Rozdział 16

700 42 8
                                    


POV Damien 

 Choćbym bardzo chciał dłużej spędzić czas ze swoją kobietą to nie zawsze mogłem. Obowiązywały mnie pewne ustalenia, zasady i zobowiązania wobec pracy. Wobec rzeczy, którymi zajmowałem się nielegalnie, i za które odpowiadałem. Biznesy, którymi kierowałem w podziemnym zgiełku. Przedsięwzięcia, które promowane były pod moim nazwiskiem stanowiły największy procent rozrywkowy w San Francisco i w niewiele mniej w całej Kalifornii. Wśród nieświadomych ludzi byłem uznawany za największe zło, bo oni nie znali faktycznego funkcjonowania rynsztoku. Zważywszy na Czerwone Bramy konkurujące z podziemiem w mieście aniołów nie było osoby, która nie słyszałaby plotek niesionych przez wiatr. Ludzie korzystający z możliwości zobaczenia majestatycznego spektaklu byli tylko obserwatorami, z którego ciągnęło się dobre pieniądze. Byli widzami nie znającymi rzeczywistej brutalności tego świata. Zawodnicy, osoby ściśle związani z drugą stroną mocy znali moje nazwisko. A najwyżej postawione postaci wiedziały, że nade mną, czy za pierdolnietym królem Los Angeles stał Aslan Carrington.

 I to właśnie on trzymał całą Kalifornię w swoich splamionych, brudnych rękach. To on dyktował warunki. To przed nim odpowiadałem. I jeśli to on dzwonił nieważne co robiłeś musiałeś odebrać i zrobić wszystko czego sobie zażyczy. Inaczej możesz łudzić się na jego przebaczenie albo błagać o szybką śmierć. Ten człowiek miał świętą cierpliwość, ale był też chorym pojebem, do którego posiadałem respekt. Niejednokrotnie na własne oczy widziałem jak pokazywał swoją bezwzględność. Jak z zimną krwią pociągał za spust uwcześnię z uśmiechem informując ofiarę o odebraniu życia.

 I pomyśleć, że z taką osobą uczęszczałem do jednej szkoły. Co prawda był starszy, ale posiadałem z nim kontakt od najmłodszych lat.

 Dostając od niego telefon z informacją o spotkaniu nie miałem wyjścia jak dostosować się do żądania. Przeprosiłem Rię za nagłą zmianę planów. Odwiozłem ją bezpiecznie do domu w międzyczasie ponownie ją przepraszając.

— Damien, przecież nic nie mówię. — Objęła mnie za poliki wpatrując się wprost w oczy. —Jedź, spotkaj się z większym gburem od ciebie, a potem wróć, przytul mnie i razem pogrążmy się we śnie.

 Wpatrywałem się w piękne oczy swojej kobiety i nie mogłem przestać się nią zachwycać. Była piekielnie wyrozumiała. I może była taka, bo doskonale zdawała sobie sprawę jak funkcjonował ten świat? Nigdy na niego nie narzekała. I nie ukrywałem, że często było mi to na rękę.

— Lepiej się już czujesz?

 Kocie oczy mogły wrócić do swojej barwy informując mnie o powrocie Rii do siebie sprzed morderstwa, ale pozostałem czujny. Nie podobały mi się jej koszmary i zmożone mdłości. Wykańczała organizm.

— Lepiej. — odpowiedziała, racząc mnie uśmiechem. — Ziółka od Niny działają cuda. A fakt, że dziś pożegnałam Ziona pozwolił mi wrócić do siebie. Nawet chciałam zrobić trening, ale plany się posypały.

 Wspomnienie o psie nie przyniosło jej destrukcyjnego bólu. Nie powodowało zeszklenia oczu, czy płaczu. Przeszła swoją żałobę, zaakceptowała jego brak. Poszła o krok dalej.

— Cieszę się, że już z tobą lepiej. — odparłem, zamykając ją w ramionach. — Gdybyś się źle poczuła to zadzwoń, koszmarze. Nie chcę dowiadywać się od osób trzecich, że mdlałaś albo zmagałaś się z wymiotami.

 Oczywistym było, że wiedziałem wszystko co się z nią działo. Ochroniarze Rii na bieżąco raportowali mi jej samopoczucie. Wiedziałem o omdleniu na parkingu. O jej zachowaniu podczas zakupów. Złożyli raport z jej pójścia do publicznej łazienki, a dokładniej czasie w jakim w niej siedziała. I to pozwoliło mi wywnioskować, że nie czuła się dobrze i zapewne ponownie wymiotowała.

Imperium Tom 3 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz