CHAPTER XXXVII

2.4K 138 6
                                    

*Louis's POV*

To miały być wyjątkowe święta. Najlepsze jak do tej pory, ale jednak...

Te święta były wyjątkowe, lecz nie z powodu radości i szczęścia, a z powodu pojawienia się jej... Ivy. Myślałem, że jej temat jest już zakończony. Ona jednak postanowiła dopisać kolejny rozdział do naszych wspólnych dziejów. Niestety.

Moment, w którym ją zobaczyłem jest trudny do opisania jednym zdaniem. Pierwsze byłem w szoku, myślałem, że mam halucynacje, przez tą radość, że Claudy się do nas wprowadzi, ale potem doszło do mnie, że ona naprawdę stoi w progu.

Kolejny etap to napływająca złość. W tej chwili nienawidziłem jej tak bardzo. Chciałem wyrzucić ją z domu na zbity pysk. Zostawiła mnie i Ruby i nagle postanowiła sobie wrócić? Boże, jak ja ją wtedy... jeszcze bardziej znienawidziłem.

Ale potem... kiedy ta nienawiść przeszła mi, jakby ręką odjął czułem tylko obojętność. Tak, to najlepsze słowo określające mój stosunek do niej. Obojętność. Była dla mnie obcym człowiekiem, jakbym pierwszy raz ją zobaczył, jakby to wszystko co się stało, nigdy się nie wydarzyło, albo... wydarzyło, ale miałem to tak głęboko w dupie i ją samą, że była dla mnie nikim. Do momentu...

Bo kolejną emocją... kiedy patrzyła mi w oczy, kiedy ja patrzyłem w jej niebieskie oczy...

Gdy jej dłoń dotknęła mojej skóry... przypomniałem sobie wszystkie te dobre chwile. To jak chodziliśmy na pikniki, to jak w zimowe niedziele nie chciało nam się nic robić, więc cały dzień leżeliśmy w łóżku i to jak w naszą 3 rocznice zabrałem ją na wspólny weekend do mojego dziadka, a miesiąc później powiedziała mi, że jest w ciąży. Każdy na moim miejscu byłby załamany i nie wiedziałby co ma robić, lecz ja... ja się cieszyłem, nie mogłem się doczekać, aż będę nasze dziecko trzymał w ramionach, bo ją kochałem, bardzo.

Kiedy poszła, po tym jak zgodziłem się, aby w poniedziałek przyszła udawałem, że wszystko jest okej, że spłynęło to po mnie, jak po kaczce. No nie do końca. Z tego wszystkiego nie pojechaliśmy do Claudy, po jej rzeczy. Przenieśliśmy jej przeprowadzkę na weekend, a dzisiaj jest poniedziałek.

Cały weekend myślałem o Ivy. Rozmyślałem, nad tym, dlaczego te miłe wspomnienia i uczucia powróciły. Musiałem to zrobić, skoro Claudy nie chciała przyjść następnego dnia, wolała spędzić święta sama, a przez telefon brzmiała, jakby się czegoś bała i mówiła trochę jakby z wyrzutami. Nie wiem, może się mylę.

Gryzło mnie to, więc wziąłem się za siebie i wciąż myślałem. Ale kiedy te godziny mijały doszło do mnie, że to tylko marnowanie czasu. Zmarnowany czas, bo jestem pewny, że kocham Claudy, że to ona jest miłością mega życia, że to z nią chce spędzić całe życie, a kilka przyjemnych wspomnień z Ivy to nic.

Nic do niej nie czuje, a gdy się było razem wspólna przeszłość jest oczywistością, ale tak naprawdę liczy się teraźniejszość i przyszłość, a ją wiąże z Claudy. Nie zabronię Ivy kontaktu z córką, bo nie chce, żeby mi Ruby za kilka lat wypominała, że nie pozwoliłem powrócić Ivy do jej życia, w końcu to matka.

Każdy popełnia błędy, większe czy mniejsze, ale każdy, ważne, żeby zdać sobie z nich sprawę i starać się nie robić ich ponownie. Jeśli ona znowu zrobi to samo, kolejnej szansy nie będzie, a ja przynajmniej będę miał czyste sumienie i nie będą mnie gryzły wyrzuty sumienia.

***

Zaraz ma przyjść Ivy. Jestem sam. Będziemy sami, Ja, ona i Ruby.

Moja ukochana, gdy dziś do niej dzwoniłem, powiedziała, że nie wie czy dziś przyjdzie, mimo, że ją przekonywałem. Myślę, że bała się spotkania z nią. Pearl zaś od rana jest u Månsa, bo od tygodnia się nie widzieli. On pojechał na święta do swojej rodziny, do Szwecji. Pearl próbowała mnie namówić, żebym ją puścił z nim, ale chyba po moim trupie. Za wcześnie na to.

Siedziałem z Ruby w salonie, bawiąc się z nią, gdy usłyszałem, że ktoś puka do drzwi. Wstałem i z lekkim stresem poszedłem je otworzyć, bo byłem pewny, że to Ivy.

- Kochanie? – zdziwiłem się. – Co ty tutaj robisz? – po naszej rozmowie byłem przekonany, że jednak nie przyjdzie.

- Przyszłam, sam mówiłeś, żebym wpadła. Mam sobie pójść? – ucieszyłem się na jej widok, bo chciałem, aby ona była tu ze mną, bo to z nią tworzę rodzinę.

- Nie, nie chce. Wchodź skarbie. – wpuściłem ją do środka, po czym pomogłem ściągnąć jej płaszcz, który miała na sobie.

Ledwo zdążyłem powiesić go na wieszaku, gdy tym razem usłyszałem dzwonek do drzwi. Teraz to na pewno była Ivy, bo o wcześniejszym niż, dopiero jutro rano powrocie Pearl do domu można zapomnieć.

- Hej Louis. – nie czekała nawet, aż ją wpuszczę, bo sama wepchała się do środka.

- Nie zapominasz się czasami? – jest gościem, a nie mieszkańcem tego domu, więc niech się tak nie zachowuje.

- Przepraszam, to przez te emocje, nie mogę się doczekać spotkania z córką. – przynajmniej widać było, że się cieszy na to spotkanie.

- Dobra, ściągaj kurtkę i chodź. Ruby jest w salonie, myślę, że jeszcze pamiętasz gdzie to jest. – ruszyłem przodem.

*Claudy's POV*

To był jednak zły pomysł, że tu przyszłam. Widok ich razem, bawiących się z ich córką mnie boli. I to bardzo. Rozumiem, że ona jest jej mamą i ma prawo widzieć swoje dziecko, naprawdę doskonale to rozumiem, ale to, że to rozumiem, nie znaczy, że nie sprawia bólu.

Minęły już trzy godziny, odkąd ona tu jest. Ten czas dłuży mi się niesamowicie. Stoję w kuchni, czekając aż woda w czajniku się zagotuje. Siedzenie tam z nimi, nie jest najprzyjemniejsze, więc postanowiłam wyrwać się na chwile i poszłam zrobić Louisowi herbatę, jego ulubioną. I oczywiście nie spieszyło mi się do nich wracać.

Zalałam torebkę herbaty dolewając do tego odpowiednią ilość mleka, a następnie ruszyłam do nich. Podczas, gdy ja kładłam kubek na stole, Louis mówił, że Ivy już wychodzi. Nie powiem, że mi nie ulżyło.

On zakładał kurtkę na nią, a ja wzięłam Ruby na ręce i wzięłam ją na górę, bo było już późno, więc trzeba ją umyć i położyć spać. Kiedyś patrząc na nią widziałam, jak bardzo jest podobna do Louisa, a teraz coraz łatwiej zauważyć, jak podobna jest do Ivy.

Zaśpiewałam jej kołysankę, gdyż Lou poszedł wziąć prysznic, po czym patrzyłam jak śpi. Jest już taka duża. Zapatrzyłam się na nią, przez co nie usłyszałam, że Louis wszedł do pokoju. Przytulił mnie od tyłu i pocałował delikatnie w usta, gdy głowę odwróciłam w jego stronę.

- Wiesz co Claudy? – mocniej mnie przytulił.

- Co? – wyszeptałam, żeby nie zbudzić małej.

- Kocham cię. – chwycił mnie za biodra i skierował przód mojego ciała do niego. – Pamiętaj o tym. – od czasu jej pojawienia, coraz częściej to słyszę.

----

Hejo kochani :)

Od razu bardzo was przepraszam, że nie dodałam rozdziału tydzień temu, ale miałam problemy i musiałam szukać nowego domu i nie miałam czasu i chyba głowy do pisania. Ale... rozdział już jest. Właśnie skończyłam go pisać. Mam nadzieje, że wam się spodoba :) Komentujcie i zostawiajcie votes, bo to naprawdę bardzo motywuje :)

Bajo kochani :* Kocham was <3

P.S. Kolejny rozdział spróbuje napisać na następny weekend, ale nie obiecuję, bo w środę się przeprowadzam i nie wiem czy znajde czas, choć się postaram zrobić to dla was.

Nanny // L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz