Rozdział 27

699 45 3
                                    


POV Ria 

 Pomimo ostrzeżeń ze strony Ryana, Niny i każdego, kto jakkolwiek znał Damiena bliżej niż inni byłam zaskoczona informacją o podpaleniu posiadłości rodziny Williams. Nie sądziłam, że podąży akurat taką ścieżką. Po przekazaniu przez Doggiego informacji i protokołu wyrwanego od straży stwierdziłam, że pierdole zajęcie się tym natychmiast. Dlatego wsiadłam za kierownice samochodu prawnika i pojechałam do posiadłości zostawiając sprawę swojego niepoczytalnego mężczyzny. Miałam dość przejmowania się wszystkim na raz. Byłam zmęczona po całym dniu pracy i siedzeniem w podziemnym hałasie. Chciałam tylko odpocząć, a spadła na mnie kolejna bomba. I nawet nalegający i poganiający mnie Ryan nie zmienił mojej decyzji.

 Po prysznicu padłam na łóżko pogrążając się w niepewnym śnie. Śniły mi się potencjalne sceny pożaru. Odtwarzałam obrazy palącego się domu, jakbym była na miejscu. Jakbym to ja go podpaliła. Nie wiedziałam jak wyglądał ten dom. Gdzie się znajdował. Mimo to mój mózg we śnie wytworzył te sceny. Były potworne, przez co wierciłam się po materacu. Przez które kolejna noc była nieprzespana. Skutkowało to późnym wstaniem z łóżka i niezadowoleniem Ryana, który czekał na mnie w kuchni. Kiedy do niej wkroczyłam gotowa do wyjścia nie miał pogodnej miny.

— Dwunasta. — Wskazał zegarek. — Jest południe, Ria. Jak ty możesz tak funkcjonować?!

— Normalnie. — Wzruszyłam ramieniem i połknęłam garść witamin i leków. — Nino, masz coś dla mnie na szybko?

 Na stole leżało kilka potraw, ale żadne nie należało do tych do zjedzenia na raz. Prócz pieczonego chleba, który zabrałam i posmarowałam masłem.

— Zjedz porządne śniadanie, Ria. — nakazała wskazując miejsce u szczytu stołu. — No już. Ryan czekał na ciebie trzy godziny, dziesięć minut go nie zbawi.

— Ależ oczywiście. — sarknął, korzystając ze stygnącego jedzenia. — Gospodarujcie mi czas. Nie krępujcie się.

— Nie drażnij jej. — ostrzegła go staruszka. — Jedz, Ria. Herbaty przeleje ci do termosu.

 Więcej nie musiała mówić. Nałożyłam sobie porcję sałatki warzywnej, która zagryzałam grzankami. Nie przejmując się potencjalnym zadławieniem szybko pochłonęłam śniadanie byleby nie musieć słuchać kolejnego narzekania Ryana. Podziękowałam Ninie za pyszne śniadanie i herbatę przyciągając ją do uścisku. Oddała go sunąć dłońmi wzdłuż kręgosłupa. Nie ukrywałam jak bardzo potrzebowałam i jak bardzo brakowało mi bliskości. Czyjś ramion albo zwykłego dotyku. Szeptała mi zapewnienia o polepszeniu się sytuacji, ale nie chciałam w nie wierzyć. Nie zapowiadało się aby coś uległo zmianie. Wszystkiemu przyglądał się mężczyzna. Kiedy przyłapałam go na wgapianiu się opuścił smutno głowę. Też przeżywał nieobecność Damiena.

 Przed samym wyjściem upewniłam się czy posiadałam wszystkie dokumenty. Kiedy dałam znać Ryanowi, że mogliśmy rozpocząć wyjaśnianie sprawy z domem, zatrzymał mnie mierząc wzrokiem.

— Załóż płaszcz. Jest dziś chłodno, a nad oceanem będzie wietrznie. Nie chcę latać ci po leki kiedy się rozchorujesz.

 Zaplótł ramiona na piersi oznajmiając gestem brak chęci na negocjację. On wymagał ode mnie założenia dodatkowego okrycia. Zerknęłam na swój ubiór. Miałam na sobie jeden z grubszych kompletów dresowych. Płaszcz sprawiłby, że roztopiłabym się pod warstwami.

— Od kiedy się mną przejmujesz? — zagadnęłam, wyjmując z szafy lekki płaszcz. Gdybym go nie wzięła nigdy nie wyszlibyśmy z posiadłości.

— Od kiedy Williams kazał mi o ciebie dbać. — odpowiedział, nie kryjąc się z faktem, że się z nim komunikował.

Imperium Tom 3 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz