Pożegnanie 23

6 0 0
                                    

Świetlista strzała w górę się wzbija
i pokazuje świat nasz daleki.
Gdzieś nowa gwiazda nas już omija,
gdy my tu żyjemy jak kaleki.

Twarz moja nad wyraz przezroczysta
pokazuje pierwszy raz sumienie.
W niej ogień krwawy. Rzecz oczywista,
lecz też bytowaniem mym zgorzknienie.

Zmarszczki układają pasma górskie,
po których wlecze się dojrzałość.
Rozumu nie ma, a myśli zamorskie
same ujawniają moją słabość.

Włosy plączą słowotoki mowy,
która już przecież nie ma znaczenia.
Nie żal mi słów, ani świętej głowy,
lecz szkoda mi dekalogu marzenia.

Nigdy nie miałem dość zła tego świata,
bo korzystałem z tego dowoli.
Boli mnie moja sarkastyczność kata,
gdy patrzę, jak płaczę z niedoli.

Upajam się wszystkim, co widzę
i ta tak rozdwaja moją duszę.
Więc, gdy idę sam siebie się wstydzę
i palę z Samotnością, bo muszę. 

Mój mechanizm życia dawno umarł,
chociaż serce dalej krew pompuje.
Kręgosłup moralny o bruk się wsparł 
i wciąż leżąc dalej maszeruje.

Gdzieś we wspomnieniach Ona dalej stoi
i patrzy na mnie wzrokiem zakochanym.
Dołączyć bym do Niej chciał, lecz ktoś się boi.
Moje ciało bólu nieumarłych.

Skończyć  muszę tę wiązankę.
Nie będzie nikt po mnie szlochał.
Pisałem życia rymowankę.
Nie pisałbym, gdybym was nie kochał. 

Upadek poezjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz