CHAPTER XXXXIII

2K 128 8
                                    

Spędzam tu każdą wolną chwilę, chodzę pod jej mieszkanie, wszędzie, gdzie przyszło mi do głowy, gdzie ona mogłaby być. Jestem pewny, że to była ona. Bo kto by inny? Ten dzień, dał mi nowe siły do działania, dał mi nadzieję, że wróciła. Dał mi nadzieję, że nadejdzie dzień, w którym będę mógł jej wszystko wyjaśnić.

- Była? – Pearl stała w progu, nawet nie dała wejść mi do domu.

- Nie. – zdjąłem jej rękę z framugi i wszedłem.

- Nie załamuj się, w końcu się pojawi. – pomogła mi ściągnąć bluzę i zawiesiła na wieszaku w przedpokoju.

- No jeśli mam być szczery, to mam wrażenie, że to ty się „załamujesz", bo ja jestem pewny, że w końcu się spotkamy, to tylko kwestia czasu. Nie ważne, jak długo będę musiał czekać, na to spotkanie, jestem gotowy czekać ile trzeba będzie. – głodny się zrobiłem więc wszedłem do kuchni, zrobić sobie coś na szybko.

- O, jak sobie robisz, to mi przy okazji też, ale wracając do tematu to... chodzisz tam codziennie od dwóch tygodni, nie sądzisz, że jeśli to faktycznie była ona i wie, że ją widziałeś, to nie będzie chciała więcej tam wrócić, żeby to się nie powtórzyło? – przyznam, że wiele razy przeszło mi to przez głowę, lecz...

- Ona tam wróci. – zalewałem mlekiem moje płatki.

- Skąd masz pewność? To znaczy, ja też w to wierzę, ale... - zawahała się.

- Bo nasz miłość jest silniejsza. Wiem, że tam wróci, bo płomień naszej miłości, płonący w jej sercu nie zgasł i to, że wtedy tam przyszła wyraźnie to pokazuję, więc przyjdzie i kolejny raz, bo tęskni za mną, tak jak ja za nią i jej serce bez mojego widoku długo nie wytrzyma, zwłaszcza po tym, jak zobaczyła mnie ostatnio. – może to głupie, ale naprawdę jestem o tym przekonany.

***

- O której dzisiaj tam wychodzisz? – z rana Pearl wparowała mi do sypialni.

- A pierwsze może byś, tak zapukała? – ocierałem oczy.

- Dobra, dobra, to o której? – odsuwała zasłony, aby promienie słoneczne wleciały do wnętrza i mnie obudziły.

- Skończę z papierami i pójdę najszybciej, jak tylko mi się uda. – usiadła mi na łóżku, więc popchałem ją nogą i spadła.

- Ała, ty brutalu. – wstała i walnęła mnie w nogę z całej siły, ale prawie nie bolało, bo jest wciąż pod kołdrą.

- Wypadł już młoda. – rzuciłem w nią poduszką.

- Ja ci kufa dam młoda. – rzuciła nią we mnie.

- Że co proszę? „Kufa"? – podniosłem się i stojąc na łóżku górowałem nad nią, w ręce mając poduszkę.

- Co? „Kufa"? Jakie kufa? Ktoś tak powiedział? Nie sądzę kochany braciszku. – zaczęła się śmiać, a ja uświadomiłem sobie, że zapomniałem o... - I weź się Louis zakryj, bo wole nie oglądać twojej porannej erekcji bracie. – wyjąc ze śmiechu wyszła z pokoju.

***

Jak ten czas szybko płynie. Rok temu byłem załamany po odejściu Ivy, z którą teraz jesteśmy w dobrych relacjach, żeby siedzieć na ławce w parku i czekać, aż miłość mojego życia, Claudy się pojawi. Czekałem dzisiaj ponad pięć godzin, lecz noc już nastała, więc czas zbierać się do domu.

Całymi dniami myślę o niej i wyobrażam sobie, jakby mogło wyglądać nasze spotkanie. Ale dla mnie najważniejsze jest to, żeby ono w ogóle się odbyło, nie ważne okoliczności.

Podniosłem dupę z ławki i spoglądając na telefon zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń od Ivy. Musiałem przypadkowo wyciszyć telefon i nie usłyszałem, gdy dzwoniła.

Kiedy byłem w połowie alejki, wybierając jej numer i czekając aż odbierze, przypomniałem sobie, że nie wziąłem bluzy z ławki. Wcześniej było gorąco, więc ją ściągnąłem i zapomniałem ją założyć, z moją pamięcią najwidoczniej nie jest najlepiej.

Chciałem szybko po nią wrócić i być już w domu, bo zimno się robiło. Mimo, że w dzień jest gorąco, to noce są jeszcze chłodne, mimo, że to czerwiec. Podbiegając tam usłyszałem w głośniku głos Ivy i kiedy to miałem się jej zapytać co chciała, mój wzrok przykuło coś innego, ktoś inny...

- Boże Claudy to ty? – w ręce trzymała moją bluzę.

- Co... ty... - nie zauważyła mojej obecności, więc mój widok ją zaskoczył.

- Nie wierzę, że to ty. – chciałem rzucić się jej w ramiona. – Czekaj Ivy oddzwonię do ciebie za chwile. – ze łzami w oczach ze szczęścia, powiedziałem szybko do słuchawki i się rozłączyłem.

- No tak, Ivy. – powiedziała to takim dziwnym tonem głosu, ciężko mi określić, ale jakby zawód, złość i rozczarowanie w jednym - Nie powinieneś mnie tu zobaczyć. Masz to należy do ciebie. – podała mi bluzę. – Zapomnijmy, że się spotkaliśmy, zapomnij o tym.

- Jak to zapomnij? O czym ty do mnie mówisz? – nie wierzę, że ona to powiedziała, tak się nie da po prostu zapomnieć.

- Najzwyczajniej w świecie, wracaj do domu, Ivy czeka i zapomnij. – odwróciła twarz w drugą stronę.

- Nie! Słyszysz?! Nigdy nie zapomnę o tobie, o nas i to nie jest, tak jak ty myślisz Claudy, pozwól mi wyjaśnić. – złapałem ją za ramiona i odwróciłem ją w swoją stronę.

- Nie trzeba nic wyjaśniać, nie musisz. – próbowała się wydostać z mojego uścisku.

- Muszę, bo prawda jest inna. – próbując się wyrwać, kawałek jej płaszcza się odsunął i wtedy moim oczą się ukazał... – Claudy...? Czy ty jesteś w...

-------

Hejo kochani :)

Przepraszam za porę, ale dodaje dla was nowy rozdział. Mam nadzieje, że wam się spodoba :) Zostawiajcie votes i komentujcie :)

Bajo kochani :* Kocham was <3

P.S. Kolejny rozdział będzie w następny weekend, chyba, że znajdę czas w tygodniu, ale nie znastawiacie się.



Nanny // L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz