CHAPTER VIII

3.8K 154 6
                                    

*Pearl's POV*

Siedzę na ławce w parku naprzeciwko sklepu, do którego wszedł Niall ponad godzinę temu. Jak on wejdzie do sklepu, gdzie jest pełno słodyczy, to nigdy nie wiesz ile czasu potrwa, aż on wyjdzie z uśmiechem na swojej irlandzkiej gębie, w rękach mając torby ze słodyczami.

Patrząc na obłoki na niebie oraz na przechodzących ludzi obok mnie, myślałam. Miałam wrażenie, że obok mnie chodzą same zakochane pary. Czuję się samotna. Mam prawie siedemnaście lat, a jedyne kogo mam to jednego przyjaciela. W życiu nie zamieniłabym go na tuziny innych przyjaciół, bo kocham go jak brata. Cieszę się, że go mam, lecz wszyscy których znam kogoś mają. Są szczęśliwie zakochani, bądź tkwią w toksycznych związkach, ale mają kogoś, mają siebie nawzajem, a ja? A ja czuje pustkę w sercu. Po tylu latach mam wrażenie, że zostanę sama do końca życia, przy boku Nialla, ale i ten pewnie w końcu znajdzie sobie dziewczynę i zostanę sama.

Miłość nie jest dla mnie. Wole zostać do końca życia sama, niż zostać porzuconą przez jakiegoś prostaka i mieć złamane serce. Ciężko znaleźć kogoś przy kim można poczuć się bezpiecznie, ja nigdy nie szukałam, i nie zamierzam wiedząc jakie jest życie. Książę z mojej własnej bajki nigdy się nie pojawi i nie urzeczywistni jej.

Wstałam z ławki i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Postanowiłam zadzwonić do Nialla, żeby zapytać gdzie on do cholery jest, bo pewnie czekając na niego wyglądam jak wariatka.

Przykładając komórkę do ucha słyszałam tylko, że abonament czasowo niedostępny. Oczywiście pewnie w sklepie nie ma zasięgu, czyli sobie jeszcze pewnie poczekam, a mogła iść z nim.

Postanowiłam, że pójdę pod sklep i tam na niego poczekam. Stanęłam przed pasami trochę zdenerwowana, że tyle go nie ma. Przechodząc przez pasy usłyszałam tylko ostre hamowanie samochodu, a następnie krzyk jakiegoś debila. Krzyk na mnie? To ja powinnam wrzeszczeć na niego, to ja przechodziłam przez pasy, a on chciał mnie przejechać.

- I co ty dziadzie robisz?! -  zaczęłam krzyczeć na niego na środku ulicy.

- Co ty robisz?! Chcesz żebym cie przejechał?! – wrzeszczy na mnie z samochodu.

- Ty chciałeś mnie przejechać! Ślepy jesteś?! – nie panowałam nad sobą.

- Ja?! Nie widziałaś, że masz czerwone światło?! – będąc w amoku nie rozumiałam co on do mnie mówi. – Dziecko słyszysz mnie? – jego głos stał się spokojniejszy.

- Dziecko?! Ja ci chamie tam dziecko!  - prowokował mnie pacan.

- Zejdź z tych pasów, bo tamujesz ruch! – zatrąbił na mnie.

- Wkurzyłeś mnie! – krzyknęłam do niego, żeby mnie dobrze usłyszał.

- Wkurzyłem cię, bo przyhamowałem, żeby cię nie zabić? – parsknął.

- Wkurzyłeś mnie, bo nazwałeś mnie dzieckiem, a nim nie jestem. – powiedziałam pod nosem schodząc z pasów. Nie miałam siły się już kłócić, bo wiedziałam, że on miał rację. Postanowiłam szybko zejść mu z oczu i iść pod ten sklep. Zauważyłam, że nasza mała „dyskusja" spowodowała nie małe zamieszanie. Ludzie patrzyli się na nas, a mi się zrobiło wstyd i szybko przebiegłam przez ulicę i uciekłam.

Stojąc już po drugiej stronie ulicy, spojrzałam tylko na ten samochód, nie widziałam kierowcy, bo miał okulary przeciwsłoneczne, poza tym nie wychylił głowy przez szybę, a mnie raziło słońce, więc mam nadzieje, że on też mnie nie zapamięta.

Po chwili byłam już pod sklepem, w którym był mój przyjaciel. Weszłam do środka, żeby go poszukać. Błądziłam po całym sklepie. Nigdy bym się nie spodziewała, że zastanę go na dziale z pastami do zębów.

Nanny // L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz