Rozdział 15

689 42 9
                                    


POV Ria 

 Kilka następnych dni było dla mnie prawdziwą katorga. Przyzwyczajanie się do nowej rzeczywistości pozbawionej Ziona było dla mnie okropnie trudne. Kiedy tylko zostawałam sama ze sobą pogrążałam się w rozpaczy. W myślach, które przetwarzały obrazy jego czarnych oczu błyszczących bólem i wdzięcznością. Zadręczałam się obrazami jego oprawców, którym poderżnęłam gardła. I nie chodziło o wyrzuty sumienia. Bo nie posiadałam ich względem osób, które zginęły z mojej ręki. W tym wszystkim żałowałam, że szybko z nimi skończyłam. Że nie sprawiłam im takiego bólu na jaki sobie zasłużyli. Poderżnięciem gardła ich ułaskawiłam. Bo zasługiwali na znacznie więcej.

 Przez te kilka dni snułam się po domu jak cień albo spędzałam całe dnie pod ścianą gdzie znajdował się kojec Ziona. Wszystko mi o nim przypominało. Przypominało mi o pustce jaką poczułam kiedy dotarło do mnie, że go nie było. W tym całym szambie byłam ogromnie wdzięczna Damienowi. Za jego wsparcie i możliwość przeprowadzenia zemsty. Nie bronił mi tego. Nie starał się mnie powstrzymywać. Dał mi to czego potrzebowałam. A po wszystkim się mną zajmował. Sukcesywnie odwracał moją uwagę. Pilnował żebym nie gubiła się we własnej głowie przepełnionej bodźcami i rzeczami, na które musieliśmy zwracać uwagę.

 Po cichu, za plecami Damiena zaczęłam szukać najprostszej drogi po zgniłą duszę Ericka Pereza. Ten skurwysyn zasługiwał na śmierć i to bezapelacyjnie. I pragnęłam szybko zakończyć jego życie by przywrócić nam spokój. Byśmy mogli w końcu odetchnąć z ulgą.

 Ale zanim nadeszła pora na jego ostatnie tchnienie musiałam zmierzyć się z problemami, które towarzyszyły mi na co dzień.

 W dzień egzekucji zaczęło się całe bagno związane z moim zdrowiem. Wczesnymi porankami zbudzałam się ze snu, a raczej koszmarów przedstawiających rzeź. Za każdym razem biegłam do łazienki i zwracałam cały żołądek. Towarzyszyły mi nudności i brak apetytu. Każdy z nas zwalał to na stres. Na koszmary, które mnie nie opuszczały. Na czas, gdzie musiałam przeżyć żałobę. Tłumaczyłam to tak sobie zbyt pochłonięta nudnościami.

 Zaczęłam kręcić się po materacu zbudzając się w środku nocy. Otworzyłam szeroko oczy budząc się z kolejnym mary. Czułam uścisk w żołądku. Automatycznie ułożyłam dłonie na podbrzuszu. Zaczęłam drżeć, a zimne poty oblepiły skórę. Pobierałam głębokie oddechy starając cię powstrzymać zbierającą się w ustach ślinę. Swoim nagłym stanem obudziłam Damiena, który natychmiastowo zapalił lampkę nocną tworząc w pokoju półmrok. Poczułam na czole jego ogromną dłoń.

— Nie ruszaj się. — poprosiłam, zatrzymując go w miejscu.

 Każdy ruch na materacu powodował wzmocnienie torsji.

— Znowu, koszmarze? To już musi skontrolować lekarz.

— To wszystko przez koszmary. — szeptałam, kontrolując oddech. — Znowu śnił mi się Zion.

 Wypowiedzenie tego wytworzyło pod powiekami nową serię łez. Zamykając je widziałam tylko krew.

 Zerwałam się z łóżka biegnąc do łazienki. W ostatniej chwili zdołałam się nachylić nad muszlą. Wydalałam z siebie żółć żołądkową. Od kliku dni nic nie jadłam, więc nie miałam czym wymiotować. Tylko żółcią raniącą przełyk i jamę ustną. Spuściłam wodę i wsparłam się o zimne kafelki. Miałam tego dość. Zaczęłam płakać czując się jak wielkie gówno. Nie miałam siły się unieść.

— Z każdym dniem będzie coraz lepiej. Koszmary znikną. — mówił, kucając naprzeciw. — Chcesz się położyć, czy dalej będziesz wymiotować?

Imperium Tom 3 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz