19 - Posiłek

4 1 0
                                    

Dyrektorka niezbyt chciała pozwolić mi zabrać Sebastiana ze względu na mój wygląd. Może i wyglądałam, jakbym przed chwilą się z kimś pobiła. Nieważne, że tak rzeczywiście się stało, ale widziała moją legitymację i musiała w końcu oddać mi go na kilka godzin. Chłopak siedział przed gabinetem, przeglądając teczkę, którą mu wcześniej podałam.

- Jakieś alergie? Jedzenie, którego nienawidzisz? - zapytałam.

- Nie - mruknął zawstydzony.

- To idziemy! - powiedziałem nieco radośniejszym głosem. - Burgery powinny pasować. - Ruszyłam raźnym krokiem przed siebie. Sebastian wstał dopiero po dłuższej chwili i dogonił mnie.

- Skąd to wszystko masz? - zapytał zaciekawiony.

- Teraz to jesteś milusi, co? Już nie mam spadać?

- Nie - poprosił. - Przepraszam, że to powiedziałem. - Szedł obok mnie ze zwieszoną głową. - I dziękuję za pomoc.

- Nie ma za co. - Uśmiechnęłam się do niego serdecznie i usłyszałam, że jemu też burczy w brzuchu. - Pośpieszmy się, żeby tylko dostać coś do jedzenia. Obstawiam, że będzie nam się lepiej rozmawiać z pełnymi brzuchami. A i jestem Camilla tak przy okazji.

Sebastian pokiwał niepewnie głową i próbował dotrzymać mi kroku. Już w pociągu przejrzałam mapę miasta w poszukiwaniu odpowiedniego lokalu. Kierowana przez nawigację chciałam się tam jak najszybciej znaleźć. Co jakiś czas zerkałam na chłopaka, upewniając się, że wciąż mi towarzyszy. Chociaż początkowo sprawiał wrażenie groźnego i nieprzystępnego, teraz zdawał się przestraszony. Przyciskał do siebie teczkę, może był zdziwiony, że komuś zależało na nim na tyle, by zebrać tak dużo informacji.

Dotarliśmy na miejsce i zamówiłam nam po klasycznym burgerze z frytkami oraz napoju. Mój shake był truskawkowy, a Sebastian wybrał dla siebie smak czekoladowy. Rozglądał się niepewnie wokół, zastanawiałam się, gdzie zniknął ten buńczuczny chłopak. Czyżby tamta postawa była tylko formą obrony przed tamtymi duchami, a może w ten sposób chronił innych. Duchy groziły, że zrobią mi krzywdę, więc mogli stosować taki wybieg, za każdym razem, gdy ktoś się do chłopaka zbliżył.

- Sebastianie - zwróciłam się do niego nieco poważniejszym tonem, obserwując, jak sączy czekoladowy napój, który w międzyczasie podała nam kelnerka. - Zacznijmy może od tego, że oboje urodziliśmy się jako media 2.0. Jak pewnie zauważyłeś, ja też widzę duchy i mogę wchodzić z nimi w - zastanowiłam się chwilę, - różnego rodzaju interakcje.

- Mhm - mruknął tylko. - Miło, że nie jestem jedynym wariatem na tym świecie.

Poczułam, jak na czole zaczyna pulsować mi żyła, oczekiwałam trochę więcej ekscytacji. W końcu miałam mu powiedzieć o Stowarzyszeniu i wielu innych rzeczach. A on nagle stracił cały zapał, który okazywał jeszcze w drodze tutaj.

- Jest nas dokładnie tysiąc, jeśli chciałbyś wiedzieć, ale jesteśmy rozproszeni po całym świecie. Dodatkowo dzielimy się na dwa rodzaje, zwyczajne media, które potrafią widzieć duchy i się z nimi porozumiewać. I 2.0, cóż my tak jakby możemy jednocześnie istnieć w świecie rzeczywistym i duchowym, dlatego możemy się na przykład z nimi bić. A i wszyscy należymy do Stowarzyszenia.

- Ja też? - zdziwił się Sebastian. - Na nic takiego się nie zgodziłem.

- Ja też nie, ale członkostwo jest przyznawane automatycznie. Twoje zaczęło się wraz ze śmiercią 904, kiedy przejąłeś jego numer. Pracujesz dla Stowarzyszenia, masz z tego dobre pieniądze i czasem w życiu pod górkę.

- Muszę? - Założył ręce na piersi. Zaśmiałam się w duchu, chyba obudziłam buntowniczą naturę.

- Musisz - potwierdziłam. - W ostatecznym rozrachunku to nie jest takie złe.

- A co z tobą? - zapytał. - Jaki ty masz niby numer, jakie mają znaczenie i jak długo dla nich pracujesz?

- 942 i w oficjalnych sytuacjach musimy się do siebie zwracać po numerach. Jesteśmy podzieleni na grupy po sto osób, każdą kieruje jeden koordynator, w naszym przypadku z numerem dziesięć. To tylko kwestia administracyjno-porządkowa. - Wzruszyłam ramionami i zastanowiłam się chwilę. - Będzie z dziesięć lat.

Sebastian uniósł głowę nieco zszokowany. Wyglądałam młodo, domyślił się więc, że sama zaczęłam o wiele wcześniej niż on sam. Kelnerka akurat podała nam jedzenie i na tym się skupiliśmy, oboje zajadając się ze smakiem burgerami.

- Masz telefon? - zapytałam po posiłku.

Chłopak potwierdził skinieniem, ale niechętnie wyjął z kieszeni stary model. Byłam pewna, że nie udźwignie on aplikacji, z której korzystało Stowarzyszenie. Postanowiłam więc, że pójdziemy jeszcze kupić mu nowy telefon. Nie chciał się zgodzić i mówił, że nie przyjmie takiego drogiego prezentu od kogoś obcego.

- Jak to obcego? - powiedziałam urażonym głosem. -Przecież pracujemy razem, a Stowarzyszenie odda mi pieniądze. - Puściłam doniego oczko. - Możesz więc trochę zaszaleć.

HOW NOT TO BE A MEDIUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz