CHAPTER XXXV

2.3K 126 14
                                    

*Pearl's POV*

Minął miesiąc odkąd Louis i Claudy wyznali sobie uczucia. Muszę powiedzieć, że ten dom nigdy wcześniej nie był taki radosny i pełen życia. Miłość czuć na każdym kroku i słychać...

Mój brat chodzi wiecznie uśmiechnięty, a Claudy jest tu praktycznie cały czas, jakby tu mieszkała, choć nad ranem wychodzi z domu, aby iść do siebie przebrać się w świeże ciuchy. Moim zdaniem ona powinna się do nas wprowadzić.

Pierwszy raz od śmierci naszych rodziców czuję się, jakbym miała prawdziwą i pełną rodzinę. Patrząc na nich mam wrażenie, że patrzę na moją mamę i tatę, którzy tak bardzo się kochali. Tak bardzo, że gdy mama zachorowała na raka i zostały jej ostatnie tygodnie życia, to on wziął ją w podróż życia, nie chciał, aby mama umierała w łóżku, zamknięta w czterech ścianach. Zdążyli zobaczyć całą Amerykę Południową i kiedy dotarli do Afryki, mama zawsze chciała ujrzeć dzikie zwierzęta w ich naturalnym środowisk, na wolności, ale nie zdążyli już nic tam zobaczyć. Tata zszedł wieczorem po kolacje dla mamy, bo była już, tak słaba, że nie mogła wstać, dała mu całusa i poszedł, a kiedy wrócił mama już nie żyła. Tatuś nie mógł, tego znieść położył się obok niej i zasnął. Już się nie obudził. Lekarze powiedzieli nam, że jego serce nie wytrzymało wiecznego rozstania z ukochaną, więc umarł razem z nią.

Dzisiaj wigilia. Kocham święta i każdego roku z niecierpliwieniem czekam na nie. Wszyscy wspólnie ubraliśmy wczoraj choinkę i rozwiesiliśmy światełka wokół całego domu. Pełno prezentów znajduje się pod choinką, a Louis przebrany za Świętego Mikołaja chodzi po całym domu z Ruby na rękach, mającą na głowie małą czerwoną czapeczkę z dzwoneczkiem na końcu.

Czekaliśmy, tylko na Claudy, która miała już tu być pół godziny temu. Patrząc na Louisa widziałam, że jest trochę zestresowany, ale nie chciałam go pytać o co chodzi, bo pewnie i tak by mi nie powiedział, jak zwykle zresztą.

*Louis's POV*

Denerwuję się. Chce poprosić ją, aby ze mną... aby z nami zamieszkała. Dzięki niej czuję, że mogę dokonać niemożliwego. Na wszystko mam ochotę, zawsze mam siły i dzięki niej zawsze się uśmiecham. Kocham ją. Wiem to na pewno.

Słysząc dzwonek do drzwi, wraz z Ruby na rękach, moją małą mikołajką, pobiegłem je otworzyć, bo byłem pewny, że to Claudy.

- Claudy, kochanie – i nie myliłem się. – Co tak długo? – martwiłem się.

- Korki, jak to w święta, przepraszam cię, pewnie się martwiliście. – dała mi buziaka i wzięła małą na ręce. Robiła się coraz cięższa i większa, w końcu ma już półtora roku.

- Ten całus załatwił sprawę, ale mogłaś zadzwonić, że się spóźnisz. – powiesiłem jej płaszcz.

- Z tego pośpiechu zapomniałam wziąć telefon. – zapominalska ciapa z niej.

- Dobrze, dobrze, a tak w ogóle, to muszę ci powiedzieć, że cudownie wyglądasz skarbie. – miała na sobie czerwoną, opinającą sukienkę, działała mi na wyobraźnię, ale to święta to muszę się powstrzymać.

- A no widzisz, chciałam się z tobą spasować kolorami. – wszystko było już gotowe, więc szła do salonu, a ja za nią.

- Skarbie, zrobiłaś to idealnie. – idąc za nią, nie mogłem przestać patrzeć na jej tyłek.

- Patrzysz się teraz na mój tyłek, prawda? – zaśmiała się, potem szybko odwróciła, kiedy mój wzrok był skierowany na dół.

- Nie, skąd. – podniosłem głowę do góry i dałem jej małego całuska, a potem ucałowałem Ruby w czółko.

- Kłamiesz. – udawała poważną.

- No może przez sekundę się patrzyłem, a raczej zerknąłem tylko. – cóż innego od przyznania się mi pozostało.

- Wiedziałam. – pokazał mi swój piękny uśmiech i usiadła przy stole, wcześniej wkładając Ruby do jej krzesełka.

Kolacja przebiegła w radosnej atmosferze, ale ja w głębi się stresowałem, bo nie wiedziałem, jak mam ją zapytać o wprowadzenie się tutaj i myślałem nad tym cały czas. Zamyśliłem się, układając sobie w głowie słowa, jakie mam jej powiedzieć, aż w końcu usłyszałem jak Pearl wykrzykuje moje imię, bo nie odpowiedziałem, gdy o coś mnie zapytała, a ja zamiast powiedzieć, żeby powtórzyła to powiedziałem:

- Claudy, zamieszkasz ze mną? – nie wierzyłem, że powiedziałem to na głos.

- To nie było moje pytanie, ale wybaczam się braciszku, że mnie nie słuchasz i popieram twoje pytanie. Claudy wprowadź się do nas i tak tu właściwie mieszkasz. – siostra zawsze wie, kiedy ma wesprzeć brata, kocham Pearl.

- No nie wiem. – wahała się, nie przyjmuję żadnej innej odpowiedzi, oprócz „tak".

- Nie ma „no nie wiem", tylko zaraz jedziemy do ciebie, po twoje rzeczy. – Pearl wstała od stołu.

- Czy w takim wypadku mogłabym odmówić? – zaśmiała się i sama chętnie wstała od stołu.

- Czekajcie na mnie koło drzwi, a ja idę po kurtkę i czapkę Ruby. – chcąc, jak najszybciej wyjść, po schodach szedłem, co dwa stopnie. Zamykając szafę w pokoju Ruby, dobiegł mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Nie miałem pojęcia kto to, ale pomyślałem, że może Liam chciał złożyć życzenia osobiście, więc jeszcze szybciej udałem się na parter.

Z uśmiechem na ustach i rzeczami Ruby schodziłem na dół, lecz uśmiech szybko zszedł mi z twarzy gdy zobaczyłem kto stoi w drzwiach.

- Ivy? – stanąłem w bezruchu na ostatnim stopniu schodów, wypuszczając z ręki jej zawartość.

----

Hejo kochani :)

Mam dla was nowy rozdział komentujcie i zostawiajcie votes, jak również zapraszam na moje nowe ff :)

Bajo kochani :* Kocham was <3

P.S. Kolejny rozdział w kolejny weekend.


Nanny // L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz