Jestem gotowy... całym sobą jestem gotowy na dzisiejszy dzień. Śnił mi się dzisiejszy wieczór, jak to by mogło wyglądać. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby wszystko się tak samo potoczyło. Nie śpię od piątej rano, chce trzymać ją już w moich objęciach. To będzie chyba, co ja mówię, na pewno jedna z najszczęśliwszych niedziel w moim życiu.
- Jesteś gotowy? – zapytałem Iana przez telefon, bo zaraz miał iść po Claudy.
- Jest gotowy Louis. – zapytałem Iana, a nie Ivy, ale no cóż, wraz z miłością w prze idzie coś takiego właśnie.
- Słyszałeś? – to Ian chyba słyszał. – Jestem gotowy, jestem już pod tym domem, pod którym miałem na nią czekać, ale to nie jest jej mieszkanie, to jest na drugim końcu miasta.
- Myślałeś, że po tym co ona myśli, to wróciłaby do starego mieszkania? – ona nie jest głupia.
- Na jej miejscu spaliłabym za sobą wszystkie mosty, które jej o tym przypominają. – Ivy coś o tym wie.
- Ta, bo ty to zrobiłaś. – dobra, miałem jej już tego nigdy nie wypominać.
- Będziecie się teraz kłócić? – w głosie Iana słychać podenerwowanie.
- Nie, więc skup swoją pełną uwagę na Claudy, a nie na nas, bardzo cię proszę. – sam zacząłem się denerwować i mieć w głowie myśli, o tym, że istnieją jednak szanse, że...
- Idzie, ja kończę. Będziemy gdzieś za czterdzieści minut u ciebie w domu. – gdy usłyszałem, jak mówi, że ona już idzie... uda się, jestem o tym przekonany.
***
Minęła już godzina, a ich nie ma. Okej, teraz się zaczynam poważnie stresować. Żeby nie zwariować usiadłem na kanapie i zamknąłem oczy. Ona mnie uspokaja, więc... pomyślałem o niej, pomyślałem o jednym z najcudowniejszych momentów, który razem przeżyliśmy.
Przed moimi oczami ukazała się ona w granatowej sukience w kwiatowy wzór, wyglądała w niej tak pięknie tamtego wieczora. To było dokładnie w dziesiąty dzień naszego oficjalnego bycia razem, bo... nasze serca i dusze dużo wcześniej się złączyły.
Tej soboty Poppy i Liam zostali z Ruby i wypuścili nas na randkę. Nie miałem pojęcia gdzie ją zabiorę przez cały dzień, ale gdy ją zobaczyłem w tej sukience i z białą lilią wplecioną we włosy, przyszło mi do głowy tylko jedno miejsce. Kiedy dowiedziałem się o śmierci rodziców udałem się tam.
Uciekłem na taras najwyższego budynku w mieście. Siedziałem tam kilka godzin płacząc. Płakałem jak dziecko skulony, patrząc na panoramę miasta. To miejsce od zawsze było taką moją kryjówką, uciekałem tam w momentach, kiedy potrzebowałem pobyć tylko z samym sobą, ukryć się przed światem, ale tamtego dnia ochroniarz mnie zobaczył, zobaczył moje łzy i obiecałem sobie po tym, że jedyne łzy jakie to miejsce zobaczy, to łzy szczęścia. To miejsce od tamtej pory ma być świadkiem mojego szczęścia, więc zabrałem ją właśnie tam, bo to ona jest moim szczęściem.
Wtedy, opowiedziałem jej to wszystko, a ona... otuliła mnie swoim ciepłym dotykiem, powiedziała „Dziękuję" i delikatnie pocałowała. Wstałem z koca, na którym siedzieliśmy i zapytałem ją czy ze mną zatańczy, nie miałam innego wyboru, jak tylko się zgodzić.
Tańczyliśmy, nie potrzebowaliśmy muzyki, bo nasza miłość nadawała rytmu naszym krokom. Wtuliłem się w nią, choć to ona powinna we mnie, ale wtedy nie myślałem o tym, jak to wygląda, że ktoś by pomyślał, że jestem facetem bez charakteru, jakaś guma do majtek, a nie facet.
Nie przestawaliśmy tańczyć, kiedy to na mojej wardze pojawiła się kropla wody. Deszcz zaczął padać, na początku tylko mżawka, więc tylko ściągnąłem swoją kurtkę i dałem jej, bo nie chciałem, żeby przemokła, miała na sobie tylko tą sukienkę i lekką kurtkę, bo nigdy nie umiała się ubrać odpowiednio do pogody, a bądź co bądź był już grudzień.
Przybliżyłem ją do siebie, najbardziej jak mogłem, a następnie powiedziałem jej tylko pięć słów „Jestem tylko twój na zawsze". Pocałowałem ją czule, a zaraz potem z nieba zaczęły spadać miliony kropli. Rozpadało się dosyć mocno, więc uciekliśmy stamtąd, ale przed tym ona podeszła do krawędzi i wykrzyczała „A ja jestem tylko twoja... na zawsze".
- Louis? – usłyszałem głos Ivy – Louis? Śpisz? - otworzyłem oczy i zobaczyłem Claudy stojącą z Ianem, a mnie Ivy dotykała po ramieniu, jakby mnie budziła, ale ja nie spałem.
- Claudy... - podniosłem się z kanapy.
- Zobaczyłeś nas już? Wystarczy ci? - nie mogła na mnie patrzyć, kiedy Ivy stała obok.
- Więc jesteście razem i to jest wasze dziecko, tak? – musiałem zacząć grać, aby plan się powiódł, ale to wspomnienie lekko mnie otumaniło.
- Tak. – czuła się niepewnie. Ian chodźmy już. – chwyciła go za rękę i chciała wyjść ale...
- Nie musicie się tak spieszyć. – Ivy wyszła zza moich pleców.
- Ian... - pociągnęła go w stronę drzwi.
- Ian, możesz mi powiedzieć, czy jesteście szczęśliwi razem? – zaczyna się...
- Tak, nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy. – Claudy myśli, że on chce, aby jej kłamstwo wyglądało bardzo wiarygodnie i potwierdza wszystko, ale się myli...
- Możesz spojrzeć w oczy kobiecie, którą tak bardzo i powiedzieć jej te dwa słowa? – już prawie jesteśmy na mecie.
- Oczywiście. – Claudy myśląc, że powie to jej, skierowała głowę w jego kierunku i czekała, ale...
- Kocham cię Ivy. – podszedł do niej i zrobił dokładnie to, co mu powiedziałem
- Ale... - tego to Claudy się nie spodziewała.
------
Hejo kochani :)
Mam dla was przedostatni rozdział :') Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Komentujcie i zostawiajcie votes :)
Bajo kochani :* Kocham was <3
P.S. Ostatni rozdział będzie w Wigilie, a także piszcie mi w komentarzach czy chcecie epilog, bo jeśli tak to będę miała czas go napisać i dodać powiedzmy, ze w Boże Narodzenie, więc piszcie, bo nie wiem czy jest sens go pisać, jeśli np. go nie chcecie.
CZYTASZ
Nanny // L.T.
FanfictionLouis w swoim życiu naprawę kochał tylko raz, tylko jedną kobietę. Myślał że to miłość na całe życie ale ona zostawiła go, lecz nie samego. Zostawiła go ze złamanym sercem pozostawiając mu jego największym skarb - ich córeczkę. Musi poradzić sobie s...