EPILOG

3.4K 171 16
                                    

Dzisiaj mamy rodzinne spotkanie z okazji rocznicy poznania naszej najmłodszo-najstarszej pary. Pearl się uparła, że ich pierwszą rocznice chcą spędzić z nami. Proponowałem im z tej okazji jakiś wspólny weekend, ale ona nie chciała wyjechać, nie teraz.

Lato dobiega końca. W ciągu mijającego roku tyle się wydarzyło. To tylko rok, a czuję się, jakby pół życia mi przeleciało. Ruby skończyła dwa latka w zeszłym miesiącu. Będzie dumną siostrą, nie może się tak samo doczekać jak my. Ma wielką rodzinę, tyle wujków i cioć, a przede wszystkich takich wspaniałych, można sobie tylko wymarzyć .

Już wszyscy są, czekamy tylko, aż Mearl się zjawi, bo mieli pojechać po Nialla. Dla żartów zaczęliśmy ich tak nazywać, bo jak są razem, to wszędzie muszą iść ze sobą, nawet na chwile nie potrafią siebie zostawić, jakby byli jedną osobą, więc tak ich wtedy nazywamy.

- Jak się trzymasz? – Claudy usłyszała to pytanie z ust Ivy.

- Dobrze, ciężko, ale dobrze. – niedługo poród.

- Kiedy masz termin? – jak słyszę to pytanie, zaczynam się stresować, bo to tuż, tuż.

- A mnie się nikt nie zapyta, jak się czuję? – samopoczucie ojca, też jest ważne.

- Pamiętam, jak się czułeś, kiedy miałam rodzić Ruby, więc wiem, jak się czujesz. – widzę, że sami najmądrzejsi mnie otaczają.

- Pff, idę po szklankę wody, chcesz kochanie? – aż pić mi się zachciało, przez ten stres.

- Nie, dziękuję. – uśmiechnęła się do mnie. – A termin mam za dziesięć dni. – Trwa odliczanie. Czy na każdym kroku muszę słyszeć, jak mało czasu zostało? Denerwuje się i to bardzo. Czuję się, jakbym nigdy tego nie przeżywał. Ja nawet podejrzewam, że bardziej się tym wszystkim stresuje niż Claudy.

- Już jesteśmy. – w drzwiach pojawili się ci najważniejsi dzisiaj plus Niall.

- No w końcu. – skoro już są, to temat się zmieni. Z porodu, na nich.

- Tak, nie mogłeś się nas doczekać braciszku? – weszli do salonu.

- Tak, powiedzmy, że tak. – wziąłem łyk wody.

- Przepraszamy was i nie chcielibyśmy psuć wam tego wieczoru, ale mamy wam coś z Poppy do powiedzenia. – Liam stanął przed wszystkimi. - Chcieliśmy wam powiedzieć, że... - Popatrzył się na Poppy i powiedział... - Pobieramy się.

- Louis... - Claudy podeszła do mnie.

- Poczekaj kochanie, chce pogratulować przyjacielowi. – ogromnie się cieszę z tego powodu.

- Ale Louis... - nie mogłem przecisnąć się do niego, a w ręce miałem szklankę z wodą, więc było trudniej.

- Momencik kochanie. – przed Poppy i Liamem stała już kolejka.

- Jezu Louis! Wody mi odeszły. – czy ja usłyszałem, że...?

- Co? – odwróciłem się do niej, bo stała za moimi plecami.

- Wody mi odeszły, ja rodzę Louis. – o mój Boże.

- Wam obu wody odeszły. Claudy z jej..., a tobie z szklanki. – Niall zawsze wie kiedy ma się odezwać. On i jego wyczucie czasu, ale miał rację, bo gdy dotarło do mnie, że ona rodzi, upuściłem szklankę.

- Jedziemy do szpitala! - wziąłem ją pod ramię, i pojechaliśmy wszyscy do najbliższego szpitala.

***

- Pan Tomlinson? – podeszła do mnie położna.

- Tak. – Claudy była na porodówce, przez ponad dziesięć godzin.

- Został pan ojcem, gratuluję. – każdy znajdował się na korytarzu, gdy położna powiedziała nam nowinę, wszyscy stali i zaczęli się cieszyć.

- Mogę ich zobaczyć? – tylko o tym marzyłem w tamtej chwili.

- Tak, ale tylko na chwilkę. – posłała mi uśmiech i otworzyła mi drzwi do Sali w której się znajdowali.

- Louis mamy synka. – zobaczyłem Claudy leżącą na łóżku i maleństwo wtulone w nią.

- Mam syna? – nie dowierzałem.

- Tak, masz syna, mamy syna. – widać było po niej ogromne zmęczenie.

- Mały Tommy. – będę miał kogo uczyć grać w piłkę nożną.

- Żartujesz sobie? – podniosła się z trudnością.

- Z czym? – nie rozumiałem o co jej chodzi.

- Tommy? Tommy Tomlinson? – nie widziałem w czym tkwi jej problem.

- No co? Zawsze chciałem nazwać, tak swojego syna. – przecież imię tak pasuje do nazwiska.

- Naprawdę chcesz nazwać naszego syna Tommy Tomlinson? – lepiej się nie da, jeśli mam być szczery.

- Oj kochanie, teraz ja wymyślam imię dla naszego syna, a ty możesz wymyślić imię dla naszych pozostałych sześciu córeczek. – chyba trochę przesadziłem z tą liczbą.

- Sześciu? Ty chcesz, żebym ja jeszcze sześć razy na porodówkę musiała przyjeżdżać? – może lepiej już wyjdę.

- Zawsze możemy się bardziej postarać i możesz urodzić sześcioraczki. – zaśmiałem się.

- Nie jesteś chyba poważny? – a myślałem, że jest zmęczona, a na przegadywanie się ze mną, to siłę ma.

- Może. – chciałem podejść i dać jej buzi, a potem wyjść, bo miałem być tylko chwilę, nie chce jej męczyć.

- Idź już idioto od sześcioraczków. – zaczęła mi machać.

- Też cię kocham. – posłałem jej buziaka, a ona zaczęła się śmiać. – Ale Tommy zostaje? – wyszedłem, ale wróciłem się, aby zapytać, przecież musiałem wszystkim powiedzieć wszystko.

- Idź już do wszystkich. – do jej sali weszła pielęgniarka bo dziecko.

- Uznam to, za tak. – uśmiechnąłem się i poszedłem pochwalić się synem.

-----

Hejo kochani :)

Wiem, że epilog miał być wczoraj, ale nie miałam siły wczoraj pisać, więc dodaje go dzisiaj. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)

Jeszcze raz dziękuję wam wszystkim i nie zapominajcie, że was kocham.

Bajo kochani :*


Nanny // L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz