CHAPTER VI

3.8K 157 3
                                    

Mam dzisiaj dzień wolnego. Po wczorajszym wydarzeniu boli mnie jeszcze głowa trochę, ale myślę, że to nic poważnego, zwykły guz na czole, nic więcej. Nie potrzebnie Louis zasiał panikę.

Poppy nie wróciła na noc, informując mnie wcześniej, że musi zostać w pracy na nocnej zmianie. Poprosiła ją o to koleżanka pracująca razem z nią, a w zamian za co, ona weźmie jej dzisiejszą zmianie, więc cały dzień spędzimy ze sobą. Tak dawno nie miałyśmy dnia dla siebie. Dnia na wylegiwanie się w łóżku od rana do nocy przykryte kocem, popijające gorącą czekoladę.

Tego dnia od samego rana padał deszcz, nic dziwnego. Spoglądałam przez okno na przechodniów. Wszyscy szli szybkim tempem, każdemu gdzieś lub do kogoś się spieszy. Nie zauważyłam, że minęła już godzina, kiedy tak obserwowałam ludzi. Nagle zobaczyłam znajomą mi czerwoną parasolkę. To była Poppy wracająca z pracy.

Szybkim krokiem podeszłam do drzwi, aby ją powitać, stęskniłam się za nią. Kocham ją jak siostrę, znamy się pół życia. Od zawsze jesteśmy nierozłączne. Nigdy nie zamieniłabym jej na nikogo innego. Ledwo zdążyłam podejść pod drzwi, a ona już weszła.

- Jak tam w pracy, Poppy? – zapytałam, stojąc w piżamie i szlafroku.

- Zmęczona, zmęczona, zdecydowanie zmęczona. – widać było po niej ogromne zmęczenie, ale i tak to nie przeszkodziło jej, aby się do mnie uśmiechnąć.

- To do łóżka i się zdrzemnij. – wskazałam palcem na jej sypialnie.

- Muszę wziąć prysznic wcześniej. – mówiła siedząc na szafce z butami i ściągając własne.

- To marsz do łazienki, a potem pod kołderkę i spać. – wzięłam ją za ramię i zaprowadziłam pod łazienkę.

- Dobrze mamo. – uśmiechnęła się,  po czym weszła do pomieszczenia.

Do południa siedziałam na kanapie przed telewizorem oglądając jakiś film, serial i jakiś program, który nawet nie wiem o czym był. Postanowiłam podnieść dupę z sofy i przygotować obiad, żeby Poppy, kiedy wstanie mogła zjeść coś pożywnego. Nie minęła nawet godzina, a ona wstała. Obiad był już prawie gotowy.

Po zjedzonym posiłku postanowiłyśmy spędzić do popołudnie i wieczór w łóżku, a dokładnie na naszej sporych rozmiarów kanapie. Poppy wzięła pilot od telewizora do dłoni i zaczęła skakać po kanałach, dopóki na jednym z kanałów nie zobaczyła lecącej jakiejś typowej komedii romantycznej. A że je uwielbia, to zaczęłyśmy oglądać ten film.

Rozmarzyłyśmy się podczas niego, aż w końcu zaczęłyśmy rozmawiać o naszych życiach uczuciowych. Poppy była sama, nie miała nikogo i widać było, że brakuje jej kogoś, kto stanąłby przy jej boku. Wierzyła, że trafi się jej miłość jak z romansów i czekała, a czas mija nieuchronnie.

Dwa lata temu była z pewnym chłopakiem. Miał na imię Matt, ale to był kawał drania. Ona myślała, że to ten jedyny, a on zdradzał ją z jej koleżanką z pracy. Po tym Poppy zmieniła pracę, nie była w stanie parzyć na tą dziewczynę i na Matta, nie dziwie jej się. Ona była gotowa na ich randkę, a on nagle dzwonił, że jego mama znowu się źle czuję i musi do niej pojechać. Trwało to kilka miesięcy, dopóki pewnego dnia wyciągnęłam smutną i wystawioną przyjaciółkę do kina, a oni tam byli i się obściskiwali. On się nie chciał przyznać do niczego, ale tamta zdenerwowana jego kłamstwami wszystko powiedziała.

- Nie smuć się Poppy, niedługo znajdziesz swojego księcia. – położyłam rękę na jej dłoni.

- Już tyle razy mi to mówiłaś, a nadal się nie pojawił. – posmutniała.

- Wiem, ale teraz naprawdę czuję, że już niedługo książę cię odnajdzie. – uśmiechnęłam się do niej.

- Dobra, nie mówmy o mnie. – podniosła głowę do góry i wyprostowała plecy. – Porozmawiajmy o tobie. – teraz ona się uśmiechnęła.

- O mnie?- zdziwiłam się.

- No, tak, o tobie. – przysunęła się nieco do mnie.

- O mnie nie ma co rozmawiać. – napiłam się herbaty.

- A ten twój Louis hm? – uśmiechnęła się podstępnie.

- Żaden mój Louis, tylko Louis pracodawca. – spoważniałam.

- Jeden i ten sam. – rzekła.

- Słucham? – spojrzałam na nią spod byka.

- Co z Louisem. – wierciła mi dziurę w brzuchu tym dopytywaniem.

- Nic. – odparłam.

- Podoba ci się. – powiedziała to tak pewnym siebie tonem.

- Pff, wcale, ani trochę. – wiedziała, że kłamię.

- Nie ściemniaj mi tu, tylko mów jak jest, bo sama kiedyś mówiłaś, że ci się spodobał w parku. – ciekawa była.

- To było w parku, dawno i nieprawda. – napiłam się kolejny łyk herbaty.

- Prawda, prawda, więc co z nim. – nie dawała za wygraną.

- Nic, ma słodki uśmiech, śliczne niebieskie oczy, kochającą go siostrę i  przeuroczą córeczkę. – powiedziałam szybko.

- „Ma słodki uśmiech, śliczne niebieskie oczy"?  I to twoim zdaniem nic? – dopytywania ciąg dalszy.

- Przestań mnie tak ciągnąć za słówka i dopytywać, to tylko mój szef, nikt więcej. – uniosłam się niepotrzebnie.

- Jeszcze. – odwróciła się.

- Słucham? – myślałam, że się przesłyszałam.

- To co powiedziałam. – rozłożyła się na kanapie kładąc głowę na poduszkę.

Nie chciałam, żeby poczuła się urażona, więc ją przeprosiłam i nie wracałyśmy już do tematu Louisa. Zjadłyśmy kolacje, obejrzałyśmy nasz ulubiony serial, bo akurat dzisiaj leciał nowy odcinek, a potem poszłyśmy do swoich sypialń i padnięte od leniuchowania zasnęłyśmy.

———

Hejo kochani :)

Rozpoczynamy maraton :) mam nadzieje, że się cieszycie :)komentujcie, dajcie votes, a następny rozdział pojawi się o 15 i będzie w nim od dawna nieobecny Liam, więc...

bajo do 15, kocham was :*

Nanny // L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz