CHAPTER XXXVIII

2.2K 136 9
                                    

Już minął ponad tydzień, odkąd ona znowu pojawiła się w życiu Lou i Ruby. To były 8 długie dni, bardzo długie i niepewne, pełne obaw, ale w sumie co do tego, to nic się nie zmieniło. Nadal boję się jak cholera, że go stracę, z każdym dniem coraz bardziej.

Z jednej strony nie chce jej widzieć i nie mam ochoty iść do tego domu, kiedy ona tam jest, ale z drugiej... mówi się że wrogów trzeba trzymać blisko. Idąc tym tropem, zmuszam się do spędzania z nią czasu, tylko dlatego, żeby mieć ją na oku.

To uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że do życia twojej ukochanej osoby, powróciła jego pierwsza prawdziwa miłość, z którą łączy go córeczka, jest okropne. Okropne, bo mimo wszelkich zapewnień o jego miłości do mnie, nie zmienia to, tego, że w każdej sekundzie ogarnia mnie strach, że ona może chcieć czegoś więcej niż tylko kontaktu z córką, a on... może sobie przypomnieć wszystkie szczęśliwe chwile z nią i może chcieć stworzyć z nią nowe.

Czemu życie musi być dla mnie takie ciężkie? Dlaczego, nie może być łatwo, miło i przyjemnie? Spotkałam miłość swojego życia i chciałabym tylko być z nim, tylko z nim, nikim innym. Przez całe życie iść razem, zestarzeć się razem, ale...

No właśnie, w moim życiu zawsze musi być jakieś „ale" i tym razem jest nim Ivy. Chociaż... to nawet nie ona nim jest, lecz ich uczucie z przeszłości. Czy ja muszę każdego wieczoru chować się pod kołdrą i tam płakać?

- Claudy, czemu płaczesz? - nawet nie zdałam sobie sprawy, że Poppy wróciła do domu.

- Nie płaczę, tylko... - szukałam wymówki.

- Tylko co? - usiadła na skraju kanapy, na której leżałam w salonie. - Nie próbuj nawet kłamać.

- Czemu sądzisz, że miałam zamiar kłamać? - podciągnęłam kołdrę do siebie, bo gdy ona usiadła to zsunęła się ze mnie.

- Bo cię znam, i wiem, że z ciebie wszystko trzeba wyciągać, nawet jeśli masz problem, to nie chcesz o nim mówić, mimo, że widać jak na dłoni, że coś się dzieje Claudy, więc mów i to teraz. - wstała i zrzuciła kołdrę na podłogę.

- Nic się nie dzieje, tak sobie płaczę z nudów, bo co innego mi pozostaje, jak... no wiesz kto się pojawił. - wstałam, żeby zrobić sobie herbatę.

- Nie masz żadnego powodu do płaczu, bo Louis cię kocha i jej pojawienie się nic nie zmienia. - podążała za mną do kuchni, próbując mnie pocieszyć, lecz...

- Czemu każdy mi to mówi, co? - już mnie denerwują te słowa.

- Co mówi? - nie wiedziała o co chodzi, czemu się oburzyłam.

- Jezu, każdy mi mówi, że on mnie kocha i nie zostawi, że mam to pamiętać, ale wam trudno jest zrozumieć to co ja teraz czuję, skoro zarówno ty, jak i Pearl jesteście w szczęśliwych związkach bez problemów. Czy tak trudno zrozumieć, że jej obecność powoduję, że nie odchodzi o ode mnie uczucie strachu przed straceniem go, bo jak to mówią „stara miłość nie rdzewieje" i co jak w ich przypadku to się potwierdzi? Oni teraz spędzają prawie każdy dzień razem, jak szczęśliwa rodzina, a ja czuje się jak intruz. - znowu nie dałam rady i się popłakałam, nie mam już siły... nie mam.

- Skarbie, nie płacz. - przytuliła mnie. - Nic złego się nie dzieje, raczej przeciwnie, przecież dzisiaj masz się do niego wprowadzić.

- To dzisiaj? - oderwałam się od niej, bo kompletnie o tym zapomniałam.

- No dzisiaj, więc przebieraj się z tej piżamy, bo chyba Louis ma po ciebie przyjechać za... - spojrzała na zegarek. - Pół godziny.

***

Pół godziny minęły, godzina minęła, a nawet dwie, a jego nie ma. Zapomniał?

- Dzwoń do niego. - Poppy była bardziej zniecierpliwiona niż ja, przynajmniej takie miałam wrażenie.

- Dzwoniłam chyba 20 razy, ale on nie odbiera. - cały czas patrzyłam w ekran mojego telefonu z nadzieją, że on oddzwoni i powie, że jest już w drodze.

- To jedź do niego. - pomyślałam o tym samym. - Może coś się stało. -

- Myślisz? - przestraszyła mnie.

- Nie wiem, jedź i sprawdź sama, skoro on nie odbiera. - na samą myśl, że coś mogłoby mu się coś stało, wyrwałam się z krzesła i ruszyłam w stronę drzwi.

- Okej, to jadę tam. - wzięłam kurtkę z wieszaka i wyszłam.

***

Stojąc przy drzwiach, pukając do nich i dzwoniąc dzwonkiem czekałam, aż mi ktoś otworzy. Martwiłam się coraz bardziej, kiedy nikt nie otwierał. Pomyślałam, że Poppy miała rację, że faktycznie coś się stało.

Stojąc w miejscu przez pięć minut, zniecierpliwiłam się i walnęłam dłonią po raz ostatni w drzwi, a potem pomyślałam, że pójdę do tylniego wejścia. Zdążyłam zejść z dwóch schodów, kiedy to Pearl otworzyła mi drzwi.

- Czemu nie otwierałaś drzwi? - weszłam do środka.

- Måns jest u mnie, więc tak jakby nie słyszałam. - zawstydziła się nieco, a potem uśmiechnęła. - Coś się stało?

Martwiłam się, bo Louis nie odbiera, a dzisiaj jest drugie podejście do mojej przeprowadzki tutaj, więc przyjechałam sprawdzić, czy coś się czasami nie stało. - rozglądałam się po korytarzu i nie zauważyłam, żeby na wieszaku wisiała jego kurtka.

- Louisa nie ma w domu, jak wróciłam ze szkoły, to już go nie było. - położyła dłoń na szyi, a następnie zaczęła jeździć sobie nią po niej, miała dziwny wyraz twarzy, jakby coś wiedziała.

- Wiesz, gdzie jest? - miałam złe przeczucie.

- Claudy... - nie mogła z siebie czegoś wydusić. - Wiem, to znaczy... wiem, że dzisiaj miał wyjść rano gdzieś z Ivy i Ruby na godzinę, max dwie, ale jeszcze ich nie ma.

- Czyli jest z nią, tak? - zrobiłam krok do tyłu, kierując się do wyjścia.

- Na to wychodzi. - to ja myślałam, że coś się stało, a on, a oni... - Ale błagam cię Claudy, nie miej czarnych myśli, przecież on cię...

- Kocha, ta, ile razy jeszcze to usłyszę? Widać właśnie. - dzisiaj się pytałam, czy muszę każdego wieczoru płakać pod kołdrą... najwidoczniej tak.

Wyszłam.

----

Hejo kochani :)

Dodaje nowy rozdział, mam nadzieje, że wam się spodoba, komentujcie, zostawiajcie votes dla motywacji i żebym wiedziała, że wam sie podoba i macie przyjemność z czytania :)

Bajo kochani :* Kocham was <3

P.S. Kolejny rozdział będzie 18 listopada.


Nanny // L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz