Rozdział 4

780 49 3
                                    




POV Damien

 Skończyłem z Nicolasem trzecią rundę grania w wojnę. Uczyłem tego małego zasad gry karcianej, do której nie można było mieć jakiejkolwiek taktyki. Wszystko opierało się na szczęściu i losie. Ponadto zależało to od tego jakie karty się wylosowały. W ten sposób mieliśmy remis, a ostateczną rundę wygrał chłopiec. Poleciłem mu pójście do łazienki i przemycie buzi upaćkanej słodką mazią. Sprzątnąłem karty chowając je do specjalnego pojemnika. Kiedy chłopiec wrócił z łazienki chwyciłem go za rękę i razem opuściliśmy biuro. Jak na niespełna siedmiolatka był bardzo cichy. Odzywał się kiedy czuł się bezpiecznie. Przy Tayi i bliźniakach mówił najwięcej. Przy mnie zdołał wypowiadać pojedyncze słowa. Nie zamierzałem wymuszać rozmowy akceptując jego sposób przebywania wśród ludzi. Nie mówił dużo, nie udzielał się woląc żyć w cieniu. Najwidoczniej wydarzenia w jego niewinnym życiu tak na niego wpłynęły, że najbezpieczniej czuł się niemy. Wszyscy wiedzieliśmy, a raczej trzymaliśmy kciuki, że z czasem zacznie się normalnie porozumiewać. Wiedziałem również, że Taya umawiała się z Vanessą na sesję z Nicolasem, żeby z młodym poradzić sobie z traumami.

 Mała kudłata, czarna kulka wpadła na chłopca prosząc się o atencję. Nicolas w pierwszej sekundzie wzdrygnął się spłoszony gwałtownym zachowaniem zwierzaka.

— Zion. — Zwróciłem mu uwagę. Pies odsunął się na dwa kroki małych łap. Uspokajając szczenięce hormony szczęścia powoli podszedł do dziecka. — Grzeczny szczur.

— To pies. — zauważył chłopak.

— Może być i szczur. — wymamrotałem, zaszczycając kundelka głaskaniem. Wywalił różowy jęzor, dysząc jakby miało mu zaraz stanąć serce. — Chcesz się z nim pobawić, czy mam go zabrać?

— Pobawić. Mogę wziąć jego zabawkę?

— Możesz. — zgodziłem się, zapinając Zionowi smycz.

 Wyszliśmy z budynku wychodząc na zagrodzony teren. Można było z niego wyjść z mojego biura i był to najlepiej strzeżony obszar. Kamery, betonowe ogrodzenie, u góry zabezpieczone drutami pod napięciem. Zacieniony był przez drzewa.

— Gdyby coś się działo naciskasz ten przycisk. Poinformuje nas o wezwaniu. Wtedy ktoś przyjdzie. — Wyjaśniłem działanie alarmu wewnętrznego. — Zion, pchło chodząca. Masz być grzeczny.

 Wytknąłem ostrzegawczo palec. Pies pomrugał, co było dla mnie oznaką zrozumienia.

 Zostawiłem szczenięta w sztucznym ogródku. Przeszedłem przez labirynt korytarzy. Po drodze minąłem kilku swoich ludzi. Jednemu z nich nakazałem pójście i pilnowanie istot znajdujących się na powietrzu.

 Przystanąłem w wejściu do salki. Obserwowałem jak Ria trenuję z Tayą. Początkowy trening techniki zmienił się w ostry sparing. Nie oszczędzały się, choć moment kulminacyjny nastąpił kiedy nastolatka trafiła w nos trenerki. Wtedy jakaś siła nieczysta zawładnęła blondynką. W kocich oczach czaiło się coś, czego nie potrafiłem zdefiniować. Gwałtownie złapała zawodniczkę w klincz. Taya próbowała odepchnąć ją za ramiona, gdzie przy takim chwycie powinna spychać ją za twarz albo obijać boki. Szamocząc się ułatwiła jej robotę do złapania tajskiego klinczu. Zaskoczeniem dla wszystkich był brak reakcji kiedy Taya zaczęła klepać by wypuściła ją z pułapki. Wręcz mocniej ją docisnęła. Otrząsnęła się kiedy poderwała kolano do góry. Wypuściła ją, otępiała kręcąc głową. Musiała przeprowadzić ze sobą rozmowę. Analizować co doprowadziło ją do takiego stanu. Żądza krwi jej nie opuściła, wręcz czaiła się gdzieś w odmętach świadomości. Potrzebowała walki żeby wyzbyć z siebie nagromadzoną energię. Myśl o jej powrocie do oktagonu nie powodowała u mnie pozytywnych wibracji, ale kim ja byłem by jej tego zabraniać?

Imperium Tom 3 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz