Ona mi jest

2 0 0
                                    

Si vis amari, ama

Znów spotkałem cię po drodze. Niby przypadkiem.
Widziałem twój wzrok przeszyty łzą przed upadkiem
i serce czarne we krwi soczystych malin,
które wczoraj zrywaliśmy. Obraz ludzi z glin.

Wiem, że ciebie zraniły orły szaro-białe.
W szczególności jeden. Wspomnienia oszalałe
na paraboli szczęścia, tęsknoty, cierpienia.
Nikt nie zapomni jego ot tak odrzucenia.

Kiedyś byłem ci różą. Dziś obumarłem.
Kiedyś poza twym wzrokiem niczego nie znałem.
Chciałbym zacząć wszystko od nowa. Przeprosić.
Nie byłem z tobą szczery. Po co mam to znosić?

Gdy oni cię ranili byłem obok jak brat,
lecz między braterstwem, a uczuciem stoi kat.
A kwiat w sercu, który zasiałaś nieumyślnie
co roku dojżewa, obumiera. Wciąż rośnie.

Nie mówię tobie żegnaj, a dozobaczenia.
Nie chcę cię tracić dla zwykłego pożegnania.
Choć sam Bóg we mnie zasnął i duszę uciszył
to wciąż przez miłość do ciebie będę grzeszył.  

Upadek poezjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz