CHAPTER XXXIX

2.1K 134 5
                                    

*Pearl's POV*

Jest już wieczór, a jego, ich nadal nie ma. Czemu ich nie ma? Przed Claudy starałam się zachować spokój, ale wewnątrz jestem kłębkiem nerwów. Nie chce Ivy znowu, w życiu Louisa. Nie zasługuje ona na niego, po tym wszystkim co się stało, co ona zrobiła.

Jemu przeznaczona jest Claudy i mam nadzieję, że on też o tym wie. Jezu co się stało, że już a oknami ciemno, a oni gdzieś zniknęli. Miał być z nią tylko godzinę, dwie, a nie cały dzień. Jeśli ja się tak cholernie boję, tej całej sytuacji, to co musi czuć Claudy?

Kiedy Måns spotyka się z koleżankami z pracy, żeby obgadać sprawy służbowe, dostaje lekkiej nerwicy, czy aby na pewno tylko w tej sprawie się spotkali, bo kocham go tak bardzo, że boję się go stracić. Jemu ufam, ale to tym koleżanką nie ufam. Więc może w małym procencie mogę się domyślić, jak ona się czuję, ale spotkanie tego typu, nie ma się niczym do pojawienia się pierwszej miłości, z którą ma się dziecko. W dodatku z którą się gdzieś znika na cały dzień i zapomina o przeprowadzce.

Claudy myślała, że coś się mu się stało, może jest w szpitalu, miał wypadek a on...

Z tych nerwów aż krzyknęłam:

Cholera jasna! Louis gdzieś ty jest?!

- Tutaj. - nagle w drzwiach pojawił się Louis z Ruby śpiącą mu na rękach.

- Boże, gdzieś ty był? Co robiłeś? - podbiegłam do niego. - Co z nią robiłeś? - ujrzałam jak i Ivy wchodzi do domu. W tym momencie jej widok drażnił mnie niemiłosiernie.

- Przepraszam to moja wina. - powiedziała to z irytującym mnie uśmiechem na ustach.

- Ah. - popatrzyłam na nią wzrokiem pełnym bezduszności.

- W pewnym sensie, ale nie do końca. - Louis popatrzył się na nią i uśmiechnął się do niej. Co on robi? Skoro ona sama się przyznaje to, po co on ją usprawiedliwia?

- To może mi ktoś wytłumaczy co się stało? - ich spokój i opanowanie mnie denerwowały. - I tak przy okazji, czy ty Louis w ogóle pamiętasz, może kojarzysz co się dzisiaj miało wydarzyć? - mam ochotę wywalić ją z domu, tak wielką ochotę.

- Czekaj... - podał Ruby Ivy, bo chciał ściągnąć kurtkę. - Nie, raczej nie pamiętam.

- Mam teraz ochotę przywalić ci w łeb tym wazonem co tu stoi. - Boże...

- Okej, to wiesz co, ja idę zanieść córkę do łóżeczka, a ty poczekaj z wazonem aż wrócę, oki? - jaki on tępy, nie wierzę, że to mój brat.

- A ty czasem się nie spieszysz gdzieś? - jeszcze mnie z tą żmiją zostawił.

- Właściwie... - niech zabiera swoją dupę stąd.

- Właściwie, to już wychodzisz? - podeszłam do drzwi. Oh, jak dobrze. - otworzyłam je, i z uśmiechem na twarzy wskazałam jej palcem drogę do wyjścia.

- Skoro tak, to do widzenia Pearl. - jeszcze miałam nadzieje, że spadnie z tych schodów, nie ma ich za wiele, tylko dwa, ale jednak.

- Raczej, żegnaj. - wymamrotałam pod nosem i zamknęłam drzwi.

***

Siedziałam w kuchni na krześle, czekając na Louisa, aż się pojawi i wszystko mi wyjaśni, o dziwo szybko się zjawił. Pierwsze co zrobił, to otworzył lodówkę, jakby mnie tu w ogóle nie było, więc wstałam i zamknęłam mu ją przed nosem i posadziłam przy stole. Koniec tego cackania się.

- Możesz mi do cholery powiedzieć co ty robisz? - próbował się wyrwać i wstać.

- Ja? Co ty robisz? Co wy, do jasnej chory robiliście? Razem? Co? Louis to już nie są żarty, co wy zrobiliście? - aż mi się płakać z tych nerwów zachciało.

- Pearl o co chodzi? Co się z tobą dzieję? - teraz to on kazał mi usiąść.

- Opowiadaj co się wydarzyło. - czemu jak wszystko się układa, nagle musi się zepsuć?

- Nic ciekawego. Pojechaliśmy do wesołego miasteczka, ale Ruby zaczęła płakać, Ivy nie była w stanie jej uspokoić, więc musieliśmy się przesiąść i ona prowadziła, a ja ją uspokajałem i na jakimś odludziu, na drodze pośród samych drzew najechała na coś i koło nam poszło. Mi telefon padł chwilę wcześniej, a ona nie miała zasięgu i musieliśmy czekać, aż ktoś nam pomoże. Jakiś straszy człowiek, Fred, odholował nas do najbliższego warsztatu, ale musieliśmy poczekać tam kilka godzin i dopiero teraz wróciliśmy, a ty myślałaś, że co my robiliśmy? - wydaję się, że mówił prawdę, ale... Claudy...

- To co pomyślała Claudy. - każdy by w tej sytuacji pomyślał to samo.

- Ona tu była? - jego mina mówi wszystko... zapomniał.

- Daj mi ten wazon, proszę cię, daj mi ten wazon. - własny brat chce mnie do nerwicy doprowadzić. Kto tu jest dorosły? Ja czy on? - Jak mogłeś zapomnieć, że dzisiaj miała się wprowadzić?

- O cholera. - bingo.

- Dokładnie. - teraz ona musi się dowiedzieć, co się stało.

- Ona wyszła z domu ze łzami w oczach, zdajesz sobie z tego sprawę? - nie chce go dobić, chce go uświadomił, do czego doprowadził.

- Czemu? - serio?

- A ty byś nie poczuł się jak śmieć, gdybyś był w jej sytuacji? - posłałam mu chłodny wzrok. - Miała się dzisiaj wprowadzić, czekała na ciebie w domu, a ty się nie pojawiałeś, więc zaczęła się martwić, że coś ci się stało, przyszła tu zatroskana, a wyszła z informacją, że cały dzień spędzasz z matką swojego dziecka, nie dając znaku życia. Ona i tak się boi ciebie stracić, a dowiadując się tego, tylko jedno mogła pomyśleć. - mimo, że to był zwykły pech, co się stało, to nie rozumiem, nie jestem w stanie zrozumieć, czemu no.

- O kurwa. - w końcu do niego wszystko dotarło.

- Dokładnie, ale weź nie przeklinaj, tak przy nieletniej. - walnęłam go w ramię, nie tylko za to, ale za wszystko bo zasłużył.

***

*Claudy's POV*

- Boże, Claudy, co się stało? - wchodzę do mieszkania, z szczypiącymi policzkami, od zaschniętych słonych łez.

- To chyba koniec. - wybuchłam płaczem i rzuciłam się w ramiona Poppy.

-----

Hejo kochani :)

Mam dla was najnowszy rozdział :) Mam nadzieje, że wam się spodoba :) Zostawiajcie votes i komentujcie proszę :)

Bajo kochani :* Kocham was <3

P.S. Kolejny rozdział powinien być max. w następny weekend, bo mam teraz więcej pracuje, więc nie mam pewności czy szybciej znajdę czas, choć się postaram :)


Nanny // L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz