholera! 

Nie mogłam uwierzyć, że wbiła Tajpanowi nóż w ramię. Ja rozumiem emocjonalne frustracje i dziwne akcje pod wpływem alkoholu albo dziwnego zbiegu okoliczności, ale to?! Ranienie drugiego człowieka tylko dlatego, że nie chciał podwieźć cię do domu?! 

Cholera, byłam już tak wkurzona, że aż cała się trzęsłam. Na szczęście jechałam za Sarą jednopasmówką, więc Remi i Tajpan w jednym samochodzie za mną nie mogli mnie nawet wyprzedzić. Ruch na przeciwległym pasie sprzyjał mojemu pościgowi. 

Naprawdę nie sądziłam, że znajdę się w tak absurdalnej sytuacji, ale nikt nie będzie krzywdził ludzi, na których tak bardzo mi zależy. A co, gdyby trafiła w szyję? W tętnicę?! 

Kurwa mać! 

Głupia suka. 

Wody święconej jej trzeba… albo porządnego lania, które mogę uskutecznić tylko ja – żaden facet jej nie dotknie, bo przecież to kobieta. Dobrze więc, że ja byłam posiadaczką cipki i drobnych dłoni, dokładnie tak jak ona. 

Biała skoda ostro skręciła w zjazd na prawo od drogi, za szyld z jakąś nazwą hotelu albo restauracji. Jechałam po wertepach, trochę mną telepało, ale było warto – przerażenie na twarzy Sary, gdy wysiadałam z auta równocześnie z nią, nie mogło się równać niczemu. Nie powinnam się tak cieszyć, a jednak miałam frajdę z tego, że nie uciekła tak po prostu. 

– Stój! Natka, do cholery, stój! – krzyczał Remi, parkując zaraz za moim autem. 

Biegli już za mną, ale przechodziłam właśnie przez próg budynku, podążając krok w krok za Sarą. 

Biegłam przez korytarz, przez jakieś dziwne pomieszczenia wyglądające jak zaplecze albo kuchnia, ale wszystko było puste. Tak samo jak śmiech Sary, gdy w końcu wpadła do ostatniego z pokoi, mającego ściany z metalu i ogromną bramę zamkniętą na kłódkę po lewej stronie. Echo jej stukających obcasów rozniosło się po wnętrzu… zwolniła. I obróciła się w moją stronę, więc również stanęłam w miejscu. Nie miała gdzie uciekać. 

– Wiedziałam, że się uda, ale nie sądziłam, że złapię aż trójkę z was – zaśmiała się. 

Burza i Tajpan wpadli do pomieszczenia tuż za nami, a drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem. Tajpan pojawił się przy mnie w sekundę i osłonił własnym ciałem, chociaż nie wiedziałam przed czym. 

O rany, dobrze, przekonałam się jakieś trzy sekundy później, gdy zza dużego konteneru w kształcie bryły wyłoniło się trzech mężczyzn. Jednym z nich był prokurator. 

– Dlaczego on jeszcze nie siedzi w pace? – sapnęłam zaskoczona. 

Wszyscy trzej mieli broń i celowali nią w nas. 

– Całe szczęście, że jestem w trakcie służby – wymamrotał Burza, wyciągając zza paska spluwę. Tajpan zrobił to samo, więc pewnie dostał ją już w samochodzie.

I tak oto znalazłam się pomiędzy piątką ludzi, którzy mierzą do siebie z broni, a wariatką, która najwyraźniej chciała albo przelecieć albo zabić mojego chłopaka. Nic pomiędzy. 

Tajpan (Synowie Chaosu #4) [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz