Już minął ponad tydzień, odkąd ona znowu pojawiła się w życiu Lou i Ruby. To były 8 długie dni, bardzo długie i niepewne, pełne obaw, ale w sumie co do tego, to nic się nie zmieniło. Nadal boję się jak cholera, że go stracę, z każdym dniem coraz bardziej.
Z jednej strony nie chce jej widzieć i nie mam ochoty iść do tego domu, kiedy ona tam jest, ale z drugiej... mówi się że wrogów trzeba trzymać blisko. Idąc tym tropem, zmuszam się do spędzania z nią czasu, tylko dlatego, żeby mieć ją na oku.
To uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że do życia twojej ukochanej osoby, powróciła jego pierwsza prawdziwa miłość, z którą łączy go córeczka, jest okropne. Okropne, bo mimo wszelkich zapewnień o jego miłości do mnie, nie zmienia to, tego, że w każdej sekundzie ogarnia mnie strach, że ona może chcieć czegoś więcej niż tylko kontaktu z córką, a on... może sobie przypomnieć wszystkie szczęśliwe chwile z nią i może chcieć stworzyć z nią nowe.
Czemu życie musi być dla mnie takie ciężkie? Dlaczego, nie może być łatwo, miło i przyjemnie? Spotkałam miłość swojego życia i chciałabym tylko być z nim, tylko z nim, nikim innym. Przez całe życie iść razem, zestarzeć się razem, ale...
No właśnie, w moim życiu zawsze musi być jakieś „ale" i tym razem jest nim Ivy. Chociaż... to nawet nie ona nim jest, lecz ich uczucie z przeszłości. Czy ja muszę każdego wieczoru chować się pod kołdrą i tam płakać?
- Claudy, czemu płaczesz? - nawet nie zdałam sobie sprawy, że Poppy wróciła do domu.
- Nie płaczę, tylko... - szukałam wymówki.
- Tylko co? - usiadła na skraju kanapy, na której leżałam w salonie. - Nie próbuj nawet kłamać.
- Czemu sądzisz, że miałam zamiar kłamać? - podciągnęłam kołdrę do siebie, bo gdy ona usiadła to zsunęła się ze mnie.
- Bo cię znam, i wiem, że z ciebie wszystko trzeba wyciągać, nawet jeśli masz problem, to nie chcesz o nim mówić, mimo, że widać jak na dłoni, że coś się dzieje Claudy, więc mów i to teraz. - wstała i zrzuciła kołdrę na podłogę.
- Nic się nie dzieje, tak sobie płaczę z nudów, bo co innego mi pozostaje, jak... no wiesz kto się pojawił. - wstałam, żeby zrobić sobie herbatę.
- Nie masz żadnego powodu do płaczu, bo Louis cię kocha i jej pojawienie się nic nie zmienia. - podążała za mną do kuchni, próbując mnie pocieszyć, lecz...
- Czemu każdy mi to mówi, co? - już mnie denerwują te słowa.
- Co mówi? - nie wiedziała o co chodzi, czemu się oburzyłam.
- Jezu, każdy mi mówi, że on mnie kocha i nie zostawi, że mam to pamiętać, ale wam trudno jest zrozumieć to co ja teraz czuję, skoro zarówno ty, jak i Pearl jesteście w szczęśliwych związkach bez problemów. Czy tak trudno zrozumieć, że jej obecność powoduję, że nie odchodzi o ode mnie uczucie strachu przed straceniem go, bo jak to mówią „stara miłość nie rdzewieje" i co jak w ich przypadku to się potwierdzi? Oni teraz spędzają prawie każdy dzień razem, jak szczęśliwa rodzina, a ja czuje się jak intruz. - znowu nie dałam rady i się popłakałam, nie mam już siły... nie mam.
- Skarbie, nie płacz. - przytuliła mnie. - Nic złego się nie dzieje, raczej przeciwnie, przecież dzisiaj masz się do niego wprowadzić.
- To dzisiaj? - oderwałam się od niej, bo kompletnie o tym zapomniałam.
- No dzisiaj, więc przebieraj się z tej piżamy, bo chyba Louis ma po ciebie przyjechać za... - spojrzała na zegarek. - Pół godziny.
***
Pół godziny minęły, godzina minęła, a nawet dwie, a jego nie ma. Zapomniał?
- Dzwoń do niego. - Poppy była bardziej zniecierpliwiona niż ja, przynajmniej takie miałam wrażenie.
- Dzwoniłam chyba 20 razy, ale on nie odbiera. - cały czas patrzyłam w ekran mojego telefonu z nadzieją, że on oddzwoni i powie, że jest już w drodze.
- To jedź do niego. - pomyślałam o tym samym. - Może coś się stało. -
- Myślisz? - przestraszyła mnie.
- Nie wiem, jedź i sprawdź sama, skoro on nie odbiera. - na samą myśl, że coś mogłoby mu się coś stało, wyrwałam się z krzesła i ruszyłam w stronę drzwi.
- Okej, to jadę tam. - wzięłam kurtkę z wieszaka i wyszłam.
***
Stojąc przy drzwiach, pukając do nich i dzwoniąc dzwonkiem czekałam, aż mi ktoś otworzy. Martwiłam się coraz bardziej, kiedy nikt nie otwierał. Pomyślałam, że Poppy miała rację, że faktycznie coś się stało.
Stojąc w miejscu przez pięć minut, zniecierpliwiłam się i walnęłam dłonią po raz ostatni w drzwi, a potem pomyślałam, że pójdę do tylniego wejścia. Zdążyłam zejść z dwóch schodów, kiedy to Pearl otworzyła mi drzwi.
- Czemu nie otwierałaś drzwi? - weszłam do środka.
- Måns jest u mnie, więc tak jakby nie słyszałam. - zawstydziła się nieco, a potem uśmiechnęła. - Coś się stało?
Martwiłam się, bo Louis nie odbiera, a dzisiaj jest drugie podejście do mojej przeprowadzki tutaj, więc przyjechałam sprawdzić, czy coś się czasami nie stało. - rozglądałam się po korytarzu i nie zauważyłam, żeby na wieszaku wisiała jego kurtka.
- Louisa nie ma w domu, jak wróciłam ze szkoły, to już go nie było. - położyła dłoń na szyi, a następnie zaczęła jeździć sobie nią po niej, miała dziwny wyraz twarzy, jakby coś wiedziała.
- Wiesz, gdzie jest? - miałam złe przeczucie.
- Claudy... - nie mogła z siebie czegoś wydusić. - Wiem, to znaczy... wiem, że dzisiaj miał wyjść rano gdzieś z Ivy i Ruby na godzinę, max dwie, ale jeszcze ich nie ma.
- Czyli jest z nią, tak? - zrobiłam krok do tyłu, kierując się do wyjścia.
- Na to wychodzi. - to ja myślałam, że coś się stało, a on, a oni... - Ale błagam cię Claudy, nie miej czarnych myśli, przecież on cię...
- Kocha, ta, ile razy jeszcze to usłyszę? Widać właśnie. - dzisiaj się pytałam, czy muszę każdego wieczoru płakać pod kołdrą... najwidoczniej tak.
Wyszłam.
----
Hejo kochani :)
Dodaje nowy rozdział, mam nadzieje, że wam się spodoba, komentujcie, zostawiajcie votes dla motywacji i żebym wiedziała, że wam sie podoba i macie przyjemność z czytania :)
Bajo kochani :* Kocham was <3
P.S. Kolejny rozdział będzie 18 listopada.
CZYTASZ
Nanny // L.T.
FanfictionLouis w swoim życiu naprawę kochał tylko raz, tylko jedną kobietę. Myślał że to miłość na całe życie ale ona zostawiła go, lecz nie samego. Zostawiła go ze złamanym sercem pozostawiając mu jego największym skarb - ich córeczkę. Musi poradzić sobie s...